... Tym przedmiotem jest sedes. Ale nie taki zwykły. Biorąc pod uwagę prawo ciążenia, ktoś wpadł na pomysł i zaprojektował kibelek, którego siedzisko skierowane jest ku dołowi pod kątem trzynastu stopni, tzn. żeby wszystko było jasne - taki standardowy ma zero stopni, czyli jest poziomy, a ten nowoczesny, o którym mowa, przód ma niżej (przód, czyli ta część bliżej kolan, a nie ... pleców, patrząc na osobnika siedzącego na nim ... tzn. patrząc tylko teoretycznie).
Wysokiej klasy specjaliści obliczyli, że pozycja jest tak niewygodna, że po pięciu minutach odechce się potrzebowiczom siedzenia na tym wynalazku i szybciej wrócą do swoich zajęć (tych, za które dostają kasiorę). Projekt został także przychylnie przyjęty przez British Toilet Association (Stowarzyszenie Brytyjskich Toalet) - nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje (fot. 1)
(fot. 1) A co on tam trzyma w ręku? |
Rozumiem pracodawców, że każde wyjście pracownika do wc to strata dla firmy. Pomysł zatem wydaje się skuteczny, tylko co, jeśli pracownicy udają się do toalety nie po to, albo nie tylko po to, by się załatwić, lecz przy okazji, żeby załatwić kilka innych spraw korzystając z komórki (w sensie - z telefonu komórkowego) tzn. zadzwonić do kogoś (czasami jestem mimowolnym świadkiem takiej konwersacji dobywającej się z kabiny - miejsca, o którym wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że ma kiepską akustykę), poklikać w internecie, zobaczyć co porabia ich idol, dowiedzieć się kogo nominowali w ulubionym programie, pograć w węża, czy nakarmić wirtualne zwierzątko - przy stanowisku pracy, czy to biurowej, czy fizycznej jest to zabronione - tam każą się skupiać wyłącznie na robocie.
Krzywa muszla klozetowa dotknie przede wszystkim tych, co idą za potrzebą, tą fizjologiczną, nie zniechęci natomiast komórkowców i nie przyśpieszy ich wyjścia - surfować można na stojąco. Dlatego podsunę kilka pomysłów jak zniwelować niedogodności równi pochyłej siedziska, żeby wygódka zasługiwała na swoją nazwę.
Jest takie coś, co zakładamy na szyję, czy raczej kark, w czasie długiej podróży samolotem lub pociągiem, dzięki czemu głowa się nie kiwuta na boki, a my możemy sobie uciąć drzemkę. To jest taki rodzaj miękkiego wałka wygiętego na kształt litery "U", robiący przy okazji za poduszkę. Bierzemy zatem takiego pluszaka i podkładamy go pod deskę klozetową, wycięciem w kierunku ... pleców. Dzięki temu sprowadzamy deskę do poziomu, a nasze ciało (kręgosłup) do pionu.
Drugi sposób, to kupujemy w sklepie sportowym takie dmuchane opaski na ręce, służące uczącym się pływać dzieciom jako zabezpieczenie przed utonięciem - utrzymują je na powierzchni. W naszym przypadku owe dmuchane obręcze, rozmiar XXL, zakładamy nie w okolicach bicepsów, tylko na uda. To też pozwoli nam wyrównać horyzont.
Trzeci sposób dotyczy raczej pracowników fizycznych. Oni to najczęściej wyposażeni są w buty z metalowymi czubami. Wystarczy zdjąć takie buty i podłożyć czuby pod deskę.
A jak sobie radzono z tym procederem (marnowaniem czasu w toalecie) za komuny w Polsce? Co prawda wtedy nie było jeszcze komórek, były za to gazety służące między innymi do czytania, a więc i do odciągnięcia pracownika od jego zajęć. Wtedy sposób na ograniczenie czasu przebywania w ubikacji nie był skomplikowany, po prostu profilaktycznie nie sprzątano tych miejsc, albo robiono to bardzo rzadko. Teraz, to co innego, teraz jest czysto, ekologicznie. Teraz dbamy o planetę, oszczędzamy jej zasoby naturalne do tego stopnia, że w spłuczkach są umieszczane dwa przyciski, dla "jedynki" i "dwójki", dawkujące ilość spuszczonej wody: niekiedy odnoszę wrażenie, że "dwójka" ma objętość słoika po ogórkach, a "jedynka" - kawy espresso. W praktyce zatem operacja "zwodowania" nie zawsze przynosi zamierzony efekt. Po wejściu do takiej toalety i podniesieniu klapy pamiętający dawne czasy mogą doświadczyć tzw. "oddechu komuny".
Tymczasem, w związku z pandemią koronawirusa, kryzys się pogłębia, chociaż zawsze, jak sięgnę pamięcią, straszono mnie nadchodzącym kryzysem (może z wyjątkiem okresu przedwyborczego, kiedy to obiecywano sukces w materialnej i duchowej sferze życia, pod warunkiem oddania jedynie słusznego głosu), więc bardzo możliwe, że pracodawców nie stać będzie na nowe muszle, za to wpadną na pomysł i porą zimową wyłączą ogrzewanie w kibelkach, żeby unieprzyjemnić i skrócić do minimum korzystanie z tychże; w czasie letnich upałów zabiją dechami lub zaspawają (w zależności od materiału wykonania) okna i uszczelnią (w sensie: zatkają) wszelkie otwory wentylacyjne.
Zjawisko pochyłości, czy też tendencji spadkowej siedziska, było już wcześniej wykorzystane w UK. Oto możemy spotkać się z takim rozwiązaniem na przystankach autobusowych. Idea taka sama co w ubikacjach. Nie chodzi oczywiście o to, by przystanki, a konkretnie ławki na nich, miały służyć zaspokajaniu tych samych potrzeb, o których była mowa w pierwszej części mojego pisania. Jednak też chodzi o to, żeby zbyt długo i zbyt komfortowo nie przebywać na nich w pozycji siedzącej, o ile w ogóle można usiąść na niektórych typach takich ławek.
W poprzednim odcinku mojego bloga wspomniałem, że "przycupnąłem" na takiej ławce. Różne są rodzaje i profile ławek przystankowych w Anglii. Niektóre można określić jako "pół biedy". Można, z dużą dawką silnej woli, samozaparciem psychicznym i zaparciem się fizycznym nogami o podłoże, posiedzieć przez chwilę na takim wynalazku (fot. 2). Siedzisko nie jest za duże i pochylone na dół pod pewnym kątem. Kąta nie mierzyłem, ale zmierzyłem jego szerokość, a w zasadzie głębokość, a w zasadzie to nie wiem jak to nazwać, na pewno nie długość i wyszło mi 16 cm. Gdyby trzymało poziom, nie byłoby tak strasznie, ale w tej sytuacji nie powiem, żeby się można było wygodnie rozsiąść.
(fot. 2) Paczka "smarkatek" położona jako punkt odniesienia do rozmiarów. |
Drugi model to już jest nieporozumienie. Jeszcze mniejszy rozmiar - 11 cm, a na domiar złego nie dość, że pochyło (a jakże), to na dodatek powierzchnia do siedzenia jest zaokrąglona, co zmniejsza i tak już absurdalnie małą, styczność z naszą tylną częścią ciała (fot. 3). Pożytek z tego taki, że można co najwyżej oprzeć torbę z zakupami.
(fot. 3) Nie dość, że samochody jeżdżą po złej stronie, to na niektórych przystankach siedzi się plecami do jezdni. |
Czyżby zamysł był taki, żeby robotnik nie tracił czasu na przystanku i nie gadał z kumplami, tylko zasuwał do roboty? A po robocie, żeby nie przesiadywał z kumplami (lub bez) i kontemplował, tylko zaiwaniał do chałupy? Nie, jedna z wersji głosi, że podobno chodzi o to, żeby bezdomni nie spali na przystankach, bo skoro siedzieć nie da rady, to zapomnij o leżeniu.
Taką tezę zdaje się potwierdzać trzeci wzór ławek, w jakie ostatnio wyposaża się przystanki (fot. 4). No to jest istny full wypas. Duże, ergonomiczne, wygodne, dopasowane do kształtu ... ciała, a przede wszystkim wypoziomowane, dzięki czemu nie zsuwamy się na glebę. Każda miejscówka oddzielona sztywną poręczą - tu jest pies pogrzebany - co uniemożliwia spanie w pozycji leżącej .
(fot. 4) Nic, tylko siedzieć. |
Niestety, każdy kij ma przynajmniej dwa końce (są takie, które się rozwidlają na jednym końcu, tworząc dwa końce, plus trzeci koniec na drugim końcu - kiedyś robiło się z tego proce) i niefortunnym wydaje się pomysł umieszczania takich przystanków w pobliżu sklepów monopolowych, gdzie zbiera się wtedy na nich okoliczna śmietanka towarzyska w stanie wskazującym na uprzednie, niezbyt odległe w czasie, spożycie napojów wysokoprocentowych (i nie mam tutaj na myśli śmietanki z wysokim procentem tłuszczu) lub aktualnie, w danym momencie, są takowe spożywane. Zachodzi obawa, że przebywając zbyt często w takich miejscach, integrując się z ową śmietanką, możemy, pomimo wypoziomowanego siedziska, też się stoczyć i upaść dość nisko. Ech, życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz