sobota, 13 czerwca 2020

18. O krawatach i ewolucji

   Nie chciałbym, żeby czytający moje pisanie odnieśli wrażenie, że widzę tylko negatywne aspekty naszej obywatelsko-homosapiensowej egzystencji. Dostrzegam także pozytywne przemiany, żeby nie było, że nie, i cieszę się niezmiernie z ich istnienia, chociaż wnerwiam się, że wdrażane za późno i za wolno. Ostatnio w Polsce, zarówno w telewizorze jak i "na żywca", widuję bardzo poważnych osobników, biznesmenów (jedno drugiego nie wyklucza) ubranych w garnitur, jadących rowerem lub poruszających się "z buta", z plecakiem i jeszcze na dodatek w kasku (rowerzyści).
Rzecz kiedyś nie do pomyślenia. Gość w garniturze (lub kobieta w stroju - odpowiedniku garniaka - to się chyba nazywa kostium, ale nie ten kąpielowy) nigdy nie poruszał się rowerem - bo to wstyd, kask - obciach do kwadratu. Obowiązkowo samochód, im większy i czarniejszy, tym lepiej. Obligatoryjnie trzeba było nosić jakieś papiery (w sensie - dokumenty), mile widziany laptop. Wszystko to umieszczone w teczce, takiej z jedną rączką. Później ewolucja umysłowa, czyli moda, dopuściła ową teczkę nosić na ramieniu, wcześniej było to odbierane jakby nasz facet od teczki zajmował się roznoszenem ulotek albo akwizycją (z pełnym szacunkiem z mojej strony do tych zajęć). I właśnie teraz dochodzę do sedna sprawy, albowiem widzę ludzi elegancko ubranych (czyli garnitur) i z plecakiem. Nareszcie. I praktycznie, i wygodnie. Nie można było tak od razu? Rozumiem, że moda na swoje prawa, ale dlaczego to musi się odbywać kosztem zdrowia i wygody.
   Żeby tylko jeszcze zniesiono obowiązek noszenia przeklętych, durnowatych, zbędnych, uciążliwych, bezsensownych, duszących krawatów. Nie jestem kobietą, i tak już najpewniej pozostanie, ale słyszałem, że w wersji damskiej problem ten się przejawia w postaci wysokich obcasów/szpilek. No może ładne, ale czy wygodne i zdrowe dla zdrowia? Nie chodzę w szpilkach, więc się nie wypowiadam.
   Tyle się mówi teraz o bezpieczeństwie, więc może to dobry czas, żeby się pochylić nad tym zagadnieniem. Proponuje przeprowadzić ankietę wśród ludzi wykonujących zawody, gdzie poddawani oni są naciskom i groźbom psychicznym, fizycznym i finansowym do noszenia krawatów, czy poczuliby się bez nich lepiej i tym samym bardziej komfortowo, przez co wykonywaliby swoją pracę w sposób bardziej bezpieczny. Niech się wypowie taki np. kierowca autobusu czy pilot boeinga transportujący wielu pasażerów, w tym kobiety i dzieci, czy lepiej (bezpieczniej) pracowałoby mu się bez tej pętli na szyi.
   Krawat powinien być używany w wyjątkowych okolicznościach, żeby podnieść wagę wydarzenia, podkreślić doniosłość. Zakładając krawat sygnalizujemy otoczeniu, że oto dzieje się coś wyjątkowego. Codzienne chodzenie do pracy (z wyjątkiem dni wolnych od pracy) takim wydarzeniem raczej nie jest. Tłumaczenie, że chodzi o wizerunek firmy, jakoś do mnie nie trafia.
   Ostatnio kapitaliści z wielkim hukiem wystrzelili w kosmos rakietę, aż dziw bierze, że kosmonautom nie kazano zakładać krawatów. Przy przekazie telewizyjnym, w stanie nieważkości, na pewno rzucałyby się w oczy (dosłownie i w przenośni). Byłaby to niezła reklama, wszak rakieta wyprodukowana w prywatnej firmie.
   Plusem dodatnim jest, że coraz więcej, chociaż ciągle za mało, zauważam ludzi w Polsce (cały czas mowa o typie "biznesmen"), jeśli nie uśmiechniętych, to przynajmniej pogodnych. Kiedyś w dobrym tonie było oblicze posępne z zabarwieniem zarozumiałym. Namacalny dowód (jeśli dotknąć takie oblicze), że pieniądze - te prawdziwe, albo jeszcze gorzej, pożyczone (kredyty) - szczęścia nie dawały.
   W UK, jak to w UK, społeczeństwo chodzi uśmiechnięte, nawet biznesmeni. Oprócz nich (biznesmenów) jest jeszcze inna grupa zmuszana do noszenia marynarek i krawatów, a są to dzieci, choć nie wszystkie. Szkoły (również te darmowe, publiczne) chcąc podnieść swój prestiż, jako obowiązkowy strój (w UK dzieci chodzą do szkoły w swego rodzaju "mundurkach", każda szkoła inny kolor - popieram) zamiast zwykłych swetrów i koszulek, ustalają, że będą to właśnie marynarki i krawaty (dla dziewczynek i chłopaków). A dzieci, jak to dzieci, mają swoje zabawy. Dzięki temu możemy być świadkami interesującego zjawiska: ludzie (młodzi, co prawda) w garniturach grający w piłkę, bawiący się w berka albo w chowanego, bujający/huśtający się na bujawkach/huśtawkach lub wspinający się po drzewach. No błagam.
   Jeszcze słówko odnośnie wizerunku i komfortu. Oglądając telewizję coraz częściej zauważam, że prezenterki ewoluują jeśli chodzi o swoją postawę (dosłownie). Zdaję sobie sprawę, że stać przed kamerą jak rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu (który właśnie zsiadł z konia) w czasie pojedynku i wpatrywać się w przeciwnika (kamerę) tępym wzrokiem, nie byłoby z pewnością estetycznie, ale teraz to już jest lekka przesada.
   Dawno, dawno temu nasz praprzodek poruszał się na czworaka, potem na dwóch nogach, jego sylwetka stawała się coraz mniej pochylona, aż wreszcie mamy to, co mamy. Do niedawna stopy kobiet w telewizorze musiały być ustawione w linii prostej do widza. Obecnie możemy zaobserwować tendencję do tzw. antyrozkroku, czyli prawa stopa po lewej stronie i vice versa, lewa - po prawej. Do tego jeszcze plecy, kiedyś za proste (inaczej nie potrafię tego opisać) , teraz to tzw. antygarb, czyli wygięte do przodu. No może to i ładnie, ale mi się nie podoba, zbyt sztucznie. A jeszcze czasami trzeba przejść ze stanu statyki do dynamiki, czyli przejść się po studiu, a to bez zdolności ekwilibrystycznych jest mało możliwe.
   No właśnie, przejść się. Dosyć tego pisania, idę na spacer wyciągnąć nogi (w sensie - rozprostować je).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz