czwartek, 31 marca 2022

59. Z żartami nie ma żartów

   A więc mamy wojnę, tuż za naszą granicą. Mimo że nie jesteśmy w nią uwikłani bezpośrednio, nie toczy się ona na naszych terenach, a przynajmniej nie na naszych od zakończenia drugiej wojny światowej, to pośrednio odczuwamy jej skutki w postaci, a właściwie w postaciach, przybywających do Polski jako uchodźcy. Każda wojna to zło, to okrucieństwo, to ból, cierpienie i śmierć. Czy w takich okolicznościach można sobie żartować? Czy można podchodzić lekkodusznie do życia, tworząc niniejsze zapiski, tak jak ja to robię?...
  ... Kiedyś czytywałem pewne czasopismo (dziś też czasem sięgam po nie internetowo), które składało się ze zbioru wybranych artykułów z ogółu ukazującej się w kioskach prasy, dzięki czemu już wtedy mimochodem, nie zdając sobie w pełni sprawy, oszczędzałem papier, drzewa i tym samym planetę przed zagładą, a także moje pieniądze, bo nie musiałem kupować innych gazet, wypełnionych ofertami pracy, zakupu nieruchomości czy innymi reklamami zbędnymi dla mnie w owym czasie.
   Periodyk ów oprócz poważnych treści drukował kawały (w sensie - dowcipy), a na ostatniej stronie zwykł umieszczać rysunki satyryczne - często od tego zaczynałem przegląd czasopisma. Pamiętam, kupiłem jeden egzemplarz tuż po śmierci naszego papieża. Zastanawiałem się wtedy, co będzie na ostatniej stronie, bo przecież żartować w takiej chwili nie wypada.
   A jednak na tylnej okładce były obrazki humorystyczne. Coś takiego! - przez chwilę się wnerwiłem. Ale gdy się bliżej im przyjrzałem... 
   Jeden z rysunków przedstawiał biuro podróży, stolik, dwóch facetów przy stoliku a na nim jakaś opasła, gruba księga i podpis pod rysunkiem:
   - Proponujemy wycieczkę "Śladami Ojca Świętego". Proszę zapoznać się z programem - i wskazuje na leżące na biurku tomisko.
   Drugi obrazek przedstawiał wiszącą na ścianie mapę świata, na niej mnóstwo czerwonych kropek (pinezek?). Przy mapie dwóch osłupiałych duchownych w purpurach i podpis:
   - Nowy papież zaznaczył kilka miejsc, które zamierza na początku odwiedzić.
   I trzecia historyjka. Brama do raju, dwóch aniołków rozwijających czerwony dywan i święty Piotr poganiający ich:
   - Pośpieszcie się, już idzie.
   Przyznam, że przy tym ostatnim się wzruszyłem.
   Jana Pawła II zapamiętałem jako człowieka pełnego cnót i zalet, a jego wypowiedzi i pojedyncze zdania są do dzisiaj często cytowane. Ale ja, i pewnie nie tylko ja, zapamiętałem go także jako człowieka z poczuciem humoru, więc mam nadzieję, że nie miałby nic przeciwko tym rysunkom. Wszędzie potrzebne jest wyczucie, umiar i kultura.
   No dobrze, ale papież był istotą z krwi i kości i musiał kiedyś umrzeć. Wojna, ta na Ukrainie, ale nie tylko ta, podchodząc teoretycznie, nie musiała się wydarzyć - człowiek ma przecież wolną wolę. Czy można z takiego nieszczęścia żartować?
   Przecież istnieją komedie o tematyce wojennej, że wspomnę chociażby mój ulubiony serial "Allo, allo" czy polskich "Czterech pancernych i psa". Wielu bardzo chętnie oglądało te filmy. W zasadzie pancerniaków zakwalifikowałbym jako film przygodowy, a nie jako komedię jako taką, jednak jakaś nuta humorystyczna tam występuje. Jak bym się uparł, to mógłbym powiedzieć, że film ten jest również oparty na faktach historycznych, a przynajmniej na jednym, bo było przecież coś takiego jak druga wojna światowa. Autorzy umiejętnie jednak ominęli na przykład kwestię wyzwolenia Warszawy - przy wjeździe do stolicy czołg z naszymi bohaterami w środku został szczęśliwie ostrzelany, dzięki czemu prosto z rogatek miasta załoga została przetransportowana do szpitala i ani ona, ani twórcy filmu nie musieli się zajmować niewygodnym tematem. Najgorzej wyszedł na tym dowódca czołgu Olgierd Jarosz, ponieważ w owym ataku nie doznał większego uszczerbku na zdrowiu, dlatego zaraz potem wrócił na front i tam go zastrzelono na śmierć.
   W tym czasie w szpitalu reszta załogi miło spędzała czas liżąc rany (Szarik), bawiąc się skaczącą żabką (Grigorij), uprawiając hazard typu zgaduj zgadula, w której ręce złota kula/machniom? (Gustlik) czy też flirtując z pielęgniarką/sanitariuszką Marusią (Janek). Sama Marusia też się świetnie bawiła, szpanując przed Jankiem w czasie przerwy na lunch pokazem regionalnego tańca towarzyskiego w lasku na tyłach szpitala. Ciekawe co by powiedziała, gdyby Janek, ni stąd ni zowąd, zapytał ją o datę wybuchu drugiej wojny światowej - dla Rosjan, nawet tych współczesnych, wojna ta rozpoczęła się 22 czerwca 1941 roku i nazywana jest drugą (lub wielką) wojną ojczyźnianą (pierwsza była z Napoleonem).
   Więc chyba ludzkość już tak ma, że śmieje się z rzeczy strasznych - trzeba tylko poczekać aż rany się zabliźnią. Może to i dobrze? Póki co, w przypadku wojny na Ukrainie, rany cały czas krwawią - miejmy nadzieję, że szybko się zagoją i nie powstanie z tego jakaś gangrena.
   Chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. W przeszłości, gdy pisałem o Covidzie, wyraziłem swoją opinię, że jeśli chodzi o w jakikolwiek spór, to dobrze jest poznać zdania i poglądy obu stron, dać im się wypowiedzieć bez cenzury (o ile język jest kulturalny). Myliłem się. Nie wziąłem pod uwagę wojennej propagandy. W tym przypadku cenzura jest czasami dopuszczalna a nawet konieczna. Nie można bowiem pozwolić, żeby spreparowane komunikaty na przykład o poddaniu się głównodowodzącego dotarły do żołnierzy. Albo zmyślone informacje o postępach wrogiej armii - może to osłabiać morale w wojsku i spowodować tragiczne skutki.
   Jednak to nie znaczy, w moim skromnym przekonaniu, że należy stosować cenzurę całkowitą. Jakiś czas temu, na początku konfliktu na Ukrainie, zorganizowano "rozmowy pokojowe". Spotkały się ze sobą przedstawiciele obu walczących stron, co pokazywano w telewizorze. Jednak przemowa ruskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ł. w pewnym momencie została przerwana, bo prowadzący stwierdził, że takich bzdur nie da rady słuchać. O przepraszam bardzo! Jak prowadzący (lub ktoś w reżyserce, czy jak tam się to pomieszczenie nazywa) nie chce tego słuchać, to niech se zatka uszy. Ja bym chciał się dowiedzieć, co mówi taka ważna osobistość na oficjalnym spotkaniu, nawet gdyby to były bzdury wyssane z największego palca u nogi, tak samo jak chciałbym usłyszeć publiczne wystąpienia innych osobników posiadających absolutną władze i dostęp do wajchy z bronią atomową, jak na przykład przywódców omawianej Rosji czy Korei Północnej (czy Białorusi - na razie jeszcze bez atomówki), zaliczanych do niebezpiecznych tyranów i despotów, jak również takich jeszcze nie do końca oficjalnie zaliczonych (do tej grupy), np. pierwszego sekretarza z Chin.
   I oczywiście nie dlatego chciałbym ich zobaczyć i usłyszeć, bo podzielam ich poglądy. Boże broń! Chciałbym to zrobić trochę z ciekawości, ale bardziej pod kątem psychoanalizy. Zawsze mnie interesowało jak ludzie tłumaczą sobie i innym popełniane przez siebie zbrodnie. Chciałbym spojrzeć im prosto w twarz, choćby tylko przez ekran telewizora. To może się przydać na przyszłość i uodpornić na obietnice i zapewnienia płynące nawet z najbardziej szczerych, poczciwych i wydawałoby się wiarygodnych twarzy. Cóż, nie zawsze sprawdza się przysłowie: "Co z oczu, to z serca".
   Na koniec jeszcze taka mała dygresja. W trwającym obecnie konflikcie wszyscy kombinują, jak postępować, żeby nie złamać (teoretycznie) prawa i umów międzynarodowych. Władimir P. twierdzi, że to tylko "operacja specjalna", żeby nie było, że wywołał wojnę, a tych co mówią inaczej, zgodnie z prawem - podpisał taką ustawę - chce wsadzać do więzienia. Zresztą już wcześniej, chcąc przedłużyć swoje rządy, zgodnie z prawem musiał przestać być prezydentem na jedną kadencję (był w tym czasie premierem), a potem wspaniałomyślnie powrócił cwaniak na tron. NATO teraz zastanawia się co zrobić, żeby dokopać Ruskim, ale nie złamać przy tym żadnych umów
   I teraz właśnie zapowiedziana dygresja. Dawno, dawno temu, za czasów PRL i ZSRR, usłyszałem pewien żart gdzieś w telewizorze. Chodziło o to, jak się uwolnić spod okupacji sowieckiej. Ktoś poradził, żeby Polska wypowiedziała wojnę Ameryce i na drugi dzień się poddała. Wtedy USA zgodnie z prawem mogłoby wkroczyć na zdobyty teren i nim zarządzać (i pogonić komuchów). Oczywiście za jednym zamachem należałoby (to już dodaję od siebie) podpisać dodatkowy tajny protokół, zwracający nam niezwłocznie pełnię praw i stan państwa sprzed "wojny" - kapitalistom też nie należy za bardzo ufać.
   Więc może teraz to też jest rozwiązanie. Niech Ukraina wypowie kulturalnie komuś z NATO (albo całemu NATO dla pewności) wojnę i wtedy można by oficjalnie wkroczyć wojskami na jej tereny - wszystko zgodnie z prawem.
 
   Wiadomość z ostatniej chwili: z żartami trzeba uważać. Tak jak wspomniałem wyżej, trzeba wyczuć umiar i zachować takt. Przekonał się o tym prowadzący galę rozdawania w Hollywood jakichś Oskarów - nie wiem, nigdy w życiu tego nie oglądam z wyjątkiem urywków. Nabijał się on publicznie z choroby żony (wypadanie włosów) Willa S. - popularnego aktora - i ten wstał, podszedł grzecznie do gościa, znaczy prowadzącego, i wyjechał mu z liścia w ryj. Nie popieram przemocy, nie powinien był tego robić. Powinien chlusnąć mu w ...twarz jakimś napojem, najlepiej czerwonym winem albo sokiem pomidorowym.
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz