Pada deszcz (w UK). Nie wnerwiam się. Lubię deszcz. Pod warunkiem, że nie pada zbyt często. Ostatnio rzadko pada. Więc akurat ten dzisiejszy lubię. Czasami zastanawiam się, co myśli sobie taka kropla zanim dotrze do ziemi. Pewnie, że jest taka piękna, mądra, inna niż wszystkie. Że jak już dotrze do celu to zostanie doceniona jej uczciwość, czystość i lojalność. Z góry Ziemia wygląda tak pięknie, kolorowo, spokojnie, majestatycznie, ufnie i bezpiecznie. ...
...Im bliżej, tym, niestety, gorzej. Wchodząc w atmosferę, można poczuć jej zapach, smak i kolor, trochę jakby poszarzały. Ale kropla nie poddaje się (psychicznie, bo fizycznie nie ma wyjścia - przyciąganie działa), wierzy, że nie jest tak źle, że ona, pełna zapału i chęci do działania, pomoże, naprawi, ulepszy (w dobrym tego słowa znaczeniu) ten świat. Przecież nie jest sama, są inne, podobne do niej, i razem na pewno dokonają wspólnie czegoś ważnego i pozytywnego.
Może, myśli kropla, stanę się cząstką jakiejś roślinki, a nawet, jak mi się poszczęści, wielkiego, okazałego drzewa, tak bardzo przecież ważnego do życia na tej planecie, i będę dumna z siebie.
I bęc, dotarła. Jeśli miała szczęście, to trafiła pomyślnie na nieskażony teren. Ale różnie to bywa, wiatr mógł ją zanieść w gorsze miejsce, mogła spaść np. w miejską kałużę. Jeszcze przez chwilę czysta, jeszcze nie przesiąknięta wpływem otoczenia... Jeżeli będzie miała dużo kolegów i koleżanek takich jak ona, to razem, jest szansa, mogą sprawić, że kałuża stanie się rzeczywiście bardziej przyjazna środowisku.
Pech naszej kropli polega też na tym, że nie ma rodziców, albo może ma, tylko gdzieś tam, wysoko, i nie bardzo oni wiedzą, jak naprawdę wygląda ziemska rzeczywistość, bujają w obłokach (jak to chmury). Nie pomagają, ale przynajmniej nie szkodzą.
My, ludzie, mamy lepiej. Większość z nas miała rodziców, którzy byli przy nas gdy dorastaliśmy. Dziecko wchodząc w samodzielne życie, potrzebuje pomocy. Najpierw jest to przedszkole, potem szkoła podstawowa. Wszędzie tam trzeba im pokazywać co jest dobre, a co złe, podtrzymać na duchu. Trzeba podpowiadać, jak należy się zachować w danej sytuacji. Rodzice stanowią, a przynajmniej powinni stanowić, wzór do naśladowania, kierunek, w jakim należałoby podążać.
Potem jest dalsza edukacja, pierwsza praca, dziecko staje się człowiekiem dorosłym, samo musi podejmować decyzje. To, jakich wyborów dokonuje, jest pochodną wcześniejszego wychowania, szybkiego reagowania i korekty, jeśli coś robili nie tak. Rodzice powinni, mają obowiązek, pomagać. Ja wiem (z autopsji), czesto są zmęczeni, czasami przepracowani, chociaż kiedyś wspominałem, trzeba odróżnić ucieczkę przed nędzą od gonitwy za bogactwem.
Tragedią jest jednak, kiedy nie tylko nie pomagają, a wręcz szkodzą.
Przychodzi mi na myśl pewien program telewizyjny nadawany w odcinkach, wszakże mi wystarczył tylko jeden, i to nie cały. Rzecz dzieje się gdzieś w USA, wybory małej miss. Bardzo małej - widziałem pięciolatki, a podobno występują i młodsze - nie wiem, nie oglądałem wszystkiego, nie wytrzymałem.
Nie będę się wypowiadał, jakie skutki może mieć dla dziecka udział w takim procederze, bo tak należałoby nazwać takie show (w tym przypadku muszę użyć tego słowa, choć na ogół staram się unikać zagranicznych wyrazów), to zadanie dla psychologów i obrońców praw dziecka. Natomiast niewątpliwie psychiatra jest właściwą osobą, która powinna się zająć rodzicami tych nieszczęsnych maluchów.
I nie chodzi o sam konkurs, jest on tylko widocznym zwieńczeniem pewnego etapu. Dramat trwa długo przed występem i po nim (pierwsze miejsce jest tylko jedno). Obawiam się, że cała rodzina żyje tym całe dnie (i pewnie, nierzadko, noce).
Waga przykładana do wyniku jest taka, jakby od tego zależała rezta życia, a zawód modelki wydaje się być szczytem marzeń i celem ziemskiej wędrówki. Reakcja rodziców - w których oczy patrząc, czego jak czego, ale duszy nie dostrzegam - na werdykt sędziów przypomina tę, jaką inni, zacofani rodzice, okazują przy egzaminach maturalnych swoich potomków, lub zdobyciu przez nich tytułu wyższej uczelni.
Tak jak mnie kiedyś zmuszano prośbą i/lub groźbą do nauki (z mniejszym lub większym skutkiem), tak teraz zmusza się dziewczynki, bo to one głównie są ofiarami, do przyczepiania paznokci, sztucznych rzęs, przesadnego makijażu, robienia słodkich min, sztucznych uśmiechów, ust w dzióbek.
Moje dzieci są już duże, większe ode mnie, ale myślę z trwogą co bym zrobił, gdybym miał je teraz posłać do szkoły, tej podstawowej, do pierwszej klasy, i okazałoby się, że wszyscy (rodzice i dzieci) kombinują, jak się dostać do tego typu konkursów lub innych durnowatych programów, a nie poprzestawać tylko na oglądaniu ich (co zresztą jest wystarczająco destrukcyjne).
Czy moje dziecko, myśląc inaczej, miałoby szansę i wewnętrzną siłę przeciwstawić się zbiorowemu szaleństwu? Czy byłoby z tego dumne? Czy może byłoby obśmiane, a ja jako rodzic wzięty za dziwaka z minionej epoki, nieznającego życia. W przypadku, gdyby dzieciak był sam, jak ta kropla w mętnej kałuży - to czarno to widzę. Ale jeśli trafi się ich więcej, a my rodzice, nie damy się zwariować, to może wspólnie zachowamy czystą atmosferę. Na szczęście USA jest (czy raczej: są) daleko i nic takiego się koło mnie nie dzieje. A może się dzieje?
Przestało padać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz