sobota, 6 czerwca 2020

17. O teorii prędkości i matematyce

   Jechałem sobie ostatnio samochodem, trochę się rozglądałem po angielskich ulicach i poboczach, i się wkurzyłem. Nie po raz pierwszy zresztą w tej samej sprawie. Wielokrotnie widzę i za każdym razem z tą samą mocą irytuje mnie pewna reklama czy też hasło, nie wiem jak to nazwać. Wymyślona przez tutejszy council (czyt. kansil) czyli urząd miasta. A w zasadzie jego treść: "A little bit slower, a whole lot better" - co w wolnym tłumaczeniu znaczy: "troszeczkę wolniej, ogromnie dużo lepiej".

  Chodzi o to, że jakiś czas temu, oczywiscie dla poprawy bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego, zmniejszono dopuszczalną prędkość z 30 na 20 mil na godzinę. Limit ten obowiązuje w szeroko pojętym centrum, z naciskiem na słowo "szeroko". Rozumiem, gdyby to było w pobliżu szkół czy przedszkoli, ale to jest naprawdę, za przeproszeniem, stosunkowo, ogromny obszar. 20 mil to jest mniej więcej 32 km/h. Spróbujcie poruszać się z taką prędkością samochodem osobowym czy, jeszcze gorzej, motocyklem. Jeśli chodzi o ten ostatni środek lokomocji, to prędkość 20 mil/h jest prędkością graniczną, poniżej której zaczynam mieć problemy z utrzymaniem równowagi i odruchowo wystawiamm nogi na boki. A najgorzej poza godzinami szczytu, albo w nocy przy pustych ulicach. Po prostu się nie da. Rowerzyści szybciej pomykają. To jest dramat. Wiem, że być może wielu się oburzy, bo przecież im wolniej tym bezpieczniej, ale są pewne granice, moim zdaniem, przekroczone w tym momencie. Raj dla radarów, takich ruchomych, nie stacjonarnych, które dziwnym trafem nie stoją (razem z policjantami lub innymi uprawnionymi osobami) przy szkołach, przedszkolach itp. tylko w miejscach gdzie jest pusto, w miarę szeroko i na dodatek z górki (to ostatnie dotyczy tylko jednego kierunku).
   Rozmawiałem pewnego razu z moim znajomym i on również miał podobne odczucia. Pożalił się kiedyś swojej żonie na zaistniałą sytuację.
  - A gdzie się spieszysz, chcesz zapłacić mandat? - zareagowała roztropnie.
   Życie pisze najdziwniejsze scenariusze, ale w tym akurat przypadku nie będzie nic nadzwyczaj zaskakującego jeśli powiem, że następnego dnia oboje wybrali się samochodem po zakupy. Tak się złożyło, że ruch na drodze był wyjątkowo mały. On z uporem (nie mylić z "upiorem") konsekwentnie poruszający się "dwudziestką".
   - Co się dzieje? - poruszyła się żona niespokojnie na fotelu pasażera, spozierając podejrzliwie na prędkościomierz. W jej głosie można było wyczuć troskę, nie wiadomo czy bardziej o samochód, że stary i nie da rady szybciej pojechać, czy o męża, z tych samych powodów.
   - Nic - odpowiedział kulturalnie - staram się jechać z przepisową prędkością.
   - To bardzo dobrze - poprawiła sobie pasy (a właściwie pas, ten bezpieczeństwa) żona - ale bez przesady.
   Do tej pory zachodzę w głowę, jak należałoby poprawnie zinterpretować jej słowa i jak się do nich odnieść jako osoba dysponująca, umieszczonym pod prawą stopą, pedałem gazu.
   Jest jeszcze drugi aspekt tej sprawy, rzekłbym - matematyczny. Różnica między 30 a 20 to jest mniej więcej 33%. (piszę mniej więcej bo to zależy czy od 30 odejmuje się procenty, czy do 20 się je dodaje, wartość procentowa się nieznacznie różni, ale mniejsza z tym, nie o to tutaj chodzi). Moim skromnym zdaniem, wszystko można powiedzieć o trzydziestu trzech procentach,  tylko nie to, że to jest "a little bit". Jakie "troszeczkę"?!
   Pamiętam jak byłem mały, czyli za komuny, wszędzie wisiały hasła propagandowe, mało lub bardzo mało prawdziwe, lubiłem je czytać jako dzieciak, ale nie kojarzę aż tak oczywistej bzdury. Owszem, była galopująca inflacja, ale nazwano ją po imieniu, właśnie "galopującą". Praniu mózgu mówimy: NIE! Patrząc na owe bannery (wszak rzecz dzieje się w Anglii), za każdym razem widzę oczami wyobrażni urzędników o bliżej nieokreślonych rysach, śmiejących się szyderczo prosto w moją twarz.
   Wyobraźmy sobie minę pacjenta z nadwagą, 120 kg, gdy mu lekarz delikatnie oświadczy, że musi schudnąć troszeczkę, 33%. Albo reakcję szefa, gdy go prosimy o podwyżkę, bez znaczenia, w Anglii czy w Polsce:
   -Ile? - spyta szef, nieco rozbawiony z początku, że coś takiego nam przychodzi do głowy.
   -Trochę, 33%.
   Nie macie szefa, własna działalność? To poproście fiskusa o trochę, 33%, obniżki podatku. Kontrolę macie zapewnioną. Może, jako konsumenci, wyjdźmy na ulice z transparentami: "Żądamy trochę, 33%, obniżki cen żywności i usług". Obawiam się, że przeciwko nam nie wysłanoby oddziałów policji tylko lekarzy psychiatrów. Nie pracujecie, to poproście o zwiększenie zasiłków o 33%. Chociaż... Jeśli chodzi o zasiłki, to kto wie, chyba właśnie strzeliłem sobie w stopę.
   Jak by nie patrzył, temat powyższy odcisnął w mojej psychice takie piętno, że aż ułożyłem skromną rymowankę. Można ją nawet zanucić, jeśli znamy melodię dawnego przeboju: "Dwadzieścia lat, a może mniej"

          "Dwadzieścia mil, a może mniej,
           Z taką prędkością jechać chciej,
           I człapać wolno, niczym łoś,
           Pod pedał gazu podłóż coś.

           Dwadzieścia mil, a może mniej,
           Powyżej - council karać chce,
           Szczęśliwy ten kto rower ma,
           Toć nawet składak szybciej gna".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz