Ostatnio oglądałem telewizję, jakieś sprawy między Rosją a Stanami, i się zamyśliłem. Dotarł do mnie pewien szczegół odnośnie czasoprzestrzeni. Zdałem sobie sprawę, że różnica czasu między Moskwą a Waszyngtonem to osiem godzin, tzn. w Waszyngtonie jest dajmy na to dziewiąta rano, a w Moskwie siedemnasta.
Czyli taki prezydent Władimir Władimirowicz P. musi mieć problem z zaśnięciem, bo na pewno zastanawia się, co ten prezydent Donald T. (ten od USA, nie nasz Donald T. od Unii) może nawywijać, bo teoretycznie ma na to jeszcze osiem wspomnianych wyżej godzin. To musi spędzać mu sen z powiek. Można by pomyśleć, że jest w gorszym położeniu i to dosłownie. Z drugiej zaś strony Donald T. (amerykański) musi się wcześnie zrywać, żeby mu nie podstawiono jakiejś świni, bo teoretycznie Władimir jest na nogach od ośmiu godzin, a ten jeszcze w piżamie. Ważne jest też w jakich porach (myślę o czasie, a nie o odzieniu) przeprowadzane są różne pertraktacje przez telefon. Jeśli oni sami ze sobą nie rozmawiają, to na pewno robią to ich wszelkiej maści przedstawiciele. Dla USA najlepiej przeprowadzać taką rozmowę po południu np. o 16:00. W Rosji jest wtedy północ, więc komuniści są już zmęczeni, raz, że późno, dwa, że po obaleniu kilku flaszek i chcą się uwalić jak najszybciej do wyra. Dla Rosji lepiej takie rozmowy przeprowadzać ok. południa, kiedy w USA jest trzecia nad ranem i kapitaliści nie bardzo jeszcze kumają o co kaman, lekko skacowani po eventach z poprzedniego dnia.
A dodajmy jeszcze Koreę Północną, kolejne sześć godzin później niż w Moskwie. W czasie gdy K. Dzong Un (pierwsze - to nazwisko, a potem - to nie wiem) kombinuje coś z wystrzeleniem kolejnej rakiety, zęby Donalda moczą się w szklance na nocnej szafce przy łóżku, podczas gdy on sam chrapiąc, przewraca się na drugi bok, szorując przy okazji piętami po łydkach Melanii.
A co z wizytacjami? Kto ustala godziny spotkań? Normalnie, to gospodarz mówi np.: "Wpadnijcie do nas na siódmą wieczorem". Więc jeżeli kraje nie darzą się sympatią, to gospodarz złośliwie ustali taką godzinę wizyty, że gość przyjdzie kołowaty. Ciekawe czy sobie pomagają dopalaczami? Pół biedy, jeśli to kilkudniowa wizyta, jest czas przywyknąć. Gorzej w przypadku jednodniowego spotkania, wtedy łatwo o gafę, nie tylko towarzyską. Można nie przeczytać wszystkiego co jest w danej umowie, zwłaszcza napisane małym drukiem, podpisać i nieszczęście gotowe.
Tutaj jest duże pole do popisu dla służb wywiadowczych. Taki szpieg może łatwo uzyskać informacje, o której godzinie delikwent chodzi zwykle spać w swoim kraju, dopasować czas spotkania i do tego puścić jakąś muzyczkę w tle. W każdym hipermarkecie pracuję taki magik od nastrojowej muzyki, za pomącą której, otumani nas, dzięki czemu zostawimy więcej kasy.
Na szczęście ja w dyplomacji nie robię i wszystko wskazuje na to, że w tym życiu tam nie trafię, bo można by mnie było łatwo podejść. Wystarczy dobrze nakarmić i włączyć w telewizorze odpowiedni program, najlepiej z odpowiednim lektorem (jest taka jedna pani, Krystyna C, której nie mogę się oprzeć i jak ją słucham to momentalnie opieram się o poduszkę i odlatuję, tzn programy są bardzo ciekawe, żeby było jasne, tylko muszę być wypoczęty). Można puścić coś z dziedziny ornitologii:
"Właśnie jesteśmy świadkami niezwykle fascynującego zjawiska jakim jest samica perkoza szkarłatnodziobego wysiadująca jaja. W tym czasie samiec bacznie jej się przygląda".
Nawiasem mówiąc nie wiem czy nie powinno być perkozka, jeśli chodzi o żeńską odmianę tego słowa. Ostatnio jest z tym sporo zamieszania. Parę dni temu byłem świadkiem kolejnej sprzeczki w tym temacie. Pewna posłanka zwróciła uwagę swemu oponentowi, że tak właśnie powinien się do niej zwracać (czyli pani posłanko), a nie per pani poseł. Jakby nie mieli większych zmartwień. Ale rozumiem, że każda okazja jest dobra, żeby utrzeć (nie mylić z wytrzeć) nosa przeciwnikowi.
Przed snem zwykle chodzimy jeszcze do ubikacji, więc można gościa dobrze napoić, jeśli nie chce jeść, bo na diecie, albo obawia się zemsty Montezumy (biegunki), a spotkanie takie zorganizować w pokoju z oknami wychodzącymi na ogród, a tam fontanna. Przy braku fontanny można ustawić ogrodnika z wężem (takim gumowym), żeby podlewał trawę. Gość o niczym innym nie będzie myślał tylko jak tu najszybciej zrobić siusiu i iść spać, podpisze wszystko co mu podsuną.
Pisząc o USA czy Rosji trzeba mieć na uwadze, że to duże kraje. USA ma cztery strefy czasowe plus Hawaje i Alaska, a Rosja jedenaście (na dzień dzisiejszy, bo to się u nich często zmienia - wyczytałem to wszystko w internecie). Biorę zatem pod uwagę czas w stolicach.
A wszystko przez to, że Ziemia jest okrągła i się na dodatek kręci. Gdyby była płaska i nieruchoma nie byłoby tych problemów. Trudno, musimy jakoś z tym żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz