Pół biedy jeśli chodzi o prezydenta, czyli jedną osobę, niezależną instytucję (przynajmniej teoretycznie). Gorzej jeśli są to wybory parlamentarne, wtedy też niby głosujemy na konkretne nazwiska, ale wg realiów ordynacji wyborczej, tak naprawdę opowiadamy się za konkretną partią. Nie głosuję, bo po prostu nie wiem na kogo głosować.
Stawiając krzyżyk przy nazwisku, i ponosząc tym samym odpowiedzialność za swój czyn, musiałbym spędzić wiele godzin przed telewizorem lub komputerem, czytając gazety lub czasopisma, żeby poznać życiorys kandydata, co on przez całe swoje życie czynił i co mówił. Co robiła jego bliższa i dalsza rodzina do kilku pokoleń wstecz, co wyprawiali jego/jej kumple/kumpelki i kochanki/kochankowie. Do jakiej partii wcześniej należał i co ta partia nawywijała.To nie, że ja się czepiam. To zawodowi komentatorzy, czyli dziennikarze i politycy, wyciągają to wszystko na światło dzienne (nocnego nie ma). Ciężko znaleźć kogoś, kto by nie podpadł. Poza tym, ile czasu trzeba by było poświęcić, żeby to wszystko ogarnąć. I jeszcze, żeby te nasze, i nie tylko, media były obiektywne.
A wszystko przez to, że głosujemy "za", a nie "przeciw".
Niedawno było święto konstytucji. Podkreślano przy tej okazji, że była ona pierwsza w Europie (druga na świecie), z tego jesteśmy dumni. A może warto się pochylić i ustanowić nasz wkład w demokrację, jako pierwsi tym razem na całym świecie, wprowadzając głosowanie typu "przeciw". Co prawda, podobno spora część wyborców i tak podświadomie głosuje "przeciw", ale gdyby było to prawnie zatwierdzone, no to moim zdaniem, sytuacja wyglądałaby ciekawiej. Wyobraźmy sobie przemówienie członka wygranej partii:
"Jestem bardzo zaszczycony, szczęśliwy i dumny, że to właśnie my, nasza idea, nasze poglądy okazały się być tymi, które suweren w sprawiedliwych, zgodnych z konstytucją i prawem, nawet tym moralnym, w sprawnie i w odpowiednim czasie przeprowadzonych wyborach, że to właśnie my okazaliśmy się najmniej znienawidzoną formacją polityczną. Jestem w pełni przekonany, że następnym razem również okażemy się tymi, o których naród wierzy, że dokonali mniej przekrętów, a skala afer jest mniejsza niż innych ugrupowań. A tym wszystkim naszym przeciwnikom obiecujemy, że nadal będziemy tropić ich kombinacje i wykażemy przed niezawisłym i niepodległym narodem, że są tacy, którzy ukradli jeszcze więcej niż my. Przyrzekamy, że nadal będziemy podążać tą słuszną, jak się okazało, drogą, i że inni będą na pewno gorsi od nas. Wznieśmy nasze hasło: nie-ma zmi-łuj, nie-ma zmi-łuj. W tle widać balony w barwach partyjnych, słychać strzelające korki od szampana, sypiące się konfetti.
A co by powiedzieli przegrani?
"Dzisiaj okazało się, że rzekomo jesteśmy na samym dnie moralnym i prawnym. Ale my doskonale wiemy, że to kłamstwo, że są partie jeszcze mniej tolerowane niż my. Wybory były zmanipulowane, wykryto szereg nieprawidłowości, np. baterie w kalkulatorach użytych do liczenia głosów nie posiadały homologacji, za to panie obsługujące klawiaturę posiadały nieprzyzwoicie długie paznokcie, przez co naciskały nie ten klawisz co potrzeba, albo naciskały dwa naraz, za jednym zamachem. Wybory były tendencyjne, a hasła wyrwane z kontekstu. Nadal będziemy ujawniać machloje (innych) i trochę podkładać świnie, żeby społeczeństwo nabrało do tamtych większego obrzydzenia niż do nas. Wznieśmy nasze hasło: bę-dą sie-dzieć, bę-dą sie-dzieć. W tle widać poprzebijane balony, słychać zgrzyt zębów i odkręcanych nakrętek od butelek, konfetti w kubłach na śmieci.
Uważam, że ten sposób przeprowadzenia wyborów zwiększyłby frekwencję, a w czasie rozmów z rodziną czy przyjaciółmi przy stole, zmniejszyło by się ryzyko nieporozumień, czy wręcz awantur, a nawet walki wręcz. Nikt by nam nie zarzucił: "No i zobacz na kogo głosowałeś, no i zobacz co oni wyprawiają".
Jeśli nie można głosować "przeciw", to niech będzie "za", ale inaczej. W przypadku wyborów do parlamentu chciałbym mieć do rozdysponowania, dajmy na to, dziesięć głosów (punktów). Partii "A" przyznałbym 4 punkty, bo moim zdaniem najlepsza (ale nie idealna), partii "B" trzy, trochę gorsza i przydałaby się dla przeciwwagi, partia "C" dwa punkty, bo ma parę dobrych postulatów i jeszcze partia "D" jeden punkcik, bo to niekoniecznie młode, ale jednak wilki, które chcą się wykazać i będą warczały i kąsały, jeśli tylko dostrzegą jakiś fikołek ze strony partii wiodącej. Ktoś taki powinien być w sejmie, tylko broń Boże nie dawać im pełni władzy. Teraz oddając jeden głos na partię, stwierdzam jakoby, że jest ona dla mnie alfą i omegą, i podpisuję się rękami i nogami pod ich wszystkimi poglądami i działaniami w przeszłości, to co wyprawiają teraz i co im przyjdzie do głowy w przyszłości, przynajmniej tej kadencyjnej.
Tak jak wspomniałem wcześniej, staram się unikać polityki, a w szczególności opowiadania się za którąś ze stron, ponieważ żadna na przypadła mi do gustu. Przy okazji chcę zaznaczyć, że to co mamy teraz, to nie jest żadna opozycja totalna. Ja jestem opozycja totalna, bo stoję w opozycji nawet do opozycji (do rządu, ma się rozumieć, też).
W tym roku (o ile to się odbędzie jeszcze w tym roku) mamy kolejny wybór podsuwany nam przez niektórych polityków - bojkot wyborów. Tym razem akurat zdecydowany byłem pójść na wybory i zagłosować "przeciw", ale gdybym tego nie zrobił, mógłbym być błędnie zinterpretowany jako zwolennik owych polityków, a tego bym nie chciał. Nawiasem mówiąc, na chwilę obecną, mieszkając za granicą i tak nie mam możliwości oddania głosu. Mam tylko nadzieję, że termin wyborów, latoś niezwykle płynny, nie popłynie do tyłu i nie zostanie uchwalony na jutro, bo mógłbym beknąć za złamanie ciszy wyborczej, i nie mówcie mi, że ramię sprawiedliwości (i prawa) nie sięga tak daleko. Nie takie niemożliwe rzeczy okazały się możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz