środa, 4 sierpnia 2021

52. O matce, żonie i prezesie

    Ostatnio przeczytałem o chrzcie dziecka sławnych rodziców, a w szczególności sławny jest tatuś, choć teraz siłą rzeczy i mamusia. Nie powiem, żebym się wnerwił tym faktem, bo sam jestem wierzący i cieszy mnie, jak wspólnota nasza się powiększa. Jednak dało mi to wydarzenie trochę do myślenia. Tatusiem jest niejaki...
  ...Jacek K., prezes pewnej telewizji, osoba znana, zagorzały, jak się okazuje, katolik. Chrzest odbył się w prywatnej kaplicy Domu Arcybiskupiego w Częstochowie, a chrztu udzielił sam arcybiskup. Zdarza się. Tuż po ceremonii, szczęśliwa rodzina udała się na Jasną Górę, żeby zawierzyć się Matce Bożej, bo jak wyjaśnili rodzice, bardzo kochają swoją córeczkę.
   Przyznam się, że zrobiło mi się trochę wstyd, że sam nie wpadłem na taki pomysł. Też bardzo kocham swoje dzieci, jednak prezes Jacek K. okazał się być lepszym ojcem, co udowodnił wyborem miejsca udzielania sakramentu.
   A skoro o sakramentach mowa, to wiadomo, że żeby urodziło się dziecko, najpierw musi być ślub - przynajmniej teoretycznie. Jak się jednak okazało, na ceremonii m. in. był obecny 30 letni, nieślubny syn prezesa - ale o tym za chwilę. Cofnijmy się tymczasem mniej więcej o rok.
   Prezes J.K.II (po angielsku - dżej kej the second, trochę spolszczając - dżej kej drugi; nie mylić z prezesem dżej kejem pierwszym, czyli Jarosławem) w lipcu 2020 wziął ślub kościelny. Na uroczystość przybyło wielu kolegów i koleżanek z pracy, takich jak właśnie prezes i wicepremier Jarosława K., Zbigniew Z. minister od prawa i sprawiedliwości, była premier (a może premierka?) Beata S., Mariusz B. minister od obrony i inni. Żeby to było możliwe (zaślubiny), tak się szczęśliwie złożyło, że poprzednie rzekome śluby kościelne, jeden pana prezesa i drugi, pani Joanny jego małżonki, tej z 2020 roku, zostały... no właśnie... nie było ich. Mówiąc po ludzku dwoje naszych bohaterów miało już w swoim dorobku śluby kościelne wcześniej zawarte, ale tak mówić nie należy.
   A jak należy mówić? Proszę bardzo, oto cytat, który znalazłem w internecie: "Prawda jest taka, że biskupi nie unieważniają małżeństwa, a sam proces dotyczy ewentualnego stwierdzenia nieważności małżeństwa, czyli czy zaistniała ważna umowa małżeńska, czy też na skutek jakiejś przyczyny lub przyczyn małżeństwo od samego początku nie było ważnie zawarte."
   Ależ ten świat skomplikowany. Chodzi zapewne o to, że jeśli unieważnimy małżeństwo, to by znaczyło, że takie małżeństwo de facto istniało. A ma nie istnieć. Nie chcę się bawić w prawnika (nie jestem nim i mam nadzieję, że nigdy nie będę - na szczęście jest to praktycznie, teoretycznie i moralnie niemożliwe), ale to by miało znaczyć, że umowa małżeńska była wadliwie, pod względem prawnym, sporządzona i nie przyniosła skutku, jakim miał być sam związek (małżeński). Czyli umowa była, a małżeństwa już nie. Bardzo pomysłowe.
   To że nie ma w kościele katolickim rozwodów, to wiedziałem. Możliwa jest tylko separacja, ale takie coś nie urządzało pana prezesa i jego małżonki (tej z 2020 roku, bo przecież innej, w myśl prawa kanonicznego, nie było), którzy marzyli o ślubie (kościelnym - cywilny zawarli w 2018).
   Władze kościelne władne podejmować tego typu decyzje (o stwierdzeniu niewinności czyjegoś ślubu), po wnikliwym zapoznaniu się ze szczegółami sprawy, a właściwie spraw (pana prezesa i jego oblubienicy) stwierdzili, że owe małżeństwa z powodów, które podlegają tajemnicy, nie miały miejsca.
   Pan prezes jest politykiem i jak wiadomo każdy polityk ma do czynienia z procentami, tzn. wzrostem poparcia wśród wyborców, obliczeniami poparcia posłów w sejmie dla przepchnięcia danej ustawy itd., jak również wszelkich statystyk. Niech mi wolno będzie zatem zwrócić uwagę na to, jakie są główne powody "stwierdzenia nieważności". Oczywiście nie mówię, że tak było w tym przypadku, to tylko statystyki wyrażone na pewnym portalu, a tam czytamy m. in., że "najczęstszym powodem stwierdzeń nieważności małżeństwa są wady zgody małżeńskiej. Wśród nich wyróżniamy niezdolność konsensualną [ale trudne słowo], do ktorej zaliczamy brak wystarczającego używania rozumu". I jeszcze jedno zdanie: "W Polsce, lwia część procesów prowadzona jest z tytułu niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej".
   Wynika z tego (statystycznie), że przynajmniej jedno z rzekomych małżonków miało pecha spotkać na swej drodze życia partnera, z którym coś jest "nie teges".
   Cała ta sytuacja spotkała się z nie zawsze przychylnymi reakcjami i to zarówno ze strony niewierzących jak i wierzących, ze strony osób świeckich jak i księży. Cóż, pan Jacek K. jako szef telewizji ma do czynienia z reklamami i widocznie wyszedł z założenia, że jeśli zwykły proszek (do prania) nie upierze, zwykły proszek (tabletka) nie wyleczy, a zwykle piwo pragnienia nie ugasi, to i jemu też zwykłi ludzie i miejsca satysfakcji nie sprawią. Dlatego arcybuskup, a nie zwykły biskup (o zwykłym księdzu nie wspominając), dlatego ważne świątynie, a nie zwykłe kościoły. Tylko wtedy Pan Bóg będzie mógł go dostrzec.
   Jakby nie patrzył, wskutek tych dwóch unieważniających zabiegów, pan Jacek i pani Joanna stali się osobami stanu wolnego (pan prezes po 24 latach rzekomego małżeństwa, a pani Joanna, to nie wiem jak długo), czyli siłą rzeczy starym kawalerem i starą panną, którzy po stosunkowo niedługim czasie przemienili się w młodą parę - pan Jacek (54), stary kawaler, przeistoczył się w młodego pana, a stara panna Joanna (47) - w młodą pannę (lub jak kto woli - w pannę młodą).
   W tym momencie oboje zyskali cechę tak bardzo cenioną w dzisiejszych czasach np. przy poszukiwaniu pracy, ale nie tylko. Często czytamy w ogłoszeniach, że są potrzebni ludzie "młodzi z wieloletnim doświadczeniem" - wypisz wymaluj, to właśnie nasi bohaterowie.
   Chciałbym zauważyć jeszcze jedną rzecz, o której nie znalazłem żadnej wzmianki w żadnym artykule medialnym. Otóż przez te dwa "stwierdzenia nieważności" przybyło nam w ojczyźnie 5 nieślubnych dzieci: trójka pana młodego (najstarszy z trzydziestką na karku - stąd moja uwaga na początku dzisiejszego takstu) i dwójka panny młodej, do których istnienia przyczynili się młodzi podczas swych rzekomych małżeństw. Nie chcę być źle, zrozumiany, nikogo nie oceniam ani nie krytykuję, stwierdzam tylko fakty. Mam tylko nadzieję i tego życzę nowożeńcom, że tym razem są oni już ludźmi dojrzałymi, zrównoważonymi psychicznie (jeśli wcześniej statystycznie nie byli), poznali (rozpoznali) się wzajemnie wystarczająco, żeby wiedzieć z kim mają do czynienia i nie trzeba będzie za następne 24 lata niczego odkręcać.
   Tymczasem kończę ten odcinek, nucąc pod nosem piosenkę, którą onegdaj śpiewał Atrakcyjny Kazimierz: "Jako mąż i nie mąż... Był sprawcą wielu ciąż".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz