No i pojawiły się pierwsze jaskółki zwiastujące zmiany. Zastanawiałem się, kiedy nadlecą i skąd, i jak się objawią, bo że w ogóle się pojawią, o to byłem niespokojny. To było tylko kwestią czasu. Do samych jaskółek nic nie mam (oprócz tego, że czasami - wierzę, że niechcący - zabrudzą mi okna).
Jak wiadomo, staram się unikać polityki, dlatego nie powiem, jak wygląda moja karta szczepień (wiadomo o jaką szczepionkę chodzi), ale już niedługo być może niezdecydowani (lub zdecydowanie przeciwni) zdecydują się na zastrzyk, bo będą musieli...
... Otóż ostatnio wyczytałem, że brytyjski minister ds. szczepionek, niejaki Nadhim Z., przyznał, że "rozważane są środki mające na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa w szpitalach. W tym celu - według pana ministra - istnieje możliwość wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla pracowników służby zdrowia. Na każdym odpowiedzialnym rządzie spoczywałby obowiązek przeprowadzenia debaty i przemyślenia tego, w jaki sposób chronimy najbardziej bezbronnych" - podkreślił, wskazując, iż należy "upewnić się, że osoby, które się nimi opiekują, są zaszczepione".
Gdybym był złośliwy, to bym powiedział, że najbardziej bezbronni na tej planecie są ludzie, którzy popadli w konflikt z posiadaczami immunitetu. Wszelkie sprawy przed sądem, z definicji, skazane są na przegraną, bo immunitentów się prawo nie ima. No bo chyba autor nie miał na myśli ewentualnego dochodzenia swoich (pacjentów) praw i przedstawiania swoich (pacjentów) roszczeń przeciwko szpitalom przed Temidą.
Temat szczepionek wałkowany jest w mediach non stop, więc siłą rzeczy ja też temu uległem. Dodam tylko jeszcze jedno zdarzenie i już zrobię sobie przerwę na jakiś czas. Wiem (może z autopsji, a może z relacji wiarygodnych osób - nie powiem) jak wygląda taki zabieg w Anglii. Po zarezerwowaniu sobie wizyty na dokładną godzinę, udajemy się do punktu szczepień mniej więcej punktualnie. Tam sprawdzane są nasze dane. W jaki sposób? Ponieważ nie wymyślono tutaj dowodów osobistych, sprawdzanie tożsamości polega na pytaniu o imię i nazwisko, adres i datę urodzenia. W ten sposób obsługa jest pewna, że Ten to Ten. Potem garść informacji od uśmiechniętej osoby zbliżającej się do nas ze strzykawką w ręku, że mogą być potem różne reakcje organizmu, że można wziąć paracetamol (no bo jak inaczej - paracetamol na Wyspach jest tak samo niezbędny jak powietrze i woda), pada pytanie, czy wszystko rozumiesz i czy się na wszystko zgadzasz, (że jakby co, to nie miej pretensji) i kuj. Na odchodne jeszcze kilka ulotek.
Tak sobie myślę, nie żebym kogoś namawiał, ale jakby ktoś się uparł i nie chciał się zaszczepić, to wystarczy, żeby znalazł chętnego, który się za niego poda, tzw. znana metoda "na słupa". Musi się tylko nauczyć taki "słup" paru danych - tego, co powyżej wyliczyłem - imię, nazwisko itd. Powtarzam jeszcze raz, nikogo do oszustwa nie namawiam, a że zawsze szukam dziury w całej skarpecie, to takie właśnie myśli kołatają mi się w głowie.
Wracając do pomysłu wprowadzenia obowiązku szczepień, to zastosowano tutaj metodę zdobycia przyczółka. Najpierw mają być pracownicy służby zdrowia, bo styczność z pacjentami i są bardzo ważni dla społeczeństwa. Potem nauczyciele, bo kontakt z dziećmi i też bardzo ważni, potem wszystkie inne ważne zawody, gdzie występuje kontakt z ludzkością, a więc sprzedawcy, doradcy, obsługa turystyczna, fryzjerzy itp. z wyjątkiem działalności przez internet (wyjątek nie dotyczy fryzjerów - ci raczej muszą osobiście zająć się klientem). A potem reszta mniej ważnego społeczeństwa obowiązkowo do szczepień. Dla podniesienia rangi ważności i dramaturgii całego tego przedsięwzięcia, a także żeby przekonać niedowiarków, można zastosować chwyt, jaki wiele razy był stosowany w przeszłości, gdy działo się ludziom coś złego. Wtedy się mówi, że ucierpiało tyle a tyle osób, a w tym tyle a tyle kobiet i dzieci. W naszym przypadku, przez analogię, można podkreślić, ile to kobiet i dzieci nie ucierpi.
I tutaj przechodzimy płynnie do kolejnej kwestii. Okazuje się mianowicie, że świat gatunku ludzkiego (nie wiadomo, jak to jest w świecie zwierząt) nie składa się tylko z mężczyzn i kobiet, ewentualnie z bardzo młodych mężczyzn i kobiet, czyli dzieci (nie wiem, czy to już oksymoron, czy jeszcze nie). Przekonał się o tym pewien brytyjski kierownik pociągu, który powitał podróżnych sławnym zwrotem: "Ladies and Gentleman", czyli "Panie i Panowie". Żeby nieświadomie pogorszyć swoją i firmy sytuację dodał jeszcze: "Chłopcy i Dziewczęta". Tego było za wiele. W pociągu znajdowała się bowiem para osób niebinarnych, tzn. takich, które jak same siebie określają, nie określają się ani jako mężczyźni, ani jako kobiety (para, w sensie dwie osoby - nie sugeruję, że stanowili/stanowiły parę) i takie słowa bardzo ją (tę parę) oburzyły i poczuła się ona dotknięta, a właściwie nie dotknięta, czyli ominięta, bo uważała (ta para), że te słowa się do niej nie odnoszą i ją ignorują. Para tej pary nie poszła w gwiazdek, ale została odpowiednio nagłośniona, bo poszła (para tej pary) w media społecznościowe. Oczywiście firma przewozowa zareagowała błyskawicznie, przepraszając i kajając się, że "obsługa pociągu nie powinna używać takiego słownictwa, że ciężko pracowali nad edukacją ich pracowników i że zaimki specyficzne dla płci nie są odpowiednie w takich przypadkach".
Wracając do poprzedniego wątku, czy zatem możemy się spodziewać, że w przyszłości będziemy słyszeć coś takiego: "W wydarzeniach wzięło udział x osób, w tym x kobiet i dzieci a oprócz tego x osób niebinarnych".
Żeby było jasne - nie jest moim zamiarem czepianie się niebinarności jako takiej. Problem tylko w tym, że zmienia to utarty sposób wypowiadania się pod względem czysto językowym. Pół biedy, że będę musiał nauczyć się nowych słów - mój niemłody (ale i niestary!) umysł przyswaja jeszcze nowe informacje. Gorzej, że niektórych słów, czy zwyczajowych dotąd zwrotów, będę musiał się oduczyć. Rada Języka Polskiego będzie miała co robić, zwłaszcza że język polski jest w tej materii problematyczny np. po angielsku powiemy "they did" i wystarczy, a po polsku będzie to znaczyło "oni zrobili" lub "one zrobiły".
A co na to same osoby (polskie) niebinarne? Odsyłam potencjalnych czytelników na stronę: https://zaimki.pl/blog/manifest, gdzie znajdziemy dużo ciekawych propozycji poprawnych słów np. "byłom, byłoś", albo odmianę: [ten] fan, [ta] fanka, [to] fanko; [ten] twórca, [ta] twórczyni, [to] twórcze; [ten] pracownik, [ta] pracownica, [to] pracownicze. Przy okazji - nie należy nazywać rodzaju nijakiego nijakim, bo to "odczłowieczające", tylko używać określenia "rodzaj neutralny". Padają tam również przykłady takich zwrotów jak "my zrobiłośmy", "ktosio", czy konsekwentnie "nikto". Jest czego się uczyć (i oduczyć).
Kłopot dla mnie stanowi już początek, no bo jak określać ludzi. No właśnie, człowiek, czyli on - rodzaj męski; osoba - ona, rodzaj żeński. A jak użyć rodzaju nijakiego, sorki, neutralnego, żeby nikogo nie obrazić, nie uprzedmiotowić?
Kiedyś w telewizorze leciał taki serial, nawiasem mówiąc brytyjski - "Wszystkie stworzenia duże i małe", więc może w ten sposób należałoby witać pasażerów: "Witamy na pokładzie wszystkie stworzenia duże i małe". Wyrażenie nie powinno nikogo obrazić, wszak wszyscy jesteśmy stworzeniami (po angielsku stworzenie to "creature"). I rodzaj gramatyczny prawidłowy - neutralny (dawniej - nijaki). To powinno pasować. Inny przykład: "W Sejmie zasiada 460 stworzeń". Albo: "Nic nie można było zrobić, bo stworzenie posiadało immunitet".
Mam tylko nadzieję, że ewentualne spory nie przerodzą się w poważne konflikty i nie będą stanowiły kolejnego pretekstu, żeby jeszcze bardziej skłócić społeczeństwo.
Zastanawiam się, jak ja bym zareagował, gdybym się znalazł przypadkiem np. na zebraniu Koła Gospodyń Wiejskich (tylko to mi przychodzi w tej chwili do głowy) i prowadząca rzuciłaby donośnie, waląc przy tym dłonią w stół: "Proszę o ciszę, drogie panie, do jasnej cholery!". Pewnie bym wstał i zapytał kulturalnie: "A co ze mną, mogę gadać dalej?" Gospodynie by pewnie zachichotały, ja w sumie też. I po sprawie. Nie poleciałbym z tym od razu do prawnika. Mimo wszystko mam nadzieję, że podobne przejęzyczenia nie znajdą swojego finału w sądach, bo ja nie dam rady tak się całkowicie przestawić językowo, a obawiając się odszkodowań będę musiał zakończyć pisanie mojego bloga, czego nie wiem jak Wam, ale sobie nie życzę.
Dzisiaj żegnam się z Wami, nucąc niezakazaną póki co piosenkę zespołu o nazwie nomen omen "Modern Talking" - "You're a woman, I'm a man".
... Otóż ostatnio wyczytałem, że brytyjski minister ds. szczepionek, niejaki Nadhim Z., przyznał, że "rozważane są środki mające na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa w szpitalach. W tym celu - według pana ministra - istnieje możliwość wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla pracowników służby zdrowia. Na każdym odpowiedzialnym rządzie spoczywałby obowiązek przeprowadzenia debaty i przemyślenia tego, w jaki sposób chronimy najbardziej bezbronnych" - podkreślił, wskazując, iż należy "upewnić się, że osoby, które się nimi opiekują, są zaszczepione".
Gdybym był złośliwy, to bym powiedział, że najbardziej bezbronni na tej planecie są ludzie, którzy popadli w konflikt z posiadaczami immunitetu. Wszelkie sprawy przed sądem, z definicji, skazane są na przegraną, bo immunitentów się prawo nie ima. No bo chyba autor nie miał na myśli ewentualnego dochodzenia swoich (pacjentów) praw i przedstawiania swoich (pacjentów) roszczeń przeciwko szpitalom przed Temidą.
Temat szczepionek wałkowany jest w mediach non stop, więc siłą rzeczy ja też temu uległem. Dodam tylko jeszcze jedno zdarzenie i już zrobię sobie przerwę na jakiś czas. Wiem (może z autopsji, a może z relacji wiarygodnych osób - nie powiem) jak wygląda taki zabieg w Anglii. Po zarezerwowaniu sobie wizyty na dokładną godzinę, udajemy się do punktu szczepień mniej więcej punktualnie. Tam sprawdzane są nasze dane. W jaki sposób? Ponieważ nie wymyślono tutaj dowodów osobistych, sprawdzanie tożsamości polega na pytaniu o imię i nazwisko, adres i datę urodzenia. W ten sposób obsługa jest pewna, że Ten to Ten. Potem garść informacji od uśmiechniętej osoby zbliżającej się do nas ze strzykawką w ręku, że mogą być potem różne reakcje organizmu, że można wziąć paracetamol (no bo jak inaczej - paracetamol na Wyspach jest tak samo niezbędny jak powietrze i woda), pada pytanie, czy wszystko rozumiesz i czy się na wszystko zgadzasz, (że jakby co, to nie miej pretensji) i kuj. Na odchodne jeszcze kilka ulotek.
Tak sobie myślę, nie żebym kogoś namawiał, ale jakby ktoś się uparł i nie chciał się zaszczepić, to wystarczy, żeby znalazł chętnego, który się za niego poda, tzw. znana metoda "na słupa". Musi się tylko nauczyć taki "słup" paru danych - tego, co powyżej wyliczyłem - imię, nazwisko itd. Powtarzam jeszcze raz, nikogo do oszustwa nie namawiam, a że zawsze szukam dziury w całej skarpecie, to takie właśnie myśli kołatają mi się w głowie.
Wracając do pomysłu wprowadzenia obowiązku szczepień, to zastosowano tutaj metodę zdobycia przyczółka. Najpierw mają być pracownicy służby zdrowia, bo styczność z pacjentami i są bardzo ważni dla społeczeństwa. Potem nauczyciele, bo kontakt z dziećmi i też bardzo ważni, potem wszystkie inne ważne zawody, gdzie występuje kontakt z ludzkością, a więc sprzedawcy, doradcy, obsługa turystyczna, fryzjerzy itp. z wyjątkiem działalności przez internet (wyjątek nie dotyczy fryzjerów - ci raczej muszą osobiście zająć się klientem). A potem reszta mniej ważnego społeczeństwa obowiązkowo do szczepień. Dla podniesienia rangi ważności i dramaturgii całego tego przedsięwzięcia, a także żeby przekonać niedowiarków, można zastosować chwyt, jaki wiele razy był stosowany w przeszłości, gdy działo się ludziom coś złego. Wtedy się mówi, że ucierpiało tyle a tyle osób, a w tym tyle a tyle kobiet i dzieci. W naszym przypadku, przez analogię, można podkreślić, ile to kobiet i dzieci nie ucierpi.
I tutaj przechodzimy płynnie do kolejnej kwestii. Okazuje się mianowicie, że świat gatunku ludzkiego (nie wiadomo, jak to jest w świecie zwierząt) nie składa się tylko z mężczyzn i kobiet, ewentualnie z bardzo młodych mężczyzn i kobiet, czyli dzieci (nie wiem, czy to już oksymoron, czy jeszcze nie). Przekonał się o tym pewien brytyjski kierownik pociągu, który powitał podróżnych sławnym zwrotem: "Ladies and Gentleman", czyli "Panie i Panowie". Żeby nieświadomie pogorszyć swoją i firmy sytuację dodał jeszcze: "Chłopcy i Dziewczęta". Tego było za wiele. W pociągu znajdowała się bowiem para osób niebinarnych, tzn. takich, które jak same siebie określają, nie określają się ani jako mężczyźni, ani jako kobiety (para, w sensie dwie osoby - nie sugeruję, że stanowili/stanowiły parę) i takie słowa bardzo ją (tę parę) oburzyły i poczuła się ona dotknięta, a właściwie nie dotknięta, czyli ominięta, bo uważała (ta para), że te słowa się do niej nie odnoszą i ją ignorują. Para tej pary nie poszła w gwiazdek, ale została odpowiednio nagłośniona, bo poszła (para tej pary) w media społecznościowe. Oczywiście firma przewozowa zareagowała błyskawicznie, przepraszając i kajając się, że "obsługa pociągu nie powinna używać takiego słownictwa, że ciężko pracowali nad edukacją ich pracowników i że zaimki specyficzne dla płci nie są odpowiednie w takich przypadkach".
Wracając do poprzedniego wątku, czy zatem możemy się spodziewać, że w przyszłości będziemy słyszeć coś takiego: "W wydarzeniach wzięło udział x osób, w tym x kobiet i dzieci a oprócz tego x osób niebinarnych".
Żeby było jasne - nie jest moim zamiarem czepianie się niebinarności jako takiej. Problem tylko w tym, że zmienia to utarty sposób wypowiadania się pod względem czysto językowym. Pół biedy, że będę musiał nauczyć się nowych słów - mój niemłody (ale i niestary!) umysł przyswaja jeszcze nowe informacje. Gorzej, że niektórych słów, czy zwyczajowych dotąd zwrotów, będę musiał się oduczyć. Rada Języka Polskiego będzie miała co robić, zwłaszcza że język polski jest w tej materii problematyczny np. po angielsku powiemy "they did" i wystarczy, a po polsku będzie to znaczyło "oni zrobili" lub "one zrobiły".
A co na to same osoby (polskie) niebinarne? Odsyłam potencjalnych czytelników na stronę: https://zaimki.pl/blog/manifest, gdzie znajdziemy dużo ciekawych propozycji poprawnych słów np. "byłom, byłoś", albo odmianę: [ten] fan, [ta] fanka, [to] fanko; [ten] twórca, [ta] twórczyni, [to] twórcze; [ten] pracownik, [ta] pracownica, [to] pracownicze. Przy okazji - nie należy nazywać rodzaju nijakiego nijakim, bo to "odczłowieczające", tylko używać określenia "rodzaj neutralny". Padają tam również przykłady takich zwrotów jak "my zrobiłośmy", "ktosio", czy konsekwentnie "nikto". Jest czego się uczyć (i oduczyć).
Kłopot dla mnie stanowi już początek, no bo jak określać ludzi. No właśnie, człowiek, czyli on - rodzaj męski; osoba - ona, rodzaj żeński. A jak użyć rodzaju nijakiego, sorki, neutralnego, żeby nikogo nie obrazić, nie uprzedmiotowić?
Kiedyś w telewizorze leciał taki serial, nawiasem mówiąc brytyjski - "Wszystkie stworzenia duże i małe", więc może w ten sposób należałoby witać pasażerów: "Witamy na pokładzie wszystkie stworzenia duże i małe". Wyrażenie nie powinno nikogo obrazić, wszak wszyscy jesteśmy stworzeniami (po angielsku stworzenie to "creature"). I rodzaj gramatyczny prawidłowy - neutralny (dawniej - nijaki). To powinno pasować. Inny przykład: "W Sejmie zasiada 460 stworzeń". Albo: "Nic nie można było zrobić, bo stworzenie posiadało immunitet".
Mam tylko nadzieję, że ewentualne spory nie przerodzą się w poważne konflikty i nie będą stanowiły kolejnego pretekstu, żeby jeszcze bardziej skłócić społeczeństwo.
Zastanawiam się, jak ja bym zareagował, gdybym się znalazł przypadkiem np. na zebraniu Koła Gospodyń Wiejskich (tylko to mi przychodzi w tej chwili do głowy) i prowadząca rzuciłaby donośnie, waląc przy tym dłonią w stół: "Proszę o ciszę, drogie panie, do jasnej cholery!". Pewnie bym wstał i zapytał kulturalnie: "A co ze mną, mogę gadać dalej?" Gospodynie by pewnie zachichotały, ja w sumie też. I po sprawie. Nie poleciałbym z tym od razu do prawnika. Mimo wszystko mam nadzieję, że podobne przejęzyczenia nie znajdą swojego finału w sądach, bo ja nie dam rady tak się całkowicie przestawić językowo, a obawiając się odszkodowań będę musiał zakończyć pisanie mojego bloga, czego nie wiem jak Wam, ale sobie nie życzę.
Dzisiaj żegnam się z Wami, nucąc niezakazaną póki co piosenkę zespołu o nazwie nomen omen "Modern Talking" - "You're a woman, I'm a man".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz