czwartek, 1 kwietnia 2021

45. O sumieniu i blokadach

    Jakiś czas temu przejeżdżałem sobie kulturalnie przez pewną angielską miejscowość i się roześmiałem. Spostrzegłem ciekawy budynek. Podjechałem więc do najbliższego ronda (w Anglii większość większych skrzyżowań to ronda), zawróciłem, zaparkowałem samochód, co akurat, o dziwo, w tym przypadku było łatwe (ale o tym później) i poszedłem sprawdzić, czy mnie oczy nie pomyliły, czy być może omamy mam...
  ... Przyzwyczaiłem się już do tego, że dużo rzeczy i czynności występuje w UK na odwrót. Ale żeby aż tak!
   Przy drodze stał kościół. Niby nic dziwnego, wiele jest w Anglii kościołów różnych wyznań i obrządków, niektóre nawet cały czas jeszcze funkcjonują zgodnie z założeniem, jakie przyświecało w momencie rozpoczynania budowy, czyli w celach religijnych. Z czasem, tzn. z upływem czasu, przeznaczenie części świątyń się zmieniło i teraz mamy w tych miejscach np. kluby wschodnich (i nie tylko) sztuk walki, ściany wspinaczkowe, dyskoteki, targowiska i inne punkty rozrywki. Występują w tym kraju także kościoły przeinaczone na domy i mieszkania - można sobie poszukać w internecie zdjęć takich adaptacji z kuchnią, pokojami (sypialniami) lub nawet łazienkami z witrażami zamiast zwykłych okien, a w ogródku cmentarz. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę: "kościoły przerobione na domy w UK" i wybrać zakładkę "grafika". Ciekawe doświadczenie, polecam.
   No dobrze, ale co mnie zaskoczyło w tym konkretnym przypadku? Po pierwsze - czas otwarcia. Tablica głosi, że otwarte od poniedziałku do piątku w godzinach 10:00 - 12:00. Czyli że co, że w niedziele i święta zamknięte?!




  
    A oto druga informacja dla wiernych (i nie tylko) na ścianie budynku... "Prywatny parking tylko dla posiadaczy zezwoleń, bo inaczej założymy blokady na koła".




    I jeszcze powtórzenie ostrzeżenia na ogrodzeniu przy wjeździe na parking... "Prywatny parking. Żadnego nieupoważnionego parkowania" (polski odpowiednik - nieupoważnionym wstęp wzbroniony).

Tak wygląda budynek w całej okazałości. Strzałkami zaznaczono pokazane powyżej powiększenia.



   No i masz babo placek. Kto niby jest tym upoważnionym i jak się nim stać? Jeżeli to jest teren prywatny, to służby miejskie nie zakładają blokad na koła, bo to nie ich działka (w przenośni i dosłownie). Ponieważ mamy do czynienia z "United Church" (taki szyld widnieje nad wejściem), czyli z kościołem anglikańskim/protestanckim, więc możliwe, że blokady zakłada zarządzający tą posesją, czyli pastor lub jego żona, ewentualnie pastor-kobieta lub jej mąż, ewentualnie ministrant, ewentualnie jeszcze inna konfiguracja. Trzeba wtedy pójść do zakrystii, czy jak się takie biuro nazywa, i uiścić datek. Gorzej, jeśli jest po dwunastej... w piątek...
   Na wszelki wypadek lepiej nie ryzykować i pozostawić nasz pojazd gdzie indziej. No właśnie, na początku napisałem, że z łatwością zaparkowałem. Wszystko można powiedzieć o Wielkiej Brytanii, tylko nie to, że jest tu dużo miejsc do ulokowania autka. Wyjątek stanowią hipermarkety. Otóż po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko naszego kościoła (naszego, w sensie - tym, o którym mowa) stoi, jakby nigdy nic, hipermarket. Tam teoretycznie można zaparkować naszą pszczółkę. Jest tylko jeden warunek - musimy być klientami tego sklepu, czyli wejść i coś tam kupić.
   Często zastanawiam się, jak to jest, patrząc od strony prawnej, z tym parkowaniem przy hipermarketach. Widzimy tam tabliczkę, informującą nas, że tylko dla klientów i tylko przez określony czas możemy tam stawiać samochód. Czy legalnym jest zatem zrobienie sprawunków i pójście sobie na spacer albo do innego sklepu (ja kiedyś zawsze zaliczałem za jednym, a właściwie drugim, zamachem polski sklep znajdujący się nieopodal), byleby tylko zmieścić się w limicie czasowym? Czy może po wypełnieniu bagażnika towarami przestajemy być klientami i niezwłocznie powinniśmy opuścić ten obszar?
   Tak czy siak, idąc do kościoła, nie wypada łamać przy okazji przepisów, nawet tych świeckich. Dlatego bezpośrednio po wizycie w kościele (lub przed, jeśli nie kupujemy mrożonek lub innych szybko psujących się specjałów, czyniących później w domu przy pomocy mikrofalówki uczty dla podniebienia) powinniśmy się obowiązkowo udać na zakupy do wspomnianego hipermarketu. Oddajmy Bogu co boskie, a cesarzowi, co cesarskie (w tym przypadku w roli cesarza występuje właściciel sieci hipermarketów i nie tylko, sam płacący, miejmy wiarę i ufność, uczciwie podatki).
   Dokładnie odwrotnie, niż to się dzieje w Polsce, gdzie łączenie odwiedzin w kościele z zakupami (z wyjątkiem sklepików przykościelnych i straganów odpustowych) jest postrzegane, mówiąc oględnie, nieprzychylnie, o ile w ogóle możliwe.
 W naszym przykładzie, jeżeli wybieramy się do kościoła (tego konkretnie) samochodem, należy również wpaść do hipermarketu i zrobić zakupy, chcąc mieć czyste sumienie i uniknąć blokady.
   Czego sobie i Wam życzę (dotyczy sumienia i blokad).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz