Ale się ostatnio zdenerwowałem! Jak to trzeba uważać na to, co się mówi, ale też i pisze. Nie każdy zdaje z sobie z tego sprawę, że wspomnę chociażby polityków (ale dzisiaj nie o polityce).
A wszystko zaczęło się jakieś pięćdziesiąt lat temu, kiedy się urodziłem.
Od razu na początku zaznaczę, że określenie to nie oddaje faktycznego stanu rzeczy. ...
...Nie "ja" się urodziłem, tylko "urodzono mnie", albo "zostałem urodzony" przez moją mamę. Nikt nie powinien nas się pytać: "Kiedy się pan urodził?", tylko: "Kiedy Pana urodzono?". Wielkiej mojej zasługi w tym nie było, że się urodziłem. Z tego co mi opowiadano, to nic tylko beczałem, a potem tylko żarłem/piłem i ... no nieważne.
To tak jak w tym kawale: przyjeżdża wozak wozem konnym i drze ryja: "Gospodarzu, węgiel przywiozłem!". A koń się patrzy na niego spode łba i mówi: "Ta, kurde, ty przywiozłeś".
Wiele pożytku ze mnie wtedy nie było. Co innego teraz (bez ironicznych uśmieszków proszę). Oddajmy zatem cesarzowi co cesarskie. To nasze mamy męczyły się z nami nie tylko w czasie porodu, ale także przez całe dziewięć, przeważnie, miesięcy. To nie nasze (urodzonych) święto, tylko naszych mam, wypada o tym pamiętać.
Tak czy siak, za to, że mnie kiedyś urodzono, ja dostałem teraz na urodziny zegarek. Wymarzony zegarek. Przed rocznicą rozpuściłem pewne podszepty w rodzinie, jakie są moje oczekiwania odnośnie prezentu, jaki chciałbym dostać. Było kilka wariantów i nie zawiodłem się - jedno z marzeń się ziściło.
Nie był to zwykły zegarek, nie był też, na szczęście, wyjątkowo drogi. Moja rodzina doskonale wie, że nie należy mi kupować bardzo drogich rzeczy. Nie, nie dlatego, że zniszczę, połamię, zepsuję, albo zgubię i tyle kasy psu w ... no nieważne. Wprost przeciwnie. Jestem bardzo oszczędny, szanuję to co mam. I dlatego gdybym dostał bardzo drogi zegarek, to bym o niczym innym nie myślał, tylko żeby nie zarysować szkiełka, czy nie zmoczyć, nawet gdyby był wodoodporny do głębokości jednego kilometra.
Mniej więcej z tych samych powodów nie mam bardzo drogiej komórki, a kupując bardzo drogi samochód musiałbym sprawdzać systematycznie, czy nie ma rys na lakierze. Nie jeździłbym na zakupy do hipermarketów, gdzie na parkingu na pewno by mi go poobijali drzwiami, unikał jazdy w brzydką pogodę, żeby nie pobrudzić, mył i polerował go co tydzień, a wsiadając, otrzepywał buty, żeby nie wnieść piasku do środka (lub błota, w zależności od warunków atmosferycznych) - rytuał przypominający klaskanie nogami. Średnia półka, to jest to co lubię i gdzie się czuję najlepiej; komfort psychiczny.
Niemniej jednak parę bajerów mój zegarek ma. Jednym z nich jest to, że jest połączony z komórką i pokazuje SMSy, jak i nne tekstowe informacje. Funkcja bardzo istotna, decydująca - rzekłbym, ponieważ w pracy nie mogę używać komórki (w sensie - dotykać jej). Dzięki temu nie denerwuję się, że coś ważnego przeoczę, bo wszystkie wiadomości mam na bieżąco. Oczywiście bieżącą godzinę też pokazuje.
Pewnego dnia, jakby nigdy nic, byłem sobie w pracy i dostałem wiadomość (na pewną aplikację - komunikator w telefonie, a ten dalej na zegarek, w skrócie - tekst) od mojej małżonki: "Zobacz, co mi twoja siostra wysłała". Niestety, na tamtą chwilę, która trwała około godziny, nie mogłem spojrzeć na telefon. Drugi tekst, tym razem z aplikacji: "Wysłano ci zdjęcie". Tylko informacja, bo zdjęcia na zegarku zobaczyć nie mogę. I trzeci tekst: "Pisała, że zaraził się od ciebie".
W tym momencie należy się parę słów wyjaśnienia, żeby czytelnik mógł poczuć grozę sytuacji. Czas i miejsce akcji - siostra mieszka w Polsce i stamtąd wysłała teksty i zdjęcie do mojej żony zamieszkałej w UK, a ta z kolei (żona moja kochana) wysłała to wszystko do mnie, będącego w pracy (też w UK i też kochanego). Około dwóch tygodni wcześniej, byliśmy w Polsce, gdzie odwiedziliśmy siostrę (i jej rodzinę, ma się rozumieć), w czasie gdy wirus już się pojawił, ale jeszcze nikt do końca nie zdawał sobie sprawy, z czym to się je.
I teraz ta straszna wiadomość. Czułem, że wpadam w panikę. Czyżbym to ja rzeczywiście zaraził szwagra covidem, bo nie miałem wątpliwości, że to o niego właśnie chodzi, że to on padł ofiarą mojego oddechu. W Anglii, liczba zarażonych była (i nadal jest) o wiele większa niż w Polsce. Co prawda nie miałem żadnych objawów, wtedy w Polsce, jak i po powrocie do UK, ale jak wiadomo można mieć wirusa i zarażać innych, nie zdając sobie z tego sprawy.
Ale po co zdjęcie? Co przedstawiało? Jak nic, na pewno zrobione w szpitalu. Oczami wyobraźni widziałem szwagra z podpiętymi wężykami od kroplówek (najgorszy widok to te wenflony, czyli końcówki od kroplówek, wbite w dłonie), bladego, wychudlego i obowiązkowo z respiratorem na twarzy (tzn. z maską respiratora), patrzącego na mnie z wyrzutem, jak zbity pies. W tle takie ekraniki ze skaczącą kropką/kreską i robiące ...pik ...pik ...pik (wykres pikawy). Ale skąd wiadomo, że to ode mnie przeszło, jak mi udowodnią? Pójdę w zaparte.
Po dobrej godzinie ( w sensie - długiej, w tych okolicznościach czas wlecze się z właściwą sobie brutalną ślamazarnością), kiedy już miałem pełny dostęp do komórki i mogłem skonfrontować moją wyobraźnię z rzeczywistością, drżącymi palcami odblokowałem telefon i popatrzyłem na zdjęcie. A na zdjęciu szwagier, uśmiechnięty, szczęśliwy, elegancko ubrany (może nie w garniturze, ale też i nie w szpitalnej piżamie) i najwyraźniej zdrowy.
Jednak coś było nie tak. Twarz, a dokładniej, broda na twarzy (w sensie - zarost). I wszystko jasne!
Otóż zapomniałem dodać, że będąc ostatnio w Polsce, zapuściłem brodę (tzn. zapuściłem wcześniej, ale jeszcze mnie w tym stanie nie widzieli). Budziła ona różne emocje, najczęściej lekkie obrzydzenie (to chyba oksymoron), rzadziej zachwyt (być może z litości). Wszak jednej osobie dała do myślenia na tyle, że sama wzięła i zapuściła sobie brodę. Dlatego siostra napisała to, co napisała, używając słowa "zaraził".
Nie wiem kogo winić za to nieporozumienie, za mój stres i migotanie przedsionków jakich doświadczyłem. Pocieszającym jest jedynie fakt, że moja broda zdobyła czyjeś uznanie, czego i Wam wszystkim życzę (uznania, nie brody).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz