Ostatnio dostałem list elektroniczny od mojego polskiego banku (w sensie - umieszczonego w Polsce, w sensie - jego oddziały są w Polsce; jakiej narodowości są jego właściciele, oraz w którym raju podatkowym firma jest zarejestrowana - Bóg raczy wiedzieć), czyli e-mail, którego nazwę przemilczę (banku), bo takie mam zasady, a których to zasad aż mnie korci, żeby teraz nie przestrzegać, ale banków zawsze się bałem, więc jednak nazwy nie wymienię. Bank ów, a właściwie ludzie reprezentujący go, mogliby mnie pozwać za to do sądu. Nie jestem bukmacherem, ani nigdy nie korzystałem z ich usług, ale gdybym miał obstawiać, to raczej bym postawił wszystkie swoje oszczędności na moją przegraną. Ewentualne odszkodowanie łatwo byłoby uzyskać, przecież trzymam u nich swoją kasę - zrobiliby tylko przelew na własne konto
Sam list nie byłby rzeczą straszną, gdyby okazał się być reklamą. Stanowiłby, co najwyżej, jak większość zjawisk w moim życiu, rzecz wnerwiającą, ale już pierwszy rzut oka pozwolił ocenić, że to coś innego.
"Dzień dobry" - zaczęło się niewinnie, jakby nigdy nic, chociaż wolałbym, żeby początek był np. „hurra, jesteś szczęściarzem, wygrałeś...” itp, itd; byłbym spokojniejszy i wiedział na czym stoję.
"W najbliższym czasie wprowadzimy kilka nowości..." - no tutaj, przyznaję, trochę zacząłem się bać. Praktyka życia codziennego nauczyła mnie, że jeżeli jakaś instytucja wprowadza nowości w swoich usługach, czy też kontaktach z klientem, to nie zawsze jest to z korzyścią dla nich (klientów). Automatycznie, w takich przypadkach, moją reakcją jest nieufność, czujność, ostrożność, baczność (staję się baczny), lęk, a w skrajnych przypadkach, nawet panika. Nowość oznacza, że będę musiał się czegoś uczyć, a uczyć się lubię tylko o rzeczach, które lubię, i zanim zaznajomię się z nowością, działam początkowo po omacku, czyli na czuja, płacąc często gapowe. Weźmy np. taki regulamin lub, co gorsza, cennik używania (ogólnie rzecz biorąc) kont bankowych, jak tylko się zmienia, ja ciężko to przechodzę.
"...aby zwiększyć Twoje bezpieczeństwo w sieci,..." - zawsze jak ktoś zwiększa moje bezpieczeństwo, to oznacza to jednoznacznie, że życie stanie się trudniejsze,
"...ułatwić płatności..." - czyli że łatwiej mi będzie wydawać moje kochane pieniążki; od razu poczułem się „bezpieczniej”
"...i rozliczenia kredytów." - to jedno mnie nie rusza, bo nie posiadam żadnych kredytów w tym banku i brać nie zamierzam, póki co.
"Będziesz mógł płacić swoją kartą, zanim ją otrzymasz i aktywujesz." - włosy stanęły mi dęba, za to ręce opadły jak płetwy.
No bo jak to rozumieć? Kartą będzie można płacić bez aktywowania jej.
Do tej pory było tak, że nowa karta przychodziła jednym listem, a PIN do niej drugim, teoretycznie w odstępie kilku dni. Teoretycznie, bo zdarzało się, że obie koperty przychodziły razem, albo ja wyjechałem na kilka dni i w mojej skrzynce leżały sobie obie przesyłki, całe szczęście, otoczone ogromem pisemek reklamowych zaciemniających sytuację. Jak by nie patrzył, jakieś gesty w celu podniesienia bezpieczeństwa były podejmowane. A teraz masz ci babo (sorki) placek. Wychodzi na to, że pewnego dnia mogę się obudzić goły i wesoły, bo ktoś użył mojej karty bez mojej wiedzy, zgody i aktywacji.
Reszta listu dotyczyła kredytów, więc nie będę się nią zajmował z powodu, który wyżej wymieniłem. Na końcu były jeszcze dwie istotne informacje, a mianowicie:
„...o zmianach w naszych regulacjach przeczytasz w wykazie (link) i na naszej stronie (link)”,
a druga to:
„Jeżeli potrzebujesz naszej pomocy skontaktuj się z nami tutaj(link)”.
Uznałem,że najprostszym i najszybszym sposobem będzie kliknąć na link od „skontaktowania się”, co też niezwłocznie uczyniłem, bo czas naglił. Powinienem w tym momencie zapalić (papierosa), żeby uspokoić rozstrojone nerwy i wspomóc skarb państwa płacąc niemałą akcyzę, ale niestety jestem niepalący.
OK, klikam. Zostaję przekierowany na stronę banku (cały czas tego samego), gdzie mogę znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania i rozwiązania problemów, z wyjątkiem oczywiście mojego (związanego z kartą). Jest też propozycja, żeby zadzwonić - tego szukałem. Może jak będę miał dużo szczęścia, to uda mi się pogadać z żywym konsultantem. Jest podanych kilka numerów, w zależności skąd i czym dzwonimy; komórką, stacjonarnym (co to takiego?), czy z zagranicy. Numery na oko bezpieczne (w sensie - płatne po zwykłej stawce), ale licho wie. Co prawda poniżej widzę usłużną informację, że „opłata za połączenie zgodna z opłatą przewidzianą przez operatora wg aktualnego cennika. Sprawdź!" (link z wykrzyknikiem). I tutaj się zawahałem.
Pamiętam, jakiś czas temu, po dłuższej przerwie w korzystaniu z bankomatu (i zmianie cennika opłat w tzw. międzyczasie) miałem pewien kłopot z wypłatą gotówki. Wyskoczył komunikat, że „coś tam, coś tam, operacja niemożliwa”. Czyżby ktoś podkorbił mi kasę? Postanowiłem sprawdzić stan konta. Na szczęście była nawet taka opcja na telewizorku, więc klikam - „sprawdzam” (bez wykrzyknika). Wszystko się zgadza, kasiora jest (jeszcze wtedy nie wiedziałem, że o pięć zł mniej). W domu jeszcze raz sprawdziłem konto przez komputer, żeby się uspokoić, i wściekłem się jak wściekły pies, bo zauważyłem, że sczyściło mnie na pięć (cyfrowo: 5) złociszy, właśnie za to, że zachciało mi się „sprawdzać”. Ponieważ było już późno, bank nieczynny, chciał nie chciał, musiałem czekać do następnego dnia, aż przybytek finansowy otworzy swoje podwoje.
Z samego rana spotkałem się z adwokatami. Adwokatami diabła; najpierw w osobie pani kasjerki/konsultantki, a następnie samej pani kierowniczki/naczelniczki banku, w sprawie braku możliwości wypłaty pieniędzy z bankomatu. Przy okazji nie omieszkałem wyżalić się o owe pięć (cyfrowo: 5) złoty. Dostałem odpowiedź, której zresztą się spodziewałem, a mianowicie, że wszystko jest w cenniku i trzeba czytać. Powstrzymałem się od riposty i stosownego (czy raczej niestosownego) komentarza, co sądzę o tego rodzaju praktykach, bo wiedziałem, że merytorycznie pani kierowniczki/naczelniczki nie przegadam, i że to nie ona to wymyśliła, a że była miła i kulturalna, nie chciałem jej psuć humoru z samego rana. Niestety, okazało się, że z moją kartą było coś nie tak, więc musiałem wypłacić trochę gotówki u pani kasjerki/konsultantki, która mnie poinformowała, tym razem przed dokonaninem operacji (finansowej), co i tak niczego nie zmieniło, że będzie się należało dziewięć (cyfrowo: 9) zł. Powstrzymałem się od riposty i stosownego (czy raczej niestosownego) komentarza, co o tym sądzę, z tych samych powodów, co w przypadku konwersacji z panią kierowniczką/naczelniczką. W domu przestudiowałem cennik i dowiedziałem się jeszcze jednej pożytecznej rzeczy, że wypłata poniżej stu (cyfrowo: 100) zł jest obarczona opłatą 2,50 zł (nie chce mi się pisać słownie). Przy kolejnym moim spotkaniu z bankomatem zauważyłem, że ktoś wspaniałomyślnie wymyślił nawet oddzielny przycisk na bankomacie z kwotą 50 zł, czyli poniżej stu - przypadek?
Dlatego, od momentu tej przygody, wzdragam się przed sprawdzaniem czegokolwiek w banku.
Wracając do tematu tzn. braku aktywacji karty, postanowiłem więc przeczytać regulamin. Po długich i żmudnych poszukiwaniach znalazłem to czego szukałem:
„Będziesz mógł płacić swoją kartą jeszcze zanim ją dostaniesz i aktywujesz. Musisz ją tylko dodać do...” - i tu są podane konkretne nazwy usług/sposobów płatności internetowych. Zatem, innymi słowy, muszę kartę, do użytku w sieci, jednak (tak czy siak) aktywować.
Nie można było tak od razu napisać.
A tak na poważnie, uważam, że przed pobraniem opłaty za tego typu czynności (sprawdzenie stanu konta, czy wypłata poniżej stu złotych itp.) powinna być informacja na ekranie i nasza zgoda na kontynuację. Brak tych ostrzeżeń odbieram jako działania podstępne, wredne, perfidne, poniżejpasowe, lisie itp. Już sam fakt pobierania takich opłat jest dla mnie nieporozumieniem. Dlatego nie mam żadnych moralnych wyrzutów sumienia krytykując ten bank (nie wiem jak sytuacja się przedstawia w innych), czego i Państwu życzę.
Ps. Nawet jeśli siedziba banku nie mieści się jeszcze w żadnym raju podatkowym, to na pewno właściciele myślą o tym, żeby tak właśnie zrobić, a myślą też można grzeszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz