Ostatnio oglądałem Eurowizję. Nie dlatego, żebym był fanem tego typu widowiska, tylko dlatego, żebym sobie przypomniał i utwierdził, dlaczego fanem nie jestem. I nie znaczy to, że oglądałem cały program tzn. cały finał. Jeśli inne etapy konkursu były pokazywane w telewizorze, to tych też nie oglądałem. Urywki finału w zupełności wystarczą, żeby wyrobić sobie zdanie na temat tego zjawiska...
... Najprawdopodobniej napisano mnóstwo recenzji o tym wydarzeniu medialnym (nie śledzę tego), nie chciałbym więc próbować konkurować ze specjalistami w tej dziedzinie i sam tworzyć jakichś analiz artystycznych. Niech mi wolno będzie jednak zwrócić uwagę na parę szczegółów.
... Najprawdopodobniej napisano mnóstwo recenzji o tym wydarzeniu medialnym (nie śledzę tego), nie chciałbym więc próbować konkurować ze specjalistami w tej dziedzinie i sam tworzyć jakichś analiz artystycznych. Niech mi wolno będzie jednak zwrócić uwagę na parę szczegółów.
Po pierwsze, osoby na scenie wyglądające na facetów używają więcej makijażu niż osoby przypominające kobiety. Dotyczy to również noszenia/zakładania/wpinania różnistych świecidełek, pierścionków, kolczyków, sztucznych pazurów zakończonych małymi dyndającymi bombkami (Australia) i innych bibelotów.
Zauważyłem też nowy trend - chodzi o zakrywanie twarzy. Zastosowano w tym celu różnego rodzaju firanki, niekiedy zasłonki, zrobione z dyndających wisiorków (znowu Australia). Dawno temu, za komuny, jak byłem małym dzieckiem, wisiało takie coś, tylko większe, u mnie w domu, w progu przed wejściem do kuchni - no taka była moda.
Innym rodzajem zakrycia twarzy na festiwalu były maski jakichś żółtych stworków, niby wilków (Norwegia) - nawet przyjemne. Był też rodzaj serwetki albo dużej skarpety naciągniętej na twarz artysty (albo może to było jakieś malowidło? - Ukraina). Najgorsze były chusty owijające głowy tak, że nie było widać co jest w środku, zawiązane pod szyją, dzięki czemu całość kojarzyła mi się z pochówkiem w jakichś egzotycznych częściach świata (Polska). Jednak najgorsze wrażenia za całokształt nawiedziły mnie przy występie zespołu z San Marino - im przydałyby się chusty, a właściwie prześcieradła zakrywające całe sylwetki.
Patrząc jak się na świecie rozwija sytuacja w kwestii mody, czekam tylko, aż młodzież znacznie się upodabniać do swoich idoli lub, nowsza nazwa, celebrytów. Zastanawiam się, kiedy zobaczę osobników z pozakrywanymi twarzami w sposób zaprezentowany na Eurowizji, chodzących po ulicy, w pociągu (stojących lub siedzących) albo w teatrze (tylko siedzących). Co do teatru, to zdarzają się sztuki z aktorami w maskach, ale na widowni?
Zresztą nie tylko młodzież idzie z duchem czasu, starsze osobniki również dotrzymują kroku w tym temacie np. taka telewizja śniadaniowa - tam zwykle pojawiają się pierwsze jaskółki modowe. A potem to już z górki. Dociera to nawet do programów informacyjnych - wiadomości/fakty/wydarzenia - z założenia poważnych, ustatkowanych i wyważonych (mówię o wyglądzie, nie o treści). Chociaż... ludziska, przyznajcie się - niejedno z Was bardzo chętnie by widziało swoich "ulubionych" prezenterów/prezenterki w takim kostiumie z Eurowizji (mam na myśli polskie kreacje, nie te z San Marino).
Występowanie z obwiązanymi głowami ma jeszcze jedną cechę. Rodzina tancerki nie może pochwalić się znajomym lub rodzinie dalszej zaproszonej do wspólnego oglądania widowiska połączonego z degustacją potraw kuchni regionalnej i popitki (też regionalnej) i powiedzieć, pokazując palcem na telewizor: "Patrzajcie, jak nasza Hela ładnie tańcuje", bo nie wiadomo, która to (były cztery takie osoby w polskiej ekipie), zwłaszcza że "tańcowano" w półmroku. Na szczęście na kanapie po występie, gdzie czekano entuzjastycznie na wyniki głosowania, nasza drużyna zdjęła pończochy (z twarzy), pokazując siebie i swoją urodę. Nie dotyczyło to wszystkich krajów - osoba z Ukrainy i żółte wilki z Norwegii pozostali incognito.
Wypada jeszcze wspomnieć o piosenkach jako takich. Polska piosenka naprawdę bardzo mi się spodobała. Dla mnie numer jeden - no ale mogę być stronniczy, wychwalając własny kraj.
Dość ciekawy, rytmiczny i wpadający w ucho był także kawałek zespołu/solistki z Serbii - niestety moim zdaniem dosłownie kawałek, to znaczy refren, a reszta... cóż... reszta była oczekiwaniem na refren. Ciekawa była także prezentacja wizualna występu z Serbii. My parę lat temu pokazaliśmy jak ubijać masło, tzn. jak ubijać śmietanę, żeby wyszło masło. Serbska piosenkarka po prostu myła sobie ręce w misce - wspaniały przekaz artystyczny. W pewnym momencie myślałem, że zabiera się za nogi, ale jednak nie - pewnie były czyste.
Zastanawiam się, co będzie następnym razem. Czym nas wykonawcy urzekną? Może będzie robiony manicure/pedicure na scenie, może będzie golenie? Wszak przy goleniu niezłe arie odchodzą - wiem to z własnego doświadczenia. A może artysta będzie mył sobie zęby? Tylko jak przy tym śpiewać? A może śpiewanie już będzie niepotrzebne i niemodne. Przecież, jak sama nazwa wskazuje, w Eurowizji - chodzi przede wszystkim o wizję, czyli wideo. Gdyby chodziło o dźwięk, śpiew, melodię - to taki festiwal powinien się nazywać Euroaudio. Więc może nie ma się co czepiać.
A wszystko to oglądamy na wypasionych telewizorach, wyposażonych w różne bajery. Mamy teraz podłączenie do internetu, możemy głosowo komunikować się z urządzeniem i zmieniać kanały lub korzystać z wyszukiwarki (też głosowo). O mega giga rozdzielczości nie wspomnę. Jest też przycisk na pilocie "mute", służący do wyciszenia dźwięku, przydatny w moim przypadku szczególnie w czasie puszczania reklam (ale trzeba zerkać co jakiś czas na ekran, czy już się skończyło).
Moim zdaniem konstruktorzy zapomnieli o jeszcze jednej opcji, dla mnie coraz częściej potrzebnej - przydałby się guzik na pilocie, który by wyłączył wizję, pozostawiając głos. I żeby to był guzik fizyczny, namacalny, wyodrębniony, a nie funkcja ukryta gdzieś głęboko w menu. Przydałby się podczas Eurowizji i występów niektórych ekip. Pożałowania godne przeoczenie.
Pójdźmy za ciosem (nie tym słoniowym) i wyobraźmy sobie kolejny przycisk: "antysleep". Zwykły "sleep" - drzemka - służy do tego, żeby telewizor się sam wyłączył po określonym czasie, bo widz (i słuchacz zarazem) zamierza usnąć lub wyjść z domu np. do pracy, albo jedno i drugie, i boi się, że zapomni "zgasić" sprzęt. Klawisz "antysleep" miałby zasadę działania odwrotną: po naciśnięciu, telewizor by się wyłączał (nie mylić z "wyłanczał") na określony czas. A potem znowu by się samoczynnie "zapalił". Kiedy takie coś byłoby stosowane? Ano wtedy, kiedy natrafimy np. na wywiad z jakimś znanym, ale działającym nam na nerwy politykiem, którego ani głos, ani wygląd nie jest tolerowany przez nasz organizm (tzw. nietolerancja farmazoktozy), a który stara uświadomić nas, że jest dobrze i będzie jeszcze lepiej, lub że jest źle i będzie tylko gorzej - wersja w zależności, czy gościem jest gościu z obozu rządzącego, czy z opozycji.
Oczywiście, zawsze można wyłączyć tv lub przełączyć kanał na inny (tylko trzeba uważać - niektóry kanał, to naprawdę kanał), ale zachodzi obawa, że możemy zapomnieć i przegapić następnego mówcę lub program, który chcemy wysłuchać lub nawet obejrzeć - w skrócie: gadają głupoty, kliknę, może za pięć minut będzie coś lepszego. Reklamy też moglibyśmy ominąć tym sposobem.
Tak więc drodzy innowatorzy i konstruktorzy, wsłuchajcie się w głos wołającego w internecie, czyli mój, i bierzcie się do roboty. Jak by się tak bardzo uprzeć, to można wysnuć tezę, że taka dodatkowa funkcja pozytywnie wpłynie na naszą planetę - mniej zużyjemy energii (czyli mniej wytworzymy dwutlenku węgla, mniej efektu cieplarnianego i kury by się lepiej niosły) jeśli wyłączymy telewizor choćby na chwilę. Można nazwać taki przycisk "eco" - bardzo modne słowo, powinno chwycić. A może weszłoby nam to w krew i dosyć często byśmy korzystali z tego przycisku? I wszyscy by na tym skorzystali - i planeta, i ludzkie mózgi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz