sobota, 1 maja 2021

47. Wspomnienia o ślubach, loterii i majątku

    Uwaga, jest to kontynuacja poprzedniego odcinka, więc jeśli ktoś przypadkiem zaczyna czytać akurat teraz mojego bloga, to niech przynajmniej zacznie od tego wcześniejszego numeru, a najlepiej od zakładki " Wstęp - kliknij, jeśli to twój pierwszy raz". Przypomnę tylko, że poruszam obecnie tematy, o których już kiedyś pisałem, a do których życie dopisało ciąg dalszy...
  ...Pisałem kiedyś w odcinku 11 "O ślubach i weselach" o terminach ślubów i wesel, żeby to rozdzielić. Jest to jakieś rozwiązanie, może nie najlepsze, ale lepsze niż to, co się ostatnio wydarzyło w Polsce.
   Otóż podczas trwającego pewnego wesela i w czasie obowiązujących obostrzeń związanych z zarazą i dozwoloną maksymalną liczbą osób mogących przebywać w jednym skupisku, na salę wpadło podobno kilkudziesięciu policjantów i pracowników sanepidu, i zakończyło imprezę, na której bawiło się zbyt dużo gości.
   Oczami wyobraźni już widzę jakiegoś aspiranta, informującego biesiadników o zakończeniu zabawy, mniej więcej słowami wypowiedzianymi (z odpowiednim akcentem) kiedyś przez Pawlaka (tego od Kargula): "A co tak nagle gęby porozdziawiali? Silnie przestraszeni, a? Poszli do domu, wesela nie będzie".
   Wylegitymowanych zostało ok. osiemdziesiąt osób, w tym muzykanci i obsługa. Sprawa trafiła do sądu, śledztwo trwa...
   Zastanawiam się, co to się będzie działo w branży weselnej (i ślubnej zarazem), gdy skończy się końcu ten lockdown. Jak to wszystko ruszy, to śluby będą zawierane siedem dni w tygodniu, od wczesnych godzin porannych, nawet 13-go w piątek. Nikt nie będzie marudził, że w nazwie miesiąca nie ma "r". Sprawę by rozwiązało wprowadzenie "nowej świeckiej tradycji" ("Miś") tzn. rozdzielenia w czasie ślubu i wesela, ale o tym już, jak wcześniej pisałem, pisałem.
   W odcinku 34 "O kurczę blade i o co chodzi" przyznałem się do tego, że jestem zły. I teraz Kudłaty (ostatnio otworzyli fryzjerów tzn. zakłady fryzjerskie i teraz Kudłaty jest już trochę mniej kudłaty - z naciskiem na słowo "trochę") utwierdził mnie w tym przekonaniu. Apelował do mieszkańców UK, żeby się nie szczypali, tylko po zluzowaniu ograniczeń w handlu, tłumnie ruszyli do sklepów, pubów i innych punktów usługowych, gdzie można wydawać zaoszczędzone podczas izolacji funty, zakładając, że takowe istnieją, i kupowali, jedli, pili i palili ile wlezie, żeby ratować gospodarkę. Ja z moją dewizą życiową "oszczędnością i pracą ludzie się bogacą" powinienem się zapaść ze wstydu pod ziemię, a pomysł, żeby trzymać coś w skarpecie "na czarną godzinę" udowadnia, jak bardzo jestem zacofany, dinozaurowy, z mentalnością starą jak węgiel, uciążliwy zarówno dla społeczeństwa, jak i właścicieli banków, i w ogóle niemodny.
   Przeróżne wskaźniki pokazują, że ludność zachodniej/nowoczesnej cywilizacji jedzie na minusie, czyli kredytach, a wymaga się od nas, żebyśmy jeszcze więcej kupowali. Nawet znana sieć hipermarketów (ich właściciele) zaapelowała do swoich klientów, żeby nie kupowali tak dużo piwska u nich, tylko raczej poszli do pubu (o orzeszkach nie wspomnieli) - koniec świata. Czekam, aż wprowadzą reglamentacje i pozwolą kupować tylko po dwa piwa na twarz (na brzuch) - minimum socjalne - tyle żeby wystarczyło na dojście do najbliższej knajpy.
   Kolejny ciąg dalszy tematu poruszanego przeze mnie w przeszłości, to loteria i skutki jakie czasami przynosi, czyli wygrana (zdarza się), a konkretnie jej wysokość i trud, jak się okazuje, w jej wyegzekwowaniu (nr 42 "O nieszczęściu w szczęściu, młodej kobiecie i numerkach").
   W tamtym przypadku chodziło o kwotę nagrody nie do końca takiej, jakiej się można było spodziewać. Tym razem firma mająca wypłacić kasę poszła na całość - gazety doniosły, że szczęściarz, który wygrał w brytyjskim kasynie online 1,7 mln funtów (milion siedemset tysięcy) tak naprawdę, zdaniem tego kasyna, nie wygrał nic, bo miała miejsce usterka techniczna w ich systemie. W regulaminie jest podobno klauzula zastrzegająca, że wygrana się liczy, jeżeli nastąpi wskutek błędu technicznego. Firma poinformowała o tym faceta dopiero po dwóch dniach, że sorry, że im bardzo przykro i takie tam. Ale poszkodowany szczęśliwiec nie dał za wygraną i zaczął upominać się o swoje tak uporczywie, że kasyno zaproponowało, że no dobra, że może zapłacić sześćdziesiąt tysięcy odszkodowania za szkody moralne i inne koszty, które już zdążył poczynić świeżo upieczony milioner w ramach celebracji zwycięstwa (nie napisano gdzie dokonywał zakupów - wtedy, w 2018-tym, nie było jeszcze zarazy covidowej, więc nikt by nie miał mu za złe, gdyby kupował piwo w hipermarkecie). Z 1,7 miliona zeszli do 60-ciu tysięcy! Na takie targowanie nie zgodziłby się nawet najbardziej zdesperowany handlarz ze straganu w jakimkolwiek kurorcie turystycznym świata. Gość walczył o sprawiedliwość przez dwa lata!
   Sąd (bo tam się sprawa zakończyła) uznał wygraną gracza plus odsetki, między innymi dlatego, że usterka była niemożliwa do udowodnienia, ani że się zdarzyła, ani że się nie zdarzyła i to przez żadną ze stron.
   Zastanawiam się tylko, co by było, gdyby w międzyczasie (dwa lata) ten człowiek (54 lat) umarł - takie rzeczy się czasami zdarzają. Czy ktoś by mógł kontynuować batalię sądową w imieniu zmarłego gracza, a także hipotetycznie swoim, jako spadkobierca? Jeśli nie, można by podejrzewać, że kasyno grało na czas.
   A skoro już jesteśmy przy pieniądzach, to na zakończenie taki mały optymistyczny akcent. Niedawno ogłoszono listę najbogatszych ludzi na świecie, wielomiliarderów (dolarowych). Raport wykazuje, że coraz więcej jest w nim ludzi młodych, co jest dla mnie, człowieka, o którym wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że jest młody (ale i nie stary) wiadomością pozytywną. Gdyby okazało się, że bogactwo można zdobyć tylko na starość, to by znaczyło, że trzeba pracować długie lata, żeby go zdobyć, czyli że nie mam większych szans na to (na majątek, nie starość). A jeśli istnieją młodzi bogacze, to znaczy że musieli krótko pracować (nie licząc tych, co otrzymali spadki po przodkach), czyli ja się do tej grupy też zaliczam (do pracusiów, nie spadkobierców) tzn. do tych, którym nie zostało już wiele lat pracy, chociaż rządzący robią co mogą, żeby wydłużyć moją aktywność zawodową. Należy dodać, że taka fortuna (średniego statystycznego miliardera z listy) podzielona przez sto w zupełności by mi wystarczyła.
   Matematycznie zatem podchodząc do tego zagadnienia, wychodzi na to, że już niedługo nie będę musiał kupować piwa w hipermarkecie i stanę się w końcu pożyteczny dla gospodarki.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz