No i stało się. Powoli, bo powoli, ale w końcu zaczynamy, tu w Anglii i na całym prawie świecie, wychodzić z lockdownu. Tak przynajmniej słyszałem. Muszę się bowiem przyznać, że nie jestem na bieżąco i już dawno przestałem się orientować, jeśli chodzi o szczegóły, tego co mi wolno w pandemii, a czego nie, na chwilę obecną i co będzie dozwolone lub zabronione w bliższej lub dalszej przyszłości. Dotąd na wszelki wypadek wychodziłem z domu na dwór (na pole) tylko za potrzebą...
... tzn. mam na myśli głównie zakupy i pracę. Bałem się, że mnie zamkną za karę w hotelu. Co prawda zamykali tylko tych, co wracali z zagranicy, ale jak już mówiłem, nie byłem na bieżąco, więc licho wie, czy coś się nie zmieniło, dla naszego dobra ma się rozumieć, w ostatniej chwili - przezorny zawsze ubezpieczony.
No właśnie, w końcu będę mógł wyjechać za granicę. Oczywiście wcześniej też mogłem, tylko po pierwsze za potrzebą (ważną), a po drugie po odbyciu serii płatnych testów antycovidowych, do tego dochodziła wspomniana bardzo płatna kwarantanna, uniemożliwiająca praktycznie taką podróż, coś koło 1750 funtów na twarz - policzcie sobie koszt podróży takiej czteroosobowej rodziny. No chyba, że się dobrowolnie zaszczepimy, wtedy ma być i taniej i łatwiej. Jak bardzo taniej i łatwiej, i jak bardzo dobrowolne są te szczepienia - trudno to jednoznacznie określić.
Szczepienia, te antycovidowe, to dość trudny i niebezpieczny temat. Jak każdy inny zresztą, może on być powodem kłótni i nieporozumień zarówno partyjnych w sejmie, jak i rodzinnych przy niedzielnym obiedzie. Ludzie stali się ostatnio bardzo awanturujący się i nawet założenie krawata niewiele pomaga ("Miś"). Zawsze wzbraniam się przed poruszaniem takich zapalnych zagadnień, bo oczekuje się ode mnie, że opowiem się za którąś z tylko dwóch najczęściej stron. Tak będzie i teraz, może potencjalny czytelnik będzie zawiedziony, ale nikogo nie będę namawiał ani zniechęcał do szczepień, nie powiem nawet, czy się zaszczepiłem. Dlatego, bo nie wiem (tzn. czy się zaszczepiłem, to wiem). Nie wiem, czy szczepienia są dobre, czy nie.
Wielu może się złapać w tym momencie za głowę (albo popukać w nią), jak można czegoś nie wiedzieć w dzisiejszych czasach. Ludzie teraz dzielą się na tych, co wiedzą, że dana rzecz jest zła i na tych, co wiedzą, że dana rzecz - ta sama - jest dobra. Osobnicy, którzy czegoś nie wiedzą, są na wyginięciu. Ja nie wypowiadam się na temat szczepionek, bo nie jestem lekarzem. Ktoś powie, że przecież są lekarze specjaliści i można się na nich wzorować. Tak, ale oni są po obu stronach barykady, a ja po prostu nie wiem, bo nikomu nie ufam. Nie ufam specjalistom, nie ufam politykom i nie ufam biznesmenom. Kryzys zaufania. Wszystkie te grupy biorą udział w tym przedsięwzięciu i wszystkie te grupy nie raz mnie zrobiły, i robią nadal, w konia.
Chociaż muszę przyznać - ewenement - że tym razem większość partii politycznych, z dwiema przodującymi na polskiej scenie parlamentarnej na czele (trudno, żeby były przodujące na tyle), mają to samo zdanie w tej materii tzn. że szczepienia są ok, więc może tak rzeczywiście jest.
Mnie wnerwia co innego. Do haseł, powodujących u mnie zaburzenia krążenia, takich jak "darmowa służba zdrowia" czy "immunitet", o których już kiedyś pisałem i pewnie pisał będę, doszło ostatnio jeszcze jedno - "dobrowolne szczepienia" (te antycovidowe) z naciskiem na "dobrowolne".
Co rusz słyszymy w telewizorze warunki jakie musimy spełnić, żeby móc się przemieszczać, wyjechać na wczasy, samochodem lub samolotem (wylecieć). Wszędzie nieszczepieńcy mają dodatkowe obostrzenia. Nawet gości na weselu nieszczepionych może być max pięćdziesiąt sztuk. Mówi się o wprowadzaniu dokumentów, papierowych i elektronicznych, poświadczających szczepienie, o których nie tak dawno wszyscy politycy i rządzący się zarzekali, że nigdy istnieć nie będą. Za każdym razem z powagą powtarzają przy tym, że szczepienia są dobrowolne. Prowadzący różne programy, w których prowadzone są poważne debaty, jak i te, w których się tańczy na stole lub gotuje na scenie, nie biorą pod uwagę, że ktoś rozsądny może się nie chcieć zaszczepić. Pewna pani, gospodyni bardzo ważnego programu śniadaniowego, zasugerowała, nie tylko ona jedna zresztą, żeby tacy, co nie chcą się zaszczepić, płacili więcej za bezpłatną opiekę zdrowotną. A co z palaczami? - zadał powracające jak bumerang przy takich okazjach pytanie współprowadzący.
Dobrowolne... Ci co już przyjęli szczepionkę piętnują tych, co nie wzięli i odwrotnie - ci co się nie zaszczepili krytykują tych, co wzięli, tylko trochę jakby z mniejszą mocą, bo przeczuwają, że oni, wcześniej czy później, będą zmuszeni przez los, żeby dać się dziabnąć, czyli przejdą, siłą rzeczy, na drugą stronę barykady. Zaszczepieni już raczej nie wrócą na poprzednie miejsce, chyba że będą musieli się znowu szczepić za jakiś czas, co bardzo możliwe.
Jeden z polskich naukowców pokręcił głową z dezaprobatą (tak się domyślam, bo to był wywiad radiowy, a tak wynikało z treści i kontekstu), że niektórzy czekają aż 75 procent społeczeństwa się zaszczepi i tym samym zostanie osiągnięta odporność stadna - słowa trochę źle mi się kojarzą. Wtedy już nie będą musieli się szczepić - żeby się nie rozczarowali (to ostatnie dodałem od siebie). Ja też nie lubię cwaniaków, co to czekają, aż inni odwalą za nich czarną robotę, inni za nich się napracują, będą narażać się na niedogodności, ryzyko utraty jakichś dóbr (lub uzyskania czegoś paskudnego), a oni (cwaniaki) se przyjdą na gotowe.
Tylko że taka sytuacja tutaj nie ma miejsca. Przecież nikt z propagatorów szczepień nie twierdzi, że narażał się na jakiekolwiek ryzyko. Przecież według nich szczepionka to samo dobro. W takim przypadku nie powinni mieć żalu, czy też pretensji, do tych drugich. W telewizorze przekonywano, że to tylko lekkie ukłucie, jakby to był jedyny i główny powód niechęci niechętnych temu zabiegowi. Nie twierdzę, powtarzam, że szczepionki są złe (ani że dobre). Ale może (podkreślam - może) istnieją sposoby walki z zarazą równie dobre, które mogą funkcjonować równocześnie ze szczepionkami.
Każde wiadomości (fakty i panoramy) rozpoczynają się informacjami o stanie zaszczepionych, zmarłych, wyleczonych z podziałem na województwa a nawet gminy. Wiemy jak wspaniała jest organizacja szczepień (telewizja rządowa) i jaka fatalna (telewizja opozycyjna). Dlaczego brak jest innej ważnej informacji? Moim zdaniem po każdej takiej relacji powinno następować krótkie sprawozdanie na temat, jak się rzeczy mają odnośnie domniemanego lekarstwa na zarazę (muszę napisać "domniemanego", żeby się nie narazić; nie napiszę komu się narazić, żeby się nie narazić jeszcze bardziej). Dyskusji na temat rzekomego lekarstwa na wirusa jest w przestrzeni publicznej jak na lekarstwo.
Dobrowolne... Gdyby przyjąć taki tok rozumowania, to np. przestrzeganie kodeksu drogowego też jest dobrowolne. Można parkować na zakazie, albo przekraczać prędkość. Jeżeli nas złapią to
będziemy musieli (my, czyli ci, którzy nie posiadają immunitetu) oddać cześć naszych pieniędzy, czyli spotka nas (tych bez immunitetu) kara finansowa - mandat i niekiedy punkty (niekiedy, bo np. w UK za złe parkowanie punków nie dają). Szczepienia też są dobrowolne - zabiorą nam tylko część pieniędzy (albo wszystkie - w przypadku aresztu hotelowego), lub całkowicie uniemożliwią wyjazd z kraju (lub co gorsza, przyjazd do kraju - tam gdzie się mieszka).
A może ja już miałem wirusa i nie zauważyłem? Może jestem odporny (nie mylić z "oporny") i na to? Może nie ma sensu się szczepić i należałoby najpierw to sprawdzić. No tak, ale to by oznaczało dodatkowe koszty dla budżetu państwa, a poza tym mogło by się okazać, że za dużo kupiono szczepionek. Klęska urodzaju. Zresztą ostatnio tak właśnie się dzieje - zbyt dużo szczepionek w magazynach, a za mało chętnych do zastrzyku. Rząd, i nie tylko rząd, martwi się i zastanawia, jak "zachęcić" opornych (i odpornych).
Ostatnio wyczytałem w gazecie, że niektóre zakłady pracy w Polsce oferują nawet tysiąc złotych premii (brutto) swoim pracownikom (tzn. tysiąc na twarz, a nie do podziału). W niektórych innych krajach też płacą, tylko w innej kwocie i walucie. Mam nadzieję, że związki zawodowe innych firm nie będą próbowały wymusić tego od swoich pracodawców.
W telewizorze mówili, że zagranicą również mają sposoby na zachętę np. w stolicy USA, czyli w Waszyngtonie, do szczepionki piwo gratis (a ostatnio ostrzegano, że w czasie pandemii ludzie za dużo chleją)! Ciekawe czy ten bonus także obowiązuje w punktach szczepień mobilnych - podjeżdża gość samochodem, wystawia rękę, kuj, dostaje piwko, gul, gul, gul i w drogę. Abstynenci i dzieci mogą czuć się dyskryminowani, chyba że dostaną piwo bezalkoholowe - zmorę naszego pewnego polskiego piosenkarza Macieja M. W Chicago - kupon do fryzjera (a co z łysymi - znowu dyskryminacja). Być może usługa obejmuje również golenie. W brodę mogą sobie pluć ci, co się pospieszyli ze szczepieniem - nie wiem, czy przepis działa wstecz.
Jednak najlepiej jest w stanie Ohio, USA. Tam zorganizowano loterię dla zaszczepionych, w której główną nagrodą jest milion dolców. Nie podano, czy udział w losowaniach, odbywających się przez pięć kolejnych śród (pierwszy raz w życiu użyłem tego wyrazu w tym przypadku i liczbie), mogą brać również turyści i imigranci - może by warto wybrać się na wycieczkę. O metodach liczenia i wypłacania wygranych w amerykańskiej loterii pisałem w 42 odcinku pt. "O nieszczęściu w szczęściu, młodej kobiecie i numerkach".
Wychodzi na to, że lepiej nie sprawdzać, czy ma się przeciwciała i odporność na wirusa, bo nie potrzeba już wtedy szczepionki (a może jednak trzeba). Tak czy siak, ja z ciekawości postanowiłem spróbować się dowiedzieć, jak to jest z tymi testami na wspomniane przeciwciała.
... tzn. mam na myśli głównie zakupy i pracę. Bałem się, że mnie zamkną za karę w hotelu. Co prawda zamykali tylko tych, co wracali z zagranicy, ale jak już mówiłem, nie byłem na bieżąco, więc licho wie, czy coś się nie zmieniło, dla naszego dobra ma się rozumieć, w ostatniej chwili - przezorny zawsze ubezpieczony.
No właśnie, w końcu będę mógł wyjechać za granicę. Oczywiście wcześniej też mogłem, tylko po pierwsze za potrzebą (ważną), a po drugie po odbyciu serii płatnych testów antycovidowych, do tego dochodziła wspomniana bardzo płatna kwarantanna, uniemożliwiająca praktycznie taką podróż, coś koło 1750 funtów na twarz - policzcie sobie koszt podróży takiej czteroosobowej rodziny. No chyba, że się dobrowolnie zaszczepimy, wtedy ma być i taniej i łatwiej. Jak bardzo taniej i łatwiej, i jak bardzo dobrowolne są te szczepienia - trudno to jednoznacznie określić.
Szczepienia, te antycovidowe, to dość trudny i niebezpieczny temat. Jak każdy inny zresztą, może on być powodem kłótni i nieporozumień zarówno partyjnych w sejmie, jak i rodzinnych przy niedzielnym obiedzie. Ludzie stali się ostatnio bardzo awanturujący się i nawet założenie krawata niewiele pomaga ("Miś"). Zawsze wzbraniam się przed poruszaniem takich zapalnych zagadnień, bo oczekuje się ode mnie, że opowiem się za którąś z tylko dwóch najczęściej stron. Tak będzie i teraz, może potencjalny czytelnik będzie zawiedziony, ale nikogo nie będę namawiał ani zniechęcał do szczepień, nie powiem nawet, czy się zaszczepiłem. Dlatego, bo nie wiem (tzn. czy się zaszczepiłem, to wiem). Nie wiem, czy szczepienia są dobre, czy nie.
Wielu może się złapać w tym momencie za głowę (albo popukać w nią), jak można czegoś nie wiedzieć w dzisiejszych czasach. Ludzie teraz dzielą się na tych, co wiedzą, że dana rzecz jest zła i na tych, co wiedzą, że dana rzecz - ta sama - jest dobra. Osobnicy, którzy czegoś nie wiedzą, są na wyginięciu. Ja nie wypowiadam się na temat szczepionek, bo nie jestem lekarzem. Ktoś powie, że przecież są lekarze specjaliści i można się na nich wzorować. Tak, ale oni są po obu stronach barykady, a ja po prostu nie wiem, bo nikomu nie ufam. Nie ufam specjalistom, nie ufam politykom i nie ufam biznesmenom. Kryzys zaufania. Wszystkie te grupy biorą udział w tym przedsięwzięciu i wszystkie te grupy nie raz mnie zrobiły, i robią nadal, w konia.
Chociaż muszę przyznać - ewenement - że tym razem większość partii politycznych, z dwiema przodującymi na polskiej scenie parlamentarnej na czele (trudno, żeby były przodujące na tyle), mają to samo zdanie w tej materii tzn. że szczepienia są ok, więc może tak rzeczywiście jest.
Mnie wnerwia co innego. Do haseł, powodujących u mnie zaburzenia krążenia, takich jak "darmowa służba zdrowia" czy "immunitet", o których już kiedyś pisałem i pewnie pisał będę, doszło ostatnio jeszcze jedno - "dobrowolne szczepienia" (te antycovidowe) z naciskiem na "dobrowolne".
Co rusz słyszymy w telewizorze warunki jakie musimy spełnić, żeby móc się przemieszczać, wyjechać na wczasy, samochodem lub samolotem (wylecieć). Wszędzie nieszczepieńcy mają dodatkowe obostrzenia. Nawet gości na weselu nieszczepionych może być max pięćdziesiąt sztuk. Mówi się o wprowadzaniu dokumentów, papierowych i elektronicznych, poświadczających szczepienie, o których nie tak dawno wszyscy politycy i rządzący się zarzekali, że nigdy istnieć nie będą. Za każdym razem z powagą powtarzają przy tym, że szczepienia są dobrowolne. Prowadzący różne programy, w których prowadzone są poważne debaty, jak i te, w których się tańczy na stole lub gotuje na scenie, nie biorą pod uwagę, że ktoś rozsądny może się nie chcieć zaszczepić. Pewna pani, gospodyni bardzo ważnego programu śniadaniowego, zasugerowała, nie tylko ona jedna zresztą, żeby tacy, co nie chcą się zaszczepić, płacili więcej za bezpłatną opiekę zdrowotną. A co z palaczami? - zadał powracające jak bumerang przy takich okazjach pytanie współprowadzący.
Dobrowolne... Ci co już przyjęli szczepionkę piętnują tych, co nie wzięli i odwrotnie - ci co się nie zaszczepili krytykują tych, co wzięli, tylko trochę jakby z mniejszą mocą, bo przeczuwają, że oni, wcześniej czy później, będą zmuszeni przez los, żeby dać się dziabnąć, czyli przejdą, siłą rzeczy, na drugą stronę barykady. Zaszczepieni już raczej nie wrócą na poprzednie miejsce, chyba że będą musieli się znowu szczepić za jakiś czas, co bardzo możliwe.
Jeden z polskich naukowców pokręcił głową z dezaprobatą (tak się domyślam, bo to był wywiad radiowy, a tak wynikało z treści i kontekstu), że niektórzy czekają aż 75 procent społeczeństwa się zaszczepi i tym samym zostanie osiągnięta odporność stadna - słowa trochę źle mi się kojarzą. Wtedy już nie będą musieli się szczepić - żeby się nie rozczarowali (to ostatnie dodałem od siebie). Ja też nie lubię cwaniaków, co to czekają, aż inni odwalą za nich czarną robotę, inni za nich się napracują, będą narażać się na niedogodności, ryzyko utraty jakichś dóbr (lub uzyskania czegoś paskudnego), a oni (cwaniaki) se przyjdą na gotowe.
Tylko że taka sytuacja tutaj nie ma miejsca. Przecież nikt z propagatorów szczepień nie twierdzi, że narażał się na jakiekolwiek ryzyko. Przecież według nich szczepionka to samo dobro. W takim przypadku nie powinni mieć żalu, czy też pretensji, do tych drugich. W telewizorze przekonywano, że to tylko lekkie ukłucie, jakby to był jedyny i główny powód niechęci niechętnych temu zabiegowi. Nie twierdzę, powtarzam, że szczepionki są złe (ani że dobre). Ale może (podkreślam - może) istnieją sposoby walki z zarazą równie dobre, które mogą funkcjonować równocześnie ze szczepionkami.
Każde wiadomości (fakty i panoramy) rozpoczynają się informacjami o stanie zaszczepionych, zmarłych, wyleczonych z podziałem na województwa a nawet gminy. Wiemy jak wspaniała jest organizacja szczepień (telewizja rządowa) i jaka fatalna (telewizja opozycyjna). Dlaczego brak jest innej ważnej informacji? Moim zdaniem po każdej takiej relacji powinno następować krótkie sprawozdanie na temat, jak się rzeczy mają odnośnie domniemanego lekarstwa na zarazę (muszę napisać "domniemanego", żeby się nie narazić; nie napiszę komu się narazić, żeby się nie narazić jeszcze bardziej). Dyskusji na temat rzekomego lekarstwa na wirusa jest w przestrzeni publicznej jak na lekarstwo.
Dobrowolne... Gdyby przyjąć taki tok rozumowania, to np. przestrzeganie kodeksu drogowego też jest dobrowolne. Można parkować na zakazie, albo przekraczać prędkość. Jeżeli nas złapią to
będziemy musieli (my, czyli ci, którzy nie posiadają immunitetu) oddać cześć naszych pieniędzy, czyli spotka nas (tych bez immunitetu) kara finansowa - mandat i niekiedy punkty (niekiedy, bo np. w UK za złe parkowanie punków nie dają). Szczepienia też są dobrowolne - zabiorą nam tylko część pieniędzy (albo wszystkie - w przypadku aresztu hotelowego), lub całkowicie uniemożliwią wyjazd z kraju (lub co gorsza, przyjazd do kraju - tam gdzie się mieszka).
A może ja już miałem wirusa i nie zauważyłem? Może jestem odporny (nie mylić z "oporny") i na to? Może nie ma sensu się szczepić i należałoby najpierw to sprawdzić. No tak, ale to by oznaczało dodatkowe koszty dla budżetu państwa, a poza tym mogło by się okazać, że za dużo kupiono szczepionek. Klęska urodzaju. Zresztą ostatnio tak właśnie się dzieje - zbyt dużo szczepionek w magazynach, a za mało chętnych do zastrzyku. Rząd, i nie tylko rząd, martwi się i zastanawia, jak "zachęcić" opornych (i odpornych).
Ostatnio wyczytałem w gazecie, że niektóre zakłady pracy w Polsce oferują nawet tysiąc złotych premii (brutto) swoim pracownikom (tzn. tysiąc na twarz, a nie do podziału). W niektórych innych krajach też płacą, tylko w innej kwocie i walucie. Mam nadzieję, że związki zawodowe innych firm nie będą próbowały wymusić tego od swoich pracodawców.
W telewizorze mówili, że zagranicą również mają sposoby na zachętę np. w stolicy USA, czyli w Waszyngtonie, do szczepionki piwo gratis (a ostatnio ostrzegano, że w czasie pandemii ludzie za dużo chleją)! Ciekawe czy ten bonus także obowiązuje w punktach szczepień mobilnych - podjeżdża gość samochodem, wystawia rękę, kuj, dostaje piwko, gul, gul, gul i w drogę. Abstynenci i dzieci mogą czuć się dyskryminowani, chyba że dostaną piwo bezalkoholowe - zmorę naszego pewnego polskiego piosenkarza Macieja M. W Chicago - kupon do fryzjera (a co z łysymi - znowu dyskryminacja). Być może usługa obejmuje również golenie. W brodę mogą sobie pluć ci, co się pospieszyli ze szczepieniem - nie wiem, czy przepis działa wstecz.
Jednak najlepiej jest w stanie Ohio, USA. Tam zorganizowano loterię dla zaszczepionych, w której główną nagrodą jest milion dolców. Nie podano, czy udział w losowaniach, odbywających się przez pięć kolejnych śród (pierwszy raz w życiu użyłem tego wyrazu w tym przypadku i liczbie), mogą brać również turyści i imigranci - może by warto wybrać się na wycieczkę. O metodach liczenia i wypłacania wygranych w amerykańskiej loterii pisałem w 42 odcinku pt. "O nieszczęściu w szczęściu, młodej kobiecie i numerkach".
Wychodzi na to, że lepiej nie sprawdzać, czy ma się przeciwciała i odporność na wirusa, bo nie potrzeba już wtedy szczepionki (a może jednak trzeba). Tak czy siak, ja z ciekawości postanowiłem spróbować się dowiedzieć, jak to jest z tymi testami na wspomniane przeciwciała.
Ale o tym w następnej części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz