Jestem dobry. To uczucie prześladuje mnie już od jakiegoś czasu. Wraca jak bumerang w najmniej odpowiednim momencie, spędza sen z powiek (no właśnie mówię - w najmniej odpowiednim momencie), powoduje frustracje. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie wiem, czy to dobrze, że jestem dobry, czy wprost przeciwnie. I to mnie wnerwia...
...Kiedyś pisałem (odc. 34), że jestem zły. Wtedy miałem na myśli korzyść lub mówiąc dokładnie brak korzyści, jakich system, czyli państwo brytyjskie, lub mówiąc jeszcze dokładniej - skarb tego państwa, jest przeze mnie pozbawiony. Małej cząstki ewentualnych korzyści co prawda, bo co znaczy jeden człowieczek taki jak ja, w dodatku oszczędny (chytry). No chyba, że nas jest więcej. Dzisiaj chcę się skupić jakich korzyści ja mogę być pozbawiony właśnie dlatego, że jestem dobry.
I tu musimy przejść do opisu, kto wg mnie jest dobry. Na pewno nie jest nim ideał. Życie z takim ideałem musiałoby być okropne. Wystarczy, żeby zawsze mówił prawdę. Na szczęście tacy ludzie nie istnieją. Człowiek dobry, o którym w tej chwili mówię, to osobnik, który jest grzeczny, uczciwie pracuje, często bierze nadgodziny, dzięki czemu jest na tyle zmęczony, żeby nie ma siły ani czasu kombinować i knuć przeciw władzy. Idzie grzecznie na wybory (i grzecznie z nich wraca), szczepi się. Nie posiada immunitetu. Nienawdzi tych, o których dowiedział się w telewizorze, że ma nienawidzić. Zdarza się, że też popełnia drobne wykroczenia, to nie skreśla go z listy dobrych. Muszę dodać, że na ten moment ja tak do końca nie jestem dobry, ale sytuacja niebezpiecznie zmierza w tym właśnie kierunku.
Człowiek dobry oczywiście ma się bać prawa. Prawo jest stworzone dla ludzi dobrych, a właściwie przeciw nim. Zbyt ostro powiedziane? No dobrze - niech będzie, że prawo jest tworzone z myślą o ludziach dobrych - to brzmi bardziej poprawnie. Bardzo widoczne jest takie zjawisko tutaj w Anglii. Weźmy pod uwagę na przykład próbę bezpodstawną oskarżenia nas o coś przez kogoś w celu wymuszania odszkodowania lub zwyczajnie, żeby uprzykrzyć nam życie. Wymuszanie odszkodowań jest zjawiskiem bardzo rozpowszechnionym na Wyspach, czy to na styku klient - szeroko rozumiana obsługa klienta, czy to przy okazji drobnych stłuczek w ruchu drogowym. Osoba oskarżająca zgłasza takie coś organom prawnym (ogólnie rzecz biorąc) a te atakują nas, z czym w zasadzie się zgadzam. Jednak gdy się okaże, że jesteśmy niewinni, czyli dobrzy, sprawa się kończy. A co z ukaraniem złego człowieka za fałszywe oskarżenia? A to już ty sam, dobry człowieku, się martw o to, prawo ci nie pomoże. Oczywiście możemy próbować sami poszukać adwokata, który się nami zajmie (a właściwie zajmie się tamtymi - złymi), ale musimy mieć dużo pieniędzy, żeby go opłacić, a to w ostatecznym rozrachunku może nam się nie opłacać. Nie ma co liczyć, że adwokat odbierze sobie honorarium z ewentualnej wygranej, bo prawnicy znają sią także na matematyce i wiedzą, że to nie wystarczy nawet na waciki dla ich sekretarek, zwłaszcza gdy oskarżającym (a potem oskarżonym) jest osoba żyjąca z zasiłków. Taka osoba niczym nie ryzykuje, może tylko zyskać. Mam na myśli osoby jadące na benefitach z wyboru, często od chwili ukończenia edukacji w wieku 16 lat (w UK nie można nie zdać, zawsze uzyskuje się "promocję" do następnej klasy). Osoby na bezrobotnym chwilowo, raczej są zajęte poszukiwaniem pracy, a nie sponsora, którego można zrobić w konia (albo raczej w krowę - żeby wydoić z forsy) . Reasumując - system prawny nie będzie nikogo ścigał z urzędu tylko za to, że ktoś chciał z dobrego człowieka zrobić złego.
Jednak nie ma co narzekać, jak zostaniemy tylko uniewinnieni. Może być gorzej. Co jeśli będzie nas oskarżać nie jeden osobnik, ale grupa ludzi. Ludzi, których łączy ze sobą wszystko, a nami gardzą z definicji. Co jeśli będą świadczyć fałszywie przeciw nam, nie mając respektu dla żadnych zasad, czy to moralnych, prawnych czy boskich. Czy system prawny jest na to przygotowany? Ktoś powie, że aż takich ludzi w Polsce nie ma. Oby tak było... teraz i w przyszłości.
Dobrzy ludzie mają przechlapane jeszcze z innego powodu. Często są wykorzystywani, bo nie wykrztałcili w sobie mechanizmów obronnych. Zapominają, że niekiedy najlepszą obroną jest atak, a dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. I często mają łuski na oczach - nie widzą dość wyraźnie; i watę w uszach - nie słyszą tych, co mądrze mówią, bo mówią cicho, bo są (ci, co mądrze mówią) kneblowani lub przekrzykiwani przez krzykaczy. I w rezultacie budzą się (ci dobrzy) z nóżem w plecach - i są zdziwieni, że jak to tak?, karma miała wrócić (nie chodzi o niestrawność).
Powiało trochę grozą. Więc może nie bądźmy tacy dobrzy? Może to wyjdzie nam w perspektywie na dobre?
...Kiedyś pisałem (odc. 34), że jestem zły. Wtedy miałem na myśli korzyść lub mówiąc dokładnie brak korzyści, jakich system, czyli państwo brytyjskie, lub mówiąc jeszcze dokładniej - skarb tego państwa, jest przeze mnie pozbawiony. Małej cząstki ewentualnych korzyści co prawda, bo co znaczy jeden człowieczek taki jak ja, w dodatku oszczędny (chytry). No chyba, że nas jest więcej. Dzisiaj chcę się skupić jakich korzyści ja mogę być pozbawiony właśnie dlatego, że jestem dobry.
I tu musimy przejść do opisu, kto wg mnie jest dobry. Na pewno nie jest nim ideał. Życie z takim ideałem musiałoby być okropne. Wystarczy, żeby zawsze mówił prawdę. Na szczęście tacy ludzie nie istnieją. Człowiek dobry, o którym w tej chwili mówię, to osobnik, który jest grzeczny, uczciwie pracuje, często bierze nadgodziny, dzięki czemu jest na tyle zmęczony, żeby nie ma siły ani czasu kombinować i knuć przeciw władzy. Idzie grzecznie na wybory (i grzecznie z nich wraca), szczepi się. Nie posiada immunitetu. Nienawdzi tych, o których dowiedział się w telewizorze, że ma nienawidzić. Zdarza się, że też popełnia drobne wykroczenia, to nie skreśla go z listy dobrych. Muszę dodać, że na ten moment ja tak do końca nie jestem dobry, ale sytuacja niebezpiecznie zmierza w tym właśnie kierunku.
Człowiek dobry oczywiście ma się bać prawa. Prawo jest stworzone dla ludzi dobrych, a właściwie przeciw nim. Zbyt ostro powiedziane? No dobrze - niech będzie, że prawo jest tworzone z myślą o ludziach dobrych - to brzmi bardziej poprawnie. Bardzo widoczne jest takie zjawisko tutaj w Anglii. Weźmy pod uwagę na przykład próbę bezpodstawną oskarżenia nas o coś przez kogoś w celu wymuszania odszkodowania lub zwyczajnie, żeby uprzykrzyć nam życie. Wymuszanie odszkodowań jest zjawiskiem bardzo rozpowszechnionym na Wyspach, czy to na styku klient - szeroko rozumiana obsługa klienta, czy to przy okazji drobnych stłuczek w ruchu drogowym. Osoba oskarżająca zgłasza takie coś organom prawnym (ogólnie rzecz biorąc) a te atakują nas, z czym w zasadzie się zgadzam. Jednak gdy się okaże, że jesteśmy niewinni, czyli dobrzy, sprawa się kończy. A co z ukaraniem złego człowieka za fałszywe oskarżenia? A to już ty sam, dobry człowieku, się martw o to, prawo ci nie pomoże. Oczywiście możemy próbować sami poszukać adwokata, który się nami zajmie (a właściwie zajmie się tamtymi - złymi), ale musimy mieć dużo pieniędzy, żeby go opłacić, a to w ostatecznym rozrachunku może nam się nie opłacać. Nie ma co liczyć, że adwokat odbierze sobie honorarium z ewentualnej wygranej, bo prawnicy znają sią także na matematyce i wiedzą, że to nie wystarczy nawet na waciki dla ich sekretarek, zwłaszcza gdy oskarżającym (a potem oskarżonym) jest osoba żyjąca z zasiłków. Taka osoba niczym nie ryzykuje, może tylko zyskać. Mam na myśli osoby jadące na benefitach z wyboru, często od chwili ukończenia edukacji w wieku 16 lat (w UK nie można nie zdać, zawsze uzyskuje się "promocję" do następnej klasy). Osoby na bezrobotnym chwilowo, raczej są zajęte poszukiwaniem pracy, a nie sponsora, którego można zrobić w konia (albo raczej w krowę - żeby wydoić z forsy) . Reasumując - system prawny nie będzie nikogo ścigał z urzędu tylko za to, że ktoś chciał z dobrego człowieka zrobić złego.
Jednak nie ma co narzekać, jak zostaniemy tylko uniewinnieni. Może być gorzej. Co jeśli będzie nas oskarżać nie jeden osobnik, ale grupa ludzi. Ludzi, których łączy ze sobą wszystko, a nami gardzą z definicji. Co jeśli będą świadczyć fałszywie przeciw nam, nie mając respektu dla żadnych zasad, czy to moralnych, prawnych czy boskich. Czy system prawny jest na to przygotowany? Ktoś powie, że aż takich ludzi w Polsce nie ma. Oby tak było... teraz i w przyszłości.
Dobrzy ludzie mają przechlapane jeszcze z innego powodu. Często są wykorzystywani, bo nie wykrztałcili w sobie mechanizmów obronnych. Zapominają, że niekiedy najlepszą obroną jest atak, a dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. I często mają łuski na oczach - nie widzą dość wyraźnie; i watę w uszach - nie słyszą tych, co mądrze mówią, bo mówią cicho, bo są (ci, co mądrze mówią) kneblowani lub przekrzykiwani przez krzykaczy. I w rezultacie budzą się (ci dobrzy) z nóżem w plecach - i są zdziwieni, że jak to tak?, karma miała wrócić (nie chodzi o niestrawność).
Powiało trochę grozą. Więc może nie bądźmy tacy dobrzy? Może to wyjdzie nam w perspektywie na dobre?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz