No i znowu się skusiłem i włączyłem telewizor, i niestety, wybrałem opcję na chybił - trafił. Może w loterii ta metoda by się sprawdziła, przynajmniej w moim przypadku, ale nie - jeśli chodzi o wybór odpowiedniego programu w tv. Zwykle staram się przelecieć po tytułach, zanim na coś się zdecyduję, jednak czasami zlekceważę tę zasadę i moje okno na świat zeserwuje mi coś, co nie zawsze mi dobrze robi. Tak było i tym razem.
Sprawa dotyczy zaciągnięcia kredytu, w jakimś bliżej nie sprecyzowanym parabanku (zresztą podobno kilku kredytów, nie tylko w jednej tego typu instytucji) bez wiedzy ani zgody, co zrozumiałe, ofiary. ...
...Ofiarą ową był nie kto inny, a przedstawiciel władzy, co podkreślono w reportażu (tak jakby to był tym większy skandal), czyli prezydent miasta Wrocławia. Wykradziono, lub podejrzano, lub skopiowano - jak zwał, tak zwał - jego imię i nazwisko, adres i numer PESEL. Podobno, wg telewizora, wystarczy podać te dane "na gębę", bez przedstawiania żadnych dokumentów i zaciągamy pożyczkę; reporterka nawet niby zadzwoniła do takiego niby parabanku i głos w słuchawce to potwierdził.
Nie bardzo mi się chce w to wierzyć, ale jeśli tak jest, to pożyczkodawca, łamie prawo, czyli mamy winnego. To po pierwsze. Po drugie, zabrakło mi w tym materiale rzeczy najważniejszej, a mianowicie, jak się ta sprawa zakończyła. I tutaj widzę trzy główne możliwości:
1. Prawo działa w Polsce w ten sposób, że nic się nie da zrobić i pieniądze są nie do odzyskania, tzn. pokrzywdzony musi spłacać kredyt, ewentualnie jego spadkobiercy, bo jak nie, to przyjdzie komornik i, zgodnie z prawem, coś mu zabierze.
2. Nie ma się czym przejmować; nasze organa ścigania i sprawiedliwości błyskawicznie sprawę załatwią i wszyscy poniosą zasłużoną karę (w sensie - wszyscy, którzy sobie na karę zasłużyli).
3. Kredyty zostaną anulowane, jednak dopiero po dłuższych wyjaśnieniach, a wszystko to będzie kosztowało poszkodowanego dużo zdrowia i nerwów. Parabank zostanie ukarany, albo i nie.
Trzeci wariant wydaje się najbardziej prawdopodobny, ale powtarzam, zabrakło w tym reportażu kropki nad i (skojarzenie z innym cyklem programów przypadkowe, nie chciałbym, żeby mnie pani Monika O. ciągała po sądach). Dlatego właśnie taki spartaczony (albo i nie, albo robiony w takiej formie celowo) warsztat dziennikarski działa mi na nerwy.
Kiedyś, jak byłem mały, było takie powiedzenie: "Ucząc - bawi, bawiąc - uczy". Dzisiejsze przekazy informacyjne stosują trochę zmienioną, zapewne dla podniesienia oglądalności, taktykę: "Informując - straszą, strasząc - informują". No bo jaką naukę, jaki pożytek może przynieść obejrzenie takiego programu poza ogólnym strachem i poczuciem bezsilności. Sugerują, że jedynym sposobem, żeby się ustrzec przed takimi niespodziankami, jest strzeżenie naszych personaliów. Sam powyższy prezydent ostrzegał, żeby chronić swoje dane, twierdząc przy okazji, że nigdy nie rozstawał się ze swoim dowodem (osobistym), a nawet nie tracił go z oczu w obawie przed skopiowaniem.
Psu na budę takie rady, no bo jak, do jasnej Anielki (z całym szacunkiem do Anielek - blondynek), mam to zrobić. Jak mam zabezpieczyć swoje dane, skoro wszystkie instytucje, urzędy i inne ZUS-y, a także firmy prywatne np. telefoniczno - komórkowe, że nie wspomnę o fimach ubezpieczeniowych (te wiedzą o człowieku wszystko, zwłaszcza "życiówki") mają dostep do moich danych. Co pewien czas słyszymy o wycieku danych wrażliwych, za co my, zwykli śmiertelnicy, możemy usłyszeć jedynie "przepraszam", (lub "sorry", w zależności od miejsca zdarzenia). Nasze dane już dawno nie są chronione, fruwają w wirtualnej przestrzeni, kwestia tylko, czy dany przestępca - wyłudziciel jest na tyle zaradny i ma odpowiednie znajomości, żeby móc do nich dotrzeć.
Poradzono także, że jeśli zaobserwujemy, że coś podejrzanego (?) dzieje się z naszymi danymi, to żeby to zgłosić. Co? Gdzie? Jak? Komu zgłosić? Pójść na policję, a oni rzucą wszystko i rozpoczną śledztwo w mojej sprawie?
Po takim reportażu człowiek jest głupszy niż był wcześniej, zabełtali tylko w głowie społeczeństwu i nic więcej.
A co do ochrony naszych detali to mam pewien pomysł. Nie ochroni on co prawda danych niezmiennych tzn. imienia, nazwiska (chociaż nazwisko czasem się zmienia), daty urodzenia, czy numeru PESEL. Nie ukryje także naszych zainteresowań towarami, czy uslugami tzn. co kombinujemy, żeby kupić, co oglądamy w internecie. Szczerze mówiąc, nic nie ukryje. Wprost przeciwnie - wszystko ujawni. A przy okazji pokaże nasze niby zainteresowania, w szczególności te "handlowe". W tym szaleństwie jest metoda.
Za komuny panowała tzw. wspólnota, czyli że wszystko było wspólne, czyli, tak naprawdę, niczyje. Teraz modne są tzw. fake newsy. Więc może pójdźmy tymi dwiema drogami i spróbujmy wykazać, że interesujemy się wszystkim, takie "fake zainteresowania". Klikajmy na wszystko co podleci (no może z wyjątkiem niebezpiecznych i brzydkich linków) - to zmyli naszych przeciwników.
Przykładowo: czy interesujemy się baletem - tak, hodowla chrabąszczy - jak najbardziej. Co chcemy kupić: skarpety przeciwgrzybiczne - ok, grzebień elektryczny, drapaczkę do pleców - bardzo chętnie.
Nasze dolegliwości: nadwrażliwość na telewizję, anoreksja wtórna, czyli strach przed jedzeniem, bo potem trzeba pozmywać, alergia na piwo objawiająca się opuchlizną w okolicach pasa. Poza tymi, możemy jeszcze wymienić choroby, na które nie cierpimy, a o istnieniu których dowiedzieliśmy się z wszechobecnych reklam.
Fobie: jesteśmy przekonani, że odkurzacz nas obserwuje.
Jaki polityków lubimy - lub nienawidzimy - bez znaczenia, bo i tak zaznaczamy wszystkich - wiem, że trudny ruch, zwłaszcza pierwsza opcja, ale robimy to dla naszego dobra.
Hobby: majsterkowanie - budowa maszyny tkackiej z zapałek w skali 1:1, szydełkowanie np. bielizny osobistej, tresura much, kolekcjonowanie sznurówek.
Każdy może wybrać co chce. Im więcej i bardziej niedorzecznie, tym lepiej.
Pomocne bardzo byłoby użycie specjalnego programu, żeby za nas to robił, niech klika we wszystkie reklamy (oglądając - wnerwiać), za każdym razem podając losowo wybrane imię, wiek, płeć, adres, numer buta itd.
Tym sposobem wypuścimy w kosmos tyle informacji o sobie, że nikt się nie połapie, które są prawdziwe. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz