Zbliża się termin odnowienia ubezpieczenia na mieszkanie. Nie lubię tego ja, a podejrzewam, że inni też czują podobną niechęć do tego typu wydarzeń. Po pierwsze jest to wydatek, a prawie nikt nie lubi wydawać pieniędzy. Świadomie piszę "prawie", bo znam osoby, które w wydawaniu kasy znajdują moc przyjemności. Druga rzecz to jest to, że polisa ubezpieczeniowa jest dość specyficznym zakupem. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli z niej korzystać, że się nie przyda. A jak już coś się złego stanie, to że będzie przydatna. Różnie to bywa. Zawierając więc takie ubezpieczenie staramy się, a przynajmniej ja robię co mogę, żeby wiedzieć i być świadomym za co płacę, i czego mogę się spodziewać, jakby co. ...
...Tak też próbowałem robić parę ładnych lat temu, ubezpieczając mieszkanie w UK, ale przez polską firmę, która pośredniczy między klientem a ubezpieczycielem tzw. broker. W założeniu jest to dobry pomysł, mają oferty wielu ubezpieczycieli i mówią po polsku. Pomyślałem sobie, że dzięki temu, zawiłości językowe nie będą mi straszne. Oczywiście nie zamierzam przytaczać wszystkich pytań, tylko te, które sprawiły kłopot.
Pierwsza próg, na jakim się zatrzymałem, to informacja, z czego jest zbudowany budunek tzn. konstrukcja nośna, czego procentowo najwięcej. Spośród dostępnych możliwości wybrałem cegłę, choć najbardziej trafną opcją byłoby "chyba z cegły" - niestety, nie przewidziano takowej.
Następne pytanie: "Czy kiedykolwiek miała miejsce powódź?" A skąd ja mam to wiedzieć? Dopiero się wprowadzałem. Był niedaleko mały kanałek, ale czy kiedykolwiek wylewał, to nie wiem. Poradzono mi, żebym się popytał sąsiadów.
Jedziemy dalej: "Czy są jakieś osuwiska ziemi, czyli czy grunt się zapada (teraz lub kiedykolwiek - jeżeli nie wiem, pytać sąsiadów)? Tym razem odpowiedziałem twierdząco. Przed domem są płyty betonowe i między nimi powstała szczelina, w pionie. "Ale czy płyta się podniosła czy opadła?" Odpowiedziałem szczerze, że na moje oko, to jedna z płyt się trochę podniosła, a druga opadła. Narobiłem zmieszania, bo jak na złość nie było takiej opcji - musiałem się zdecydować - poszło w górę, albo w dół.
"Kiedy powstał bydynek?"
Wyjaśniam, że wszystkie te problematyczne pytania były spisywane na kartce, i po znalezieniu odpowiedzi na nie miałem powtórnie zadzwonić i dokończyć dzieła.
Ponieważ wynajmowałem mieszkanie z councilu (urzędu miasta), tam właśnie udałem się, celem ustalenia daty budowy. Próbowałem wcześniej znaleźć tę informację w internecie, jak też w dokumentach i w broszurach (było tego sporo) - na próżno. Mogłem, co prawda, zadzwonić, ale daleko do oddziału siedziby nie miałem, a wolę rozmawiać osobiście z żywą osobą, a nie przedzierać się przez gąszcz tematów typu "jeśli coś tam coś tam, to wybierz jeden" i na końcu wysłuchiwać irytującej muzyczki.
W oczach uśmiechniętej pani, z którą przyszło mi rozmawiać, wyczułem zaskoczenie, jakby na petenta z taką sprawą natknęła się pierwszy raz w życiu. Próbowała znaleźć rozwiązanie samodzielnie w komputerze, potem przeszła do komputera koleżanki, nie wiem, być może mając nadzieję, że ten drugi jest mądrzejszy. Potem zadzwoniła gdzieś, potem jeszcze raz zadzwoniła do innego "gdzieś", aż wreszcie powiedziała z uśmiechem, że to taki a taki rok, na pewno. Gdzie mogę taką informację potwierdzić, gdyby w razie szkody ubezpieczyciel tego zażądał - tego już mi uśmiechnięta pani nie powiedziała. Cóż, wróciłem do domu, targany mieszanymi uczuciami, czy przypadkiem nie odwaliłem dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty.
Na koniec najgorsze - zapytałem (pani od ubezpieczeń), czy moje mienie jest chronione od rabunku. Słowo klucz - rabunek. W Polsce ubiezpieczałem mieszkanie "od kradzieży z włamaniem i rabunku", tutaj tylko od kradzieży. Włamanie jest wtedy, gdy są ślady włamania, czyli wyważone drzwi albo wybite szyby. Do czynienia z rabunkiem mamy wtedy, gdy np. ktoś zadzwoni, otworzymy mu drzwi, a ten wtargnie do mieszkania i użyje wobec nas przemocy (np. walnie pięścią w nocha), lub też tylko zagrozi, że natychmiast użyje przemocy ("zaraz cię walnę w ryja!"). Słowo "zaraz" jest kluczowe, bo jeżeli rabuś powie: "Dawaj kasę, bo jak nie, to cię jutro dopadnę i nakopię do tyłka", to takie coś się nie liczy i nie dostaniemy odszkodowania za zabrany majątek; mamy w takim przypadku czas, żeby zawiadomić policję. Musi być "groźba bezposredniego użycia siły, zagrożenia atakiem". Tak jest w Polsce, a przynajmniej było, i to też wyłuszczyłem pani agentce. Zapytałem się, czy w UK, gdy komuś otworzę drzwi, a ten ktoś nadużyje mojego zaufania i mnie okradnie, to czy taka sytuacja podlega ochronie ubezpieczeniowej.
Albowiem wiem, że podstawową zasadą w UK, o czym już kiedyś pisałem, jest "robienie wszystkiego, żeby uniknąć zdarzenia, lub uniknąć zwiększenia negatywnych skutków tegoż". Zgodnie z tą regułą, w naszej scence rabunkowej, nie powinniśmy np. uderzyć, czy nawet odepchnąć przestępcy, bo może się przewrócić i zrobić sobię krzywdę. Może też nabawić się przy tym traumy. A zdrowie ludzkie, nawet kryminalisty, jest bardzo cenne; nie wiem, czy bym się wypłacił za złamaną np. rękę. Stawka wzrasta wielokrotnie, gdy złoczyńcy brakuje np. jeden miesiąc do osiągnięcia pełnoletności, czyli dziecko. Mógłbym przy okazji odpowiadać za pedofilię, gdybym próbował się z nim siłować. W zasadzie, jedyne co powinienem zrobić (ja lub inni nieszczęśnicy) to uciekać, żeby nie eskalować napięcia, ewentualnie przed ucieczką - jeśli padnie takie żądanie, co bardzo prawdopodobne - wskazać, gdzie, między którymi prześcieradłami w szafie, jest ukryte złoto, pieniądze i papiery wartosciowe, względnie podać kombinację cyfr do sejfu. Wszystko co możemy zrobić w takiej sytuacji dla własnej obrony, to zapamiętać wygląd napastnika, czyli ciemny dres, buty sportowe, na twarzy kominiarka, na głowie kaptur - tym bardziej nie wiemy, czy nie mamy do czynienia z małolatem. Dobrze jest zapamiętać dokładny czas, na wypadek gdyby jakiś nygus, skruszony wyrzutami sumienia, sam się zgłosił na policję - łatwiej go dzięki temu dopasować do naszego incydentu i, co nie jest bez znaczenia, ułatwić pracę stróżom prawa (wiem, że jestem złośliwy i trochę przesadzam, ale nie mogłem się powstrzymać).
Wracając do ubezpieczenia. Pani odpowiedziała mi, że jeżeli ktoś zamieszkały nielegalnie, albo dziecko na tyle młode, że nie powinno zostać samo w domu, otworzy drzwi, to nie ma odszkodowania. No to ja z kolei odparłem, że to jest bardzo dobra odpowiedź, tylko że na inne pytanie. Powtórzyłem: co się stanie, jeżeli ja, legalnie zamieszkujący, będący w pełni władz umysłowych (proszę nie wierzyć plotkom, jakoby było inaczej), lub moja legalna żona, otworzy drzwi itd. Dostałem wtedy uniwersalną odpowiedź, że każdy przypadek jest inny i podchodzić należy do niego indywidualnie.
Rozmowa nasza trwała bardzo długo (powyższy opis to tylko skrót) i to nie do końca z mojej winy. Ja już byłem gotowy się poddać i brać to co jest (a później się zobaczy), ale na pytanie pani agentki "Czy wszystko jest dla pana zrozumiałe, czy wyjaśniłam wszystkie wątpliwości ?", odpowiedziałem zgodnie z moim sumieniem, że nie, ale i tak chcę wykupić tę polisę. No i zaczęło się od początku. Jednak tym razem na koniec padło pytanie: "Czy jest pan zdecydowany zawrzeć ubezpieczenie?"
Mimo wszystko polisa na mieszkanie/dom to pryszcz. Ubezpieczenie na samochód - to jest dopiero droga przez mękę (albo parada atrakcji - zależnie od nastroju i/lub charakteru klienta).
Ale o tym to już innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz