sobota, 5 września 2020

30. O wieku i winie

    W poprzednim odcinku zajmowałem się dziwnymi pytaniami ze strony ubezpieczyciela przy zawieraniu polisy komunikacyjnej, nie wyrobiłem się w jednej części, teraz spróbuję dokończyć dzieła. Zacznę jednak od problemu, który występuje nie tylko w UK, ale także i w Polsce, a podejrzewam, że i we wszystkich cywilizowanych krajach. Adultyzm - jest to rodzaj dyskryminacji ze względu na wiek, gdzie pokrzywdzonymi są osoby młode (choć adult to po angielsku - dorosły). ...
...Wiem, wszyscy (prawie - bo ja nie) są do tego przyzwyczajeni i uważają, że to normalne i oczywiste, żeby młodzi ludzie, którzy dopiero co osiągnęli pełnoletność, płacili więcej za ubezpieczenie, bo są niedoświadczeni i stanowią większe ryzyko na drodze. Ok, mógłbym się ostatecznie przekonać do jakiejś małej zwyżki, ale stawki za ubezpieczenie w Anglii (nie wiem jak jest w reszcie Zjednoczonego Królestwa) są po prostu kosmiczne dla młodych dorosłych i często barierą nie do pokonania. Wiem, statystyki.
   Ktoś przykładnie wychowuje dzieci, tłumaczy zagrożenia jakie się wiążą z prowadzeniem pojazdu, kształtuje charakter dziecka od małego, bo wypadki nie są jedynie spowodowane brakiem umiejętności młodzieży w kierowaniu samochodem; często przyczyną jest brawura, temperament, który trzeba okiełznać i szwankujaca wyobraźnia - to wszystko sprawa wychowania. Więc dlaczego, pytam się, porządny (tak to nazwijmy) rodzic i porządne dziecko (już pełnoletnie) mają płacić za innych nygusów łamiących prawo (mówiąc oględnie - nie będę się w tym miejscu rozpisywał nad pomysłami i zachowaniami młodych, i nie tylko, kierowców na drodze) i powodujących wypadki? Wypadki, czyli wypłaty odszkodowań, bo o to tu chodzi. Przecież oni jeszcze nic złego nie zrobili, powinni wchodzić w dorosłość z czystym kontem, a już muszą bulić jak za zboże za swoich "kolegów". Odpowiedzialność zbiorowa?
   Skoro statystyki są takie ważne i "prawdomówne", to może jeszcze przeprowadzić badania pod kątem, kto powoduje więcej wypadków: prawo- czy leworęczni? Na pewno któraś grupa jest gorsza, wiec przyfasolić im za to. Albo która rasa, czarna, biała, czy żółta (od razu mówię, że nie wiem) gorzej sobie radzi za kółkiem i ukarać ich za to. Ale by się narobiło! Albo podzielić społeczeństwo na blondynów, brunetów i łysych. No co, statystyka. I ocena ryzyka.
   Jest także inna ciekawostka związana z młodzieżą (i ubezpieczeniem). Obowiązuje w UK obowiązek ubezpieczenia pojazdu - normalka. Wyobraźmy sobie teraz bogatego młodziana, któremu nie straszne wyzwania cenowe. Taki jegomość nie musi kupować wypasionej bryki, wypasionej zwłaszcza w trzylitrowy silnik z dopiskiem na klapie bagażnika GTX Mega Giga Sport - w naszym przykładzie wystarczy zwykły dwulitrowy turbodiesel . Następnie bierze kartę bankową, siada przed komputerem i kupuje ubezpieczenie, a raczej ma taki zamiar. A tu zdziwko. Okazuje się, że nie chcą takiego gościa ubezpieczyć. W końcu, być może, znajdzie jakąś firmę i uda mu się to zrobić, być może będzie musiał zadzwonić i osobiście porozmawiać z żywym agentem. Niemniej jednak już sam fakt, że ubezpieczyciel może odmówić obowiązkowego i wymaganego prawem ubezpieczenia (mowa o odpowiedniku polskiego OC; auto-casco jest dobrowolne i jako takie może być odmówione) jest zastanawiające.
   No dobrze, zostawmy już to, ale przynajmniej sobie ulżyłem.
   Stawkę za ubezpieczenie można próbować obniżyć. Jedną z metod jest zainstalowanie tzw. black boxa, czyli czarnej skrzynki. Osobiście tego nie testowałem, ale czytałem, że takie urządzenie rejestruje nasz styl jazdy, a więc prędkość, gwałtowne zmiany położenia pojazdu (przyspieszanie, hamowanie, skręcanie, zmiana pasa ruchu), a także to, kiedy jeździmy (dzień, noc, godziny szczytu) i od tego jest uwarunkowana nasza składka. Nie wiem czy w trakcie trwania takiej polisy nie mogą być wprowadzane korekty cenowe, czyli że musimy dopłacić za to np., że pojechaliśmy po 23-ej. Powtarzam, nie wiem, tylko czytałem/słyszałem o tym. Jest to jakieś rozwiązanie (z naciskiem na "jakieś"), ja osobiście bym nie wytrzymał z takim szpiegiem na pokładzie (no chyba, że bym musiał).
    Można także zastosować mniej inwazyjną metodę, żeby trochę zaoszczędzić. Można dopisać do ubezpieczenia żonę, nawet, ciekawostka, taką, która nie ma zielonego pojęcia nie tylko o prowadzeniu pojazdu, ale i o motoryzacji jako takiej (z, naprawdę, całym szacunkiem dla takich osób - nie każdy musi się znać na samochodach). Co więcej, nie musi posiadać prawa jazdy w powszechnym tego słowa znaczeniu. Tutaj w UK można sobie zafundować prowizoryczne prawko tzw. provisional driving licence. W zamyśle służy ono do tego (tak, tak - jest taka możliwość), żeby inny kierowca, posiadający "normalne" prawo jazdy min. trzy lata, mógł występować w roli instruktora i uczyć taką osobę jeździć, używając do tego celu zwykłego samochodu, bez dodatkowego sprzęgła czy hamulca po swojej stronie (ręczny się nie liczy). Ponieważ nie wymyślono dowodów osobistych, osoby, które chcą mieć jakiś dokument tożsamości inny niż paszport (Anglicy nie wyjeżdżający za granicę nie muszą przecież go posiadać) wyrabiają taki właśnie dokument. Nie zawsze, ale często jest, a przynajmniej było, dzięki takiemu manewrowi, taniej. Co skłaniało mędrców ubezpieczeniowych i jakimi zasadami logiki się oni kierowali przy obmyślaniu takiej taryfy cenowej - nie pytajcie mnie.
   Przychodzi mi na myśl w tej chwili pewien angielski serial komediowy "Keeping up  appearances", błędnie przetłumaczony na "Co ludzie powiedzą?" (już lepiej by było np. "Trzymaj fason"). Główna bohaterka, Hiacynta, pomagała zawsze swojemu mężowi Ryszardowi prowadzić samochód (mówiła, gdzie ma skręcić) i ostrzegała przed niebezpieczeństwami, np. żeby uważał na pieszych (idących drugą stroną ulicy), lub na ciężarówkę (stojącą grzecznie na parkingu). Być może ta postać była inspiracją dla brytyjskich matematyków ustalających opłaty za ubezpieczenie.
   Swoją drogą, ciekawe czy Hiacynta była dopisana do polisy jako drugi użytkorwnik, niestety twórcy tej satyry nie nakręcili odcinka o tym, jak Rychu uczył małżonkę jeździć - pożałowania godne przeoczenie.
   No i na końcu dochodziły do zniżek/zwyżek za bezszkodowy/szkodowy przebieg ubezpieczenia. Oczywiście zniżki wypracowane obowiązują, ale tylko na jeden pojazd, żona zniżek nie przejmuje po mężu, zniżki nie przechodzą np. z motocykla na samochód  (chociaż ostatnio dostałem reklamę jednej z firm, że honorują takie zniżki), drugiemu użytkownikowi zniżki się nie naliczają. Ale w przypadku, gdy drugi użytkownik np. syn zrobi szkodę, lub gdy my sami spowodujemy wypadek służbowym samochodem (którym to jazda nie wlicza się do okresu bezszkodowego), to jak najbardziej zniżki tracimy.
   Możemy swoje wypracowane zniżki zabezpieczyć - jest taka opcja - za odpowiednią opłatą, naturalnie. Ktoś powie: "no to kamień z serca". Nie do końca należy być szczęśliwym z tego powodu. Może i z "serca", ale uważajmy, żeby nie spadł (kamień) na stopę. Ubezpieczyciel wyjaśnia nam, że nawet jak wykupimy tę opcję, to po wypadku składka i tak może wzrosnąć (na pewno wzrośnie). Mało tego, nawet jeśli to nie my jesteśmy winni, to i tak możemy mieć zwyżkę (tak, tak!), wyraźnie to jest napisane. Skoro już jesteśmy przy winie (i karze), czasami kiedy wypełniam formularz przez internet odnośnie wypadków, to mam do wyboru: moja wina, wina tamtego, wina osoby trzeciej. Nie ma takiej opcji, że nie ma winnego - jeżeli winny nie stwierdzony - to obaj winni, natrafiam na takie firmy niekiedy. Wina leżąca po obu stronach jest tutaj popularna i wygodna dla ubezpieczyciela - nie muszą się męczyć i udowadniać, kto spowodował wypadek i na dodatek obie strony tracą zniżki.
   Kiedyś się bawiłem i wpisałem trzy szkody w ciągu ostatnich pięciu lat, wszystkie nie z mojej winy - wyskoczyło "sorry, nie ubezpieczymy cię" - widocznie uznali, że jestem kłamcą, statystycznie co drugą powinienem ja spowodować, biorąc pod uwagę, że przeważnie w kolizji bierze udział dwóch uczestników. Jak ktoś dużo jeździ np. pracuje jako kierowca, to może mieć problem.
   W UK występują trzy zakresy ubezpieczenia pojazdu: podstawowy - odpowiednik naszego OC, rozszerzony - dodatkowo ochrona przed pożarem i kradzieżą, pełny - czyli wszystkie szkody - odpowiednik naszego OC plus autocasco. Domyślam się, że po tym wszystkim co wcześniej napisałem, nie spowoduje to wytrzeszczenia waszych oczu ze zdziwienia (chyba, że już teraz macie wytrzeszcza) jeśli powiem, że trzeci wariant nie zawsze jest najdroższy, a pierwszy - najtańszy, jak by to mógł sugerować zdrowy rozsądek. Powody, dlaczego tak się dzieje, nie są mi znane.
   I już ostatni wątek. Przy kontynuacji ubezpieczenia na kolejny rok w tej samej firmie, może się okazać, że zapłacimy więcej niż poprzednio i to dużo więcej. Ale to się tyczy tylko automatycznej kontynuacji - wysyłają nam ofertę, jeśli nic nie zrobimy, to polisa zostanie samoistnie wznowiona; jeśli sprawdzimy w internecie i sami wypełnimy formularz (dokładnie w tej samej firmie), okaże się, że cena będzie dużo niższa. Możemy też do nich zadzwonić i uprzejmie, jeśli damy radę, zwrócić im na to uwagę, wtedy też zapłacimy taniej. Jak nazwać takie postępowanie wiem, ale nie powiem - boję się prawników. I to wszystko w majestacie prawa.
   I jak tu się nie wnerwiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz