sobota, 30 maja 2020

16. O granicach wytrzymałości i przeznaczeniu

   Znowu zamierzam kupić coś na popularnej platformie zakupowej, nazwijmy to PPZ (nie podam prawdziwej nazwy, żeby nie reklamować) w angielskim internecie i najprawdopodobniej się znowu wnerwię. Dlaczego w ogóle kupuję cokolwiek tam, gdzie króluje tandeta? To jest dość trudne pytanie, a właściwie odpowiedź na nie.
No pewnie dlatego, że niby jest taniej tzn. przeważnie rzeczywiście jest taniej, biorąc pod uwagę tu i teraz, ale w rzeczywistości pewnie taniej nie jest, bo rzecz szybko się zużywa, czyli jej granica wytrzymałości jest zminimalizowana do granic wytrzymałości kupującego. Potem muszę kupić drugą taką samą, albo (i tak się dzieje przeważnie) nie wchodząc drugi raz do tej samej rzeki, kupuję lepsza i droższą, czyli ogólnie summa summarum tracę na tym interesie. Ale niech tam, niech się szybko zużyje, ale przynajmniej na początku swojej egzystencji niech działa poprawnie albo w ogóle działa.
   Więc może nie kupować badziewia, tylko odżałować trochę kasy i od razu kupić firmówkę?
   Przypomina mi się historia pewnej żarówki zrobionej (to chyba lepsze słowo niż wyprodukowanej) podobno w 1890r. czyli 130 (słownie: sto trzydzieści) lat temu... i ona nadal, prawie nieprzerwanie,  świeci, licho bo licho, ale jednak. Dlatego drażnią mnie zapewnienia wysyłane do mojego mózgu w formie ustnej, lub częściej pisanej, reklamy na opakowaniu, że produkt (czyli nasza żarówka, skoro już się do niej przyczepiłem) będzie jarzyć tyle to a tyle godzin, czyli długo, i jest to niewątpliwe osiągnięcie specjalistów danej firmy. Jestem przekonany, że owi specjaliści całe swoje wysiłki kierują, żeby nie stworzyć zbyt dobrej rzeczy, żeby klient poszedł i kupił drugą, żeby w rezultacie firma mogła dalej istnieć. Jedyne pole, na którym mogą się fachowcy wykazać, praktycznie bez ograniczeń, to jest atrakcyjność opakowania. Tutaj wszystkie chwyty dozwolone.
   Reasumując, mam wybór pomiędzy patałachami wyrabiającymi tanie buble, a cwaniakami i produktami lepszymi z cenami bardzo lepszymi. Decydującym czynnikiem jest zatem stosunek ceny do jakości. I bardzo często przed transakcją spędzam dużo czasu nad tym stosunkiem i nie zawsze jestem na końcu usatysfakcjonowany.
   O ile w przypadku wspomnianej powyżej granicy wytrzymałości mogą się znaleźć ekonomiści i mnie przekonać co do słuszności takiego rozumowania, że gospodarka, popyt i podaż, miejsca pracy itd., to jeśli chodzi o drugi aspekt tzn. przeznaczenie produktu, to już nie będę tak wyrozumiały.
   Ja rozumiem, że w przeszłości też niektóre rzeczy nie były do końca stosowane zgodnie z zamysłem jaki towarzyszył jego twórcom, ale w poprzedniej epoce panowały przejściowe kłopoty z zaopatrzeniem, albo nie wszystkie rzeczy były jeszcze wymyślone. Na przykład piwo, niby do picia, ale kiedyś ( teraz zresztą też ) służyło do kręcenia włosów. Fryzurę stojącą na punka można było osiągnąć przy pomocy cukru.
   No dobra, ale dzisiaj nie powinniśmy już narzekać na braki towarów w sklepach. Oto kilka przykładów zastosowań przedmiotów nie do końca zgodnych z ich zakładanym przeznaczeniem.
   Kupiłem sobie kiedyś taki ekran szmaciany do użycia jako tło przy robieniu zdjęć tzn. portretów przede wszystkim. Fotografia to moje hobby amatorskie. W odróżnieniu od zawodowego hobby, gdzie hobbysta zajmuje się w dalszym ciągu amatorsko daną czynnością, ale osprzęt jaki kupuje jest na poziomie profesjonalnym i co za tym idzie, ceny też. Więc jak już wspomniałem, kupiłem sobie taką płachtę przez internet na PPZ, która wg zapewnień sprzedawcy powinna się pozbyć załamań, jakie musiały powstać, bo produkt był zapakowany i złożony w prostokąt, a które są wręcz dyskwalifikujące przy fotografowaniu. Miało wystarczyć tylko zmoczyć płachtę i rozłożyć ją na ok. 15 minut. Zgodnie z zaleceniem zmoczyłem (a raczej moczyłem wielokrotnie) i rozwiesiłem ją na dołączonym stelażu, na dobre kilka dni. Jak się nietrudno domyślić, prostokąty nie zniknęły, ja się poddałem i rzuciłem szmaty w diabły, czyli do szopy.
   Przypomniałem sobie o nich z okazji malowania mieszkania. Okazało się, że doskonale nadają się do przykrywania podłogi lub mebli, nie elektryzują się jak folia, są widoczne i antypoślizgowe, dzięki czemu unikamy potknięcia, wywrotki, wybicia zębów, czy też rozlania wiadra z farbą. Są wielokrotnego użytku, przez co tańsze. A co do tła do zdjęć, to idealnym zastosowaniem może być roleta okienna (typ nieprzepuszczający światła) możliwa do zakupu w pewnym szwedzkim sklepie, gdzie nie skręcają mebli tzw. ZTS (złóż to sam).
   Kolejny przykład. Kiedyś kupiłem zegarek do motoru, mocowany na kierownik. Rzecz zrozumiała, powinien być wodo-, a raczej deszczoodporny. Niestety, przy pierwszej mżawce nabrał wody w usta tzn. w cyferblat. Zabrałem go do domu, rozebrałem, wypompowałem wodę i przy okazji skonstatowałem, że uszczelnienie antywodne jest takie kiepskie, że klękajcie narody. Nadaje się to tylko do trzymania na biurku w domu i to pod warunkiem, że w domu nie ma wilgoci.
   Zamiast tego można założyć do motocykla zwykły zegarek na rękę (typ - na rękę, nie motocyklowi na rękę). Wiem, wygląda to tak jak wygląda... Co prawda nie odważyłbym się schodzić z takim zegarkiem na głębokość 50 metrów pod wodę (bez niego zresztą też) co często sugeruje napis na szkiełku, ale standardowy deszcz powinien przetrzymać.
   Trzymając się dalej motoru i płachty muszę stwierdzić, że to co się sprzedaje jako pokrowiec na wspomniany jednoślad, nawet kupując w normalnym (fizycznym) sklepie, ale wersję budżetową, nie bardzo się do tego nadaje. Jakiś czas wytrzymuje, jednak jak na mój gust za krótko. Na dłuższą metę nie jest odporny ani na deszcz, ani na słońce (płowieje i pęka), ani na wiatr. Wszystko dobrze dopóki nie i się, małe nawet, rozdarcie. Następuje wtedy reakcja podobna do tej, która cechuje pończochy (lub rajstopy, lub rajtuzy - wiadomo o co chodzi). Pojawia się oczko, a potem nagle dziura wielkości... kolana. W przypadku naszego pojazdu wystarczy lekkosilny wiatr w nocy i rano budzimy się, a tam cały przedni widelec i lampa na wierzchu, jakby miała dość ukrycia i chciała popatrzeć na świat. Jako osłona przeciwkurzowa w garażu  jest ok, ale nic poza tym.
   Zamiast tego polecam pokrowiec zrobiony z materiału, z którego robi się takie torby zakupowe we wspomnianym wyżej sklepie ZTS (można to kupić przez internet). Wiem, wygląda jak wygląda..., ale przynajmniej jest praktyczny.
   Zachęcam więc innych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji do niezałamywania się i cierpliwości. Wystarczy trochę pogłówkować i można zmienić przeznaczenie, jak również przesunąć granice wytrzymałości, rzeczy wydające się niemożliwe.
   A wszystko po to, żeby żyło nam się lepiej i dostatniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz