Włanczyłem (od: włanczać) ostatnio telewizor i się wnerwiłem.
Akurat, jakby nigdy nic leciał film, w którym pewien facet kupił w prezencie swojej znajomej (jeszcze nie dziewczynie... w sensie nie była jeszcze JEGO dziewczyną, w sensie narzeczoną) suknię w prezencie. Jakież to wspaniałe i romantyczne. Na filmach czy reklamach jak gość kupuje kobiecie np. suknię to:
a) stać go na tę suknię, która jest co najmniej drogab) suknia jest dostępna w wymaganym rozmiarze
c) obdarowujący wie jaki rozmiar ma obdarowanka
d) bwie też co się nosi w danym momencie
e) dziewczyna jest szczerze zadowolona z:
a) ceny - im większa tym lepsza,
b) rozmiaru - im mniejszy tym lepszy,
c) wyglądu zarówno sukni - kwestia mody, jak i siebie samej w tejże - to już inna kwestia
d) facet jest szczerze zadowolony, że jego wybranka jest szczerze zadowolona, i wszyscy żyją długo i szczęśliwie, i są bogaci
Dla mnie te podpunkty są dość kłopotliwe do spełnienia. W życiu bym się nie odważył kupić sukni dla mojej żony bo:
a) może i stać mnie na suknię pod warunkiem dokonywania zakupów w zwykłym (tanim) sklepie ale,
b) jak znam życie, odzież na pewno nie byłaby dostępna w odpowiednim rozmiarze nawet gdybym,
c) znał ten rozmiar,
d) nie mam pojęcia o aktualnych trendach
Co prawda jestem osobą wysoce obdarzoną poczuciem gustu, estetyki, wiem co jest ładne, eleganckie, w czym kobieta pięknie wygląda, ale na modzie się zupełnie nie znam.
W związku z tym zadowolenie szczere wystąpić nie ma prawa. I to u żadnej ze stron. Mam też problemy z nazewnictwem: co to jest suknia, sukienka (to taka mała suknia?), spódnica, kiecka, garsonka czy inna halka. To samo ze zdefiniowaniem różnicy między paltem, żakietem, płaszczem a jesionką.
Poza tym, jak kupić coś bez przymierzania i utrafić rozmiarowo? Ja jak kupuję sobie spodnie tutaj w Anglii, w zwykłym sklepie, to najpierw dobieram rozmiar. Nigdy nie pamiętam jaki mam, ale to i tak nie ma większego znaczenia, o czym za chwilę. Biorę więc kilka par, udaję się do przymierzalni i metodą prób i błędów ustalam gabaryty odzieży (albo raczej moje gabaryty względem odzieży). Potem stwierdzam, że ten model mi nie odpowiada, zamieniam go na lepszy i okazuje się, że wymiary nie trzymają wymiaru. Portki okazują się być za wąskie w pasie, za to za długie w nogawkach. Biorę inne. Po kilku próbach zrezygnowany rezygnuję z zakupów i spocony wychodzę ze sklepu. Pocieszam się jedynie myślą, że przynajmniej trochę się pogimnastykowałem, więc czas nie do końca stracony.
Przychodzi mi na myśl w tej chwili mój szwagier. Ponieważ on tak jak i ja, a domyślam się, że nie jest nas tylko dwóch na całym świecie, na myśl o przymierzalni dostaje choroby morsko-klaustrofobicznej. Jest to przypadłość dotykająca przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, mężczyzn. Kobiety wydają się być odporne na tę dolegliwość. Ba, niektóre podobno potrafią się przy tym relaksować. Więc żeby ograniczyć to uczucie o 50%, szwagier ów, wpadł na pewnego pomysła, jakby to powiedział Ferdek K. Jego taktyka kupowania spodni sprowadza się do tego, że kiedy już szczęśliwie uda mu się dopasować odpowiednie, to od razu kupuje dwie pary. W tym szaleństwie jest metoda. ( Uwaga: metoda nie działa jeśli ostatnia para na składzie ).
Z koszulami jest jeszcze gorzej. O ile zakup spodni kończy się w końcu sukcesem, to w przypadku koszul jest to praktycznie niemożliwe tutaj w Anglii ( nie wiem czy w Polsce występuje to samo zjawisko). A to dlatego, że one nijak nie pasują do sylwetki człowieka tzw. homo sapiens (chciałbym zobaczyć manekina, z którego wzięto miarę, i dać mu w mordę). Mówiąc obrazowo są skrojone w ten sposób, że względnie komfortowa pozycja w tym odzieniu to pozycja “na baczność” z rękami zwisającymi swobodnie wzdłuż korpusu, jak płetwy śniętej ryby. Wszelkie próby sięgania po coś z przodu, mogą zakończyć się rozdarciem poszycia z tyłu, tudzież pod pachami, a wystawianie rąk do góry dodatkowo wylezieniem całości ze spodni. Z tego też względu nie wskazane jest chodzić na mecze w takich koszulach, bo może się zdarzyć, że naszej drużynie się powiedzie i odruchowo w sposób gwałtowny wyrzucimy ręce do przodu i do góry “gooool”.
Dostałem takie coś jako mundurek do pracy w komplecie z kurteczką. Wszystko to zrobione z nieprzepuszczającego powietrza materiału. Nie radzę w tym wykonywać żadnych czynności związanych z jakimkolwiek wysiłkiem. Żaden antyperspirant nie pomoże. Pewnie jest to materiał dający się wyprodukować tanim kosztem, reszta nieważna. Założę się też, że jest rakotwórczy. Ale ładne jest, ładne... Nadawałoby się do zdjęcia. Ale czy o to w życiu chodzi? Czy nie może być mniej modnie ale wygodnie? I jeszcze te krawaty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz