No dobra, ostatnio pisałem o ubezpieczeniu mieszkania, to teraz czas zabrać się za samochód. Rozpatrując zagadnienie ubezpieczenia pojazdu w UK, musimy się liczyć z tym, że w gruzy mogą legnąć i w proch się obrócić nasze dotychczasowe doświadczenia i mądrości nabyte podczas egzystencji na tej planecie. Moje życie już nigdy nie będzie takie samo jak przedtem, tzn. przed rozmową z brokerem ubezpieczeniowym. Kontakt z agentem w UK może wywrócić do góry kopytami podstawy logiki, matematyki, poczucia sprawiedliwości, sensu przestrzegania prawa i spodziewanej za to pochwały. Wymaga się od nas daleko idącej szczerości, znajomości wróżbiarstwa, czyli przepowiadania przyszłości i doskonałej pamięci. ...
...Tak samo, jak w przypadku ubezpieczenia mojego mieszkania, na początku mojego pobytu na obczyźnie, zadzwoniłem do polskiego pośrednika, czyli firmy mającej w swojej ofercie oferty różnych ubezpieczycieli. Jednakże część poniższych pytań jest zebranych również podczas moich późniejszych prób ubezpieczeń, wypełniając formularz w internecie.
Na początku szło gładko, acz mozolnie: moje dane, dane pojazdu. Potem nastąpiła seria pytań, w mojej ocenie potrzebnych i zbędnych, normalnych i dziwnych. Poniżej przedstawiam niektóre z nich, które mnie, oględnie mówiąc, zaintrygowały, przywołując na myśl znane powiedzenie: "Co ma piernik do wiatraka". Nie wszystkie komentarze wygłaszałem na głos, rozmawiając z agentem, przeważnie wyrażałem swoją opinię w myślach, ale przy wersji elektronicznej, to już komputer się wiele nasłuchał ode mnie.
1. Czy jestem najemcą czy właścicielem mieszkania/domu?
A jakie to ma znaczenie? Podobno właściciele płacą mniej, ale czy to znaczy, że jeżdżą lepiej? Czy osoby, których nie stać na własne lokum, to wg ubezpieczyciela nieudacznicy życiowi, więc prowadzą jak pierdoły?
2. Stan cywilny. Nie tylko "żonaty", czy "kawaler", ale także mamy wiele innych możliwości np. "w separacji".
I znowu się zastanawiam czy rozwodnik jest gorszym kierowcą od wdowca, czy może najkorzystniej jest być kawalerem (pod względem składki ubezpieczeniowej, oczywiście).
3. Ile mam dzieci poniżej 16 lat, wliczając te z żoną (żonami), partnerkami czy koleżankami (odpowiednio do płci odmiennej zastosowanie mają określenia: mężowie, partnerzy, przyjaciele).
Ciekawe, jaka jest optymalna liczba dzieci, żeby składka była najmniejsza.
4. Czy pracuję, jako kto i gdzie?
Te same rozważania co powyżej. Jaki zawód lepszy, a jaki gorszy? Czy biznesmen zapłaci więcej? Czy bezrobotny oglądający całymi dniami telewizję jest tak znerwicowany i oderwany od rzeczywistości, że to on stanowi większe zagrożenie na drodze?
5. Gdzie będę jeździł samochodem? I tutaj mamy kilka opcji do wyboru: do pracy, domestic, czyli użytek domowy/rodzinny, czy wszędzie (czy też użytek zarobkowy - ale to akurat rozumiem)?
Tutaj radzę zaznaczyć "pracę" i "dom", chyba że jedziemy całkowicie na benefitach, wtedy pozostawiamy tylko "dom".
6. Ile mil przejadę?
Pytanie trącące okultyzmem. Jak ja mogę przewidzieć, jaki zrobię przebieg? Mogę się jedynie sugerować poprzednim rokiem (z naciskiem na "sugerować"). I ewentualne pytanie powinno też dotyczyć roku poprzedniego. Ale wystarczy, że w nadchodzącym roku (odmiennie niż w tym) zdecyduję się pojechać do Polski samochodem i/lub na inne zagraniczne wczasy, i różnica może wynieść nawet sto procent. A jeżeli przejadę mniej niż założyłem? Ktoś pomyśli, ze lepiej wykazać więcej, tak na wszelki wypadek. Logiczne? Nie do końca. Akurat w tym przypadku zrobiłem pewną symulację (nie chciało mi się, ale zrobiłem to, przez internet) i podawałem kilkakrotnie inny przewidywany przebieg. I wiecie co? To wcale nie jest proporcjonalne, przebieg do ceny. Poniżej pewnego pułapu stawka rośnie. Być może zakładają, że ktoś kto bardzo mało jeździ swoim samochodem to pierdoła, pomimo że może być kierowcą zawodowym na TIR-ach.
7. Gdzie trzymam samochód podczas dnia, a gdzie w nocy?
A jak ktoś pracuje na zmiany, pierwsze, drugie i nocki? W takim przypadku raz parkuje w nocy pod domen, innym razem w pracy. Ma kupować kilka samochodów i jeździć nimi w zależności na którą ma do roboty?
8. Czy w miejscu pracy jest sprzedawany/mam dostęp do alkoholu?
To pytanie zostało mi zadane parę ładnych lat temu przez polskiego konsultanta. Nie wytrzymałem i spytałem się go jakie to ma znaczenie i jaka jest zwyżka/zniżka z tego tytułu. Odnośnie zwyżki/zniżki, to nie wiadomo, bo wszystko to co mówię, komputer musi przemielić i na końcu wypluje ostateczną cenę. Jedynie wartość zwyżki/zniżki przyznanej nam za lata bezszkodowe (lub szkodowe) możemy znać, ale o tym później. A co do znaczenia tego pytania, to miły pan odpowiedział mi, że "no wie pan, każdy z nas ma lepsze i gorsze dni, a jak alkohol jest pod ręką...". Założenia jest więc takie, że jak mnie w pracy coś zestresuje, to nic, tylko od razu walę klina. Muszę przyznać, że gdybym w ten sposób reagował na przeciwności losu, to już dawno bym skończył na odwyku, jeśli nie jako lider, to przynajmniej honorowy członek, stowarzyszenia AA. A swoją drogą, trzymając się tego toku myślenia, dlaczego nie pytają, czy w pobliżu miejsca pracy nie ma jakiegoś hipermarketu, pubu, czy przynajmniej perfumerii, gdzie mógłbym wyskoczyć po pracy (a jeszcze przed usadowniem się za kółkiem i powrotem do domu lub innego miejsca rozrywki) i utopić smutki.
9. Czy jestem palący?
A co to znaczy "palący"? To pytanie też zadałem panu agentowi. "Ile trzeba palić papierosów dziennie, żeby być uznanym za palącego. Do tej pory, jak się mnie ktoś zapytał, czy próbował poczęstować papierosem, to odpowiadałem, że nie palę. Ale może się zdarzyć, że gdzieś na imprezie, np. na sylwestra, zapalę sobię, tak dla hecy, nawet nie wypalę całego, a ktoś mi cyknie zdjęcie, potem umieści w internecie, potem ubezpieczyciel to znajdzie i nie będzie ewentualnego odszkodowania. Wiem, że kręcę, kombinuję, czepiam się i szukam dziury w całym, ale przepraszam, to nie ja zacząłem".
Niestety, nie uzyskałem żadnej konkretnej odpowiedzi. Nawet nie spytałem, jaki to mogłoby mieć wpływ na jazdę, bo na upartego, ryzyko rzeczywiście istnieje.
Ocena ryzyka. Tym wygodnym określeniem tłumaczą się firmy ubezpieczeniowe i uważają, że mogą pytać o wszystko, bo tak naprawdę każdy aspekt naszego żywota, ma wpływ na kierowanie pojazdem, co może być łatwo udowodnione przez dobrego prawnika (dobrego - w sensie: dobrze wykształcongo). Dobrze, że nie pytają się jeszcze czy zdradzam żonę. Ja, naturalnie, jestem poza podejrzeniem, ale znam takich, którzy mają inny światopogląd i jeśli skłamią - to polisa nieważna, jeśli powiedzą prawdę - to szkoda gadać. A jeżeli żona jest drugim użytkownikiem (pojazdu), to ona też musi odpowiedzieć na to pytanie. Kto wie, może by to zinterpretowali w ten sposób, że jak ktoś wierny, to pierdoła - dać mu zwyżkę.
Jak by nie patrzeć, temat bardzo obszerny. Dlatego na dzisiaj wystarczy, dokończenie w następnym odcinku (mam nadzieję). Tymczasem życzę wszystkim kierującym szerokiej drogi, a pieszym - szerokiego chodnika - ten kto był w UK, wie o czym mówię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz