poniedziałek, 23 listopada 2020

35. O inteligentach i bąkach

 
   Wnerwiam się, bo nie potrafię się zdecydować. My, ludzie, chcemy mieć wybór. Czasami, niestety, ktoś za nas decyduje, nie dając nam możliwości zrobienia czegoś po swojemu, a czasami wybór mamy, ale tylko dwie możliwości: tak lub siak, zero lub jeden. Żyjemy w czasach komputerowych, ale ciągle jeszcze jesteśmy stworzeniami posiadającymi duszę i rozum (nie mylić z mózgiem), dlatego czasami potrzebnych jest więcej opcji, więcej pól wyboru...
   ...Ostatnio modne są wszelkie manifestacje, rozróby uliczne, marsze pokoju, parady wolności, wiece lub wydarzenia (nie eventy, bo to nie po polsku) zawierające cechy wszystkich wymienionych. Czasami w słusznej sprawie, czasami w niesłusznej, a czasami w pomieszanej i nie wiadomo o co chodzi; jakie ja mam zająć stanowisko i po której stronie barykady stanąć? Jestem za dyskusją, wyrażeniem poglądów, za próbami rozwiązywania problemów za pomocą rozmowy - głośnej lub cichej, mówionej czy też pisanej. To, co się dzieje na naszych ulicach, ze wszystkim mi się kojarzy, tylko nie z dialogiem społecznym. Siłą nikogo nie przekonamy, co najwyżej przeciwnik ugnie się przez chwilę, ale i tak swoje będzie myślał i problem powróci, jeśli powróci on (przeciwnik) do władzy.
   A ja stoję na wspomnianej barykadzie, czy też murze, i nie wiem co wybrać, na którą stronę zeskoczyć. Nie słyszę, pośród zgiełku i wrzasku, argumentów wykrzykiwanych do mnie (i przeciwko mnie) z każdej ze stron, a przynajmniej nie słyszę ich wyraźnie, nie rozróżniam całych zdań, tylko pojedyńcze hasła i skrótowe opinie. Co robić? W dzisiejszym świecie muszę sie opowiedzieć za kimś, nie wypada nie mieć własnego zdania. Muszę przynależeć do jakiejś grupy i popierać ją całym sercem, duszą, być jej oddany na dobre, na złe i na bardzo złe, na zawsze, cokolwiek przywódca by później, w przyszłości, nie powiedział, nie mogę się wycofać, bo to pachnie zdradą, wstydem i hańbą.
   Dlatego przywódcy partyjni, świadomi tego, na tym korzystają i budują mur dzielący społeczeństwo, coraz wyższy, a na jego grzbiecie (muru, nie społeczeństwa) montują drut kolczasty, żeby lud nie pozostawał w neutralnej strefie zbyt długo - ma wybrać jedną, jedyną, słuszną drogę.
   Po obu stronach barykady widzę rodziny podzielone poglądowo, płciowo i wiekowo. Widzę swoich kolegów, bym pomachał do nich, ale boję się, że tym samym, tym innym, tym po drugiej stronie, za to podpadnę. Trudno będzie o zgodę. Nikt nie zmieni poglądów, a nawet gdyby zmienił, to się do tego nie przyzna. Jak by to wyglądało - przecież wołał na tamtych "głupki" (to najbardziej łagodne wyzwisko, jakie przychodzi mi do głowy).
   Czasami się zastanawiam, jak to było przed wojną, kiedy były mieszane małżeństwa polsko-niemieckie, albo żydowsko-niemieckie i wybuchała wojna. Jak ci małżonkowie się dogadywali, czy chwytali za broń i strzelali do siebie. Albo coś bliżej czasowo, taki konflikt rosyjsko-ukraiński i małżeństwa zawierane przez obywateli tych państw. Albo jakakolwiek inna wojna światowa czy lokalna. Jak małżonkowie i ich rodziny się do siebie odnosiły? Czy wszyscy oni słuchali i byli ślepo posłuszni swoim przywódcom, że tamten z innego kraju to wróg.
   My nie mamy aż takich problemów, mieszkamy w tym samym kraju. Nie musimy się kochać, wystarczy że nie będziemy się nienawidzić i będziemy trochę więcej tolerancyjni. I nie damy się sprowokować i wmanewrować w ortodoksyjną politykę; po obu stronach muru widzę różne znane, wykształcone wpływowe postaci (mi bardziej pasuje "postacie") z tytułami naukowymi przed nazwiskiem (jednym albo dwoma, tytułem lub nazwiskiem, lub to i to)  dzierżące megafony, mikrofony i inne tuby (propagandowe też).
   Dobrym tego przykładem jest chociażby "dobry" prawnik ("dobry", bo potrafi udowodnić winę lub niewinność każdemu), adwokat, mecenas, czyli przedstawiciel inteligencji, Roman G.
   Pamiętam jak kiedyś tak się wnerwił na partię rządzącą i jego prezesa, że na pewnej manifestacji wziął mikrofon, stanął na murku i zaczął nawoływać, że "kto nie skacze, ten jest z PIS-em", sam osobiście dając przykład przykładnie skacząc jak ... no nieważne. Dał wybór. Faktem jest, że ja kiedyś też stosowałem podobne chwyty socjo-techniczne, nie świadom jeszcze wtedy naukowej definicji tego zjawiska, ale to było w przedszkolu (tzn. kiedy byłem przedszkolakiem, nie że jako dorosły poszedłem do przedszkola np. po odbiór dziecka), no może jeszcze tak gadałem w pierwszym półroczu pierwszej klasy szkoły podstawowej, ale potem z tego wyrosłem.
   Wyobraźmy sobie, że poszedłem do lokalnego spożywczaka po śniadanie, np. żeby kupić bułkę i kawałek pasztetowej, że przypadkiem przechodziłem obok takiej pikiety, lecz chciałbym nie mieszać się do polityki i zająć pozycję neutralną, to co powinienem zrobić, żeby nie skakać i nie nieskakać - czołgać się? No bo gdybym sobie szedł spokojnie i nagrała by to telewizja, i puściła wieczorem w telewizorze, i ktoś by zobaczył (rodzina, znajomi lub służby specjalne), że nie skaczę, tylko lekko zgarbionych i zamyślony przemykam się chyłkiem, to mógłby to mylnie odebrać jako deklarację z mojej strony do poparcia danej partii i tym samym wyrażenia mojego światopoglądu.
   Nawet wydawałoby się pozornie prosta sprawa, wcale prostą być nie musi. Ot chociażby noszenie maseczek (tekst pisany w czasie covidowym); nie wiem, czy popierać, czy nie (tzn. maseczkę noszę, bo inaczej mandat; nie wiem tylko, czy popierać taki nakaz czy nie). Jedni twierdzą, że jak nie noszę, to jestem potencjalnym mordercą, inni, że to głupota i nic to nas nie zabezpiecza. Po jednej i drugiej stronie naukowcy i inteligencja, ludzie światli, wykształceni, niekoniecznie w dziedzinie medyczno-zarazkowej, ale znający prawdopodobnie się na wielu rzeczach, więc na tym na pewno też (napisałem "prawdopodobnie", bo jako osoba gorzej wykształcona i mniej inteligentna nie jestem w stanie weryfikować na bieżąco informacji podawanych przez mędrców telewizorowych).
   Ot chociażby Wojciech C., podróżnik, biznesmen, komentator d/s polityki (i nie tylko), mój dawny idol (dopóki zajmował się tylko podróżami), pseud. "Szewc" - wiadomo, szewc bez butów chodzi; twierdzi on (a w zasadzie nie on, tylko jakiś naukowiec, którego pan Wojciech cytował), że maseczki to głupota, bo "jak ktoś puści bąka, to w całym pokoju śmierdzi, maseczka nie pomoże".
   Gdybym był złośliwy i kontynuował wątek zapachu (albo raczej smrodku), to bym powiedział, że najbezpieczniej jest w perfumerii. Wiem co mówię, byłem tam parę razy, kiedy to nieopatrznie, tak z rozpędu, będąc na zakupach z żoną, wszedłem do takiej strefy zagrożenia zmysłu powonienia. Po paru chwilach, po kilku oddechach miałem łzy w oczach, piasek w gardle i migotanie płuc. Towarzyszyły temu zawroty głowy i utrata orientacji. W takich warunkach ewentualne zarazki, jak również inna woń fizjologiczna, wspomniana powyżej, przetrwać nie mają szans.
   A tak na serio to po mojemu, maseczki OGRANICZAJĄ w jakimś stopniu, mniejszym lub większym, możliwość zakażenia, a nas się skłania do myślenia, że skoro maseczki nie zabezpieczają nas w stu procentach, to zupełnie bez sensu jest je nosić - opcja zero albo jeden, jak w komputerze.
   Wracając do manifestacji - ostatnio widziałem przekazy medialne takiego zajścia w dwóch przeciwstawnych, ale oczywiście "rzetelnych", stacjach telewizyjnych. W jednej, wykształceni i inteligentni dziennikarze i komentatorzy twierdzili, że policja była brutalna i przekroczyła swoje uprawnienia; druga zaś stacja oznajmiła telewidzom, że policja "biernie się przyglądała i nie wywiązała się ze swoich obowiązków". Jedna i druga strona poparła swoją tezę migawkami z kamery a także relacją naocznych świadków.
   Przecież wystarczy, że taki protestujący położy się na ziemi. Policjanci chcąc go usunąć, muszą go podnieść; żeby go podnieść, łapią go za ręce i nogi, a to już może spowodować uszkodzenie stawów, zaświadczone przez "dobrych" lekarzy, zwłaszcza jeśli delikwent waży ponad sto kilo (podobnie jak w przypadku "dobrych" prawników, "dobry" lekarz zrobi z chorego okaz zdrowia np. dawne komisje lekarskie badające poborowych do wojska i odwrotnie, ze zdrowego chłopa lub ... kobiety zrobią osobę obłożnie chorą, która co prawda na wycieczki zagraniczne może jeździć, ale już np. w sądzie nie może odpowiadać za swoje odpowiedzi, bo utraciła kontakt z rzeczywistością).
   Co zatem ta biedna policja (nigdy nie sądziłem, że tak powiem) ma zrobić? Można, podobnie jak w przypadku podnoszenia wraków statków z dna morskiego, użyć gazu lżejszego od otoczenia (w wodzie wystarczy samo powietrze). Turlamy więc osobnika delikatnie na dmuchany, ale jeszcze pusty, materac i napełniamy go np. helem (materac, nie osobnika); jeśli to za mało, możemy dodatkowo doczepić balony z tymże gazem np. do paska od spodni i w ten sposób transportujemy agresora, jak na poduszkowcu, na pobocze. Przy okazji, gdyby wrzeszczał, można go potraktować tym gazem (helem) z balonu i psiknąć w twarz - gość zamilknie, żeby się nie ośmieszyć, bo jak wiadomo, po helu głos staje się cieniutki, a nikt nie chce być nazywany cieniasem. Gdyby policja nie przeniosła gościa, tłum mógłby go rozdeptać i wtedy zarzut o bezczynność.
   Ludzie, nie wierzmy bezkrytycznie we wszystko co nam politycy mówią, oni zawsze będą ciągnęli w swoją stronę i ustawiali nas tak, żebyśmy widzieli to, co chcą żebyśmy widzieli, nic innego. To samo wydarzenie potrafią przedstawić w dwóch różnych wersjach: czarnej lub białej. Życie nie jest takie czarne, jak go politycy malują, nie jest też białe. Zacznijmy dostrzegać inne kolory, może trochę różowego? Przestańmy się wnerwiać, kłócić i wiecznie na wszystko narzekać.
   I kto to mówi?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz