piątek, 24 czerwca 2022

63. O dzieciach i krokodylach


   Dawno, dawno temu (nr 4 " O przekazie informacji i alkoholu") pisałem, w jaki sposób środki masowego przekłamazu w Polsce próbują podnieść emocje widzów przy oglądaniu puszczanych przez siebie programów. Czepiałem się, że przy relacjach z wypadków drogowych zawsze padały hasła typu "kierowca był trzeźwy" albo "kierowca miał x promili we krwi". Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, lub że lubi się powtarzać (historia)... a w zasadzie jedno i drugie. Bo oto ostatnio byłem zmuszony do obejrzenia w telewizorze pewnego programu informacyjnego, a w nim krótkiej relacji ze spotkania oficjeli z młodzieżą z klas cztery do siedem...
  ...Napisałem "byłem zmuszony", bo miałem za daleko do pilota, żeby przełączyć, względnie wyłączyć telewizor, bo ktoś z domowników położył go (pilota) koło telewizora właśnie (bez sensu), a nie np. przy sofie. Wszystko można o pilocie powiedzieć, tylko nie to, że jego miejsce jest przy telewizorze, zwłaszcza gdy ten jest już "odpalony".
   Tak więc siedziałem sobie na wspomnianej wyżej niskiej (co potęgowało jeszcze niechęć ruszenia... się) sofie w pozycji półleżącej (lub leżałem półsiedząc - trudno jednoznacznie określić) i łypałem złowrogo na ekran telewizora.
   Spotkanie owo odbyło się pod pretekstem finału konkursu dla dzieci (z klas 4 - 7) pod tytułem "Twoje bezpieczne wakacje".
   Była tam obecny między innymi minister od edukacji i nauki Przemysław C., który zabłysnął erudycją, wtrącając jakże ważne, mądre i odkrywcze zdanie: "Najlepsze wakacje, to są bezpieczne wakacje, bez względu na to, gdzie będziemy na tych wakacjach i czy gdziekolwiek będziemy w ogóle wyjeżdżać". Wydarzenie (a nie event) uświetnił także obecnością swojej osoby gwóźdź dzisiejszego odcinka mojego bloga Główny Inspektor (od) Transportu Drogowego Alvin C., czyli szef tzw. krokodylków - organizacji bardziej rygorystycznej i siejącej większy popłoch wśród kierowców niż zwykli policjanci drogowi, czatujący na każdym winklu dróg miast i wsi. Posterunków krokodyli jest mniej, ale jak już złapią, to nie ma zmiłuj. Podejrzewam, że gdyby jechać samochodem prosto z fabryki (w sensie nówką), samemu dopiero co wychodząc z salonu odnowy biologicznej, to i tak znaleźliby jakąś usterkę w pojeździe, lub że kierowca niewypoczęty.
   Przesadzam? Dam taki przykład - rzecz działa się co prawda w Anglii, ale może się zdarzyć w każdym kraju, gdzie swoim życiem żyje instytucja szeroko pojętego nadzoru szeroko pojętego bezpieczeństwa, czyli coś takiego, jak nasze krokodylki. Otóż opowiadał mi pewien znajomy, który pracuje jako kierowca autobusu w UK, że jego firma, jakby nigdy nic, zakupiła nowe i na dodatek nowoczesne autobusy. Pojazdy te przeszły następnie jakiś rodzaj kontroli przez jakiś ważny rodzaj kontrolerów, który stwierdził (rodzaj), że autobusy te (sprawa dotyczyła piętrusów) nadają się do wszystkiego, tylko nie do bezpiecznego przewozu ludzi, bo waga masy ludzkiej będzie niewłaściwie rozłożona, jeśli ta (masa lub waga - sam już się zaczynam gubić) zajmie dokładnie wszystkie fotele. W takim przypadku przednia oś byłaby za bardzo obciążona i autobus mógłby zachowywać się niestabilnie, czyli kiwutać, chybotać, gibać, kolebać i takie tam. Żeby tego uniknąć, nakazano usunąć dwa, o ile dobrze pamiętam, rzędy siedzeń z górnego pokładu z przodu pojazdu i umocować w tych miejscach stoliki, zakładając naiwnie, moim zdaniem, że pasażerowie na nich nie usiądą. Pojazdy prosto z fabryki, zaprojektowane przez fachowców, zatwierdzone, zaatestowane podpisane, ostemplowane i dopuszczone do użytkowania - a jednak ktoś i tak znalazł uchybienia. Zadziałało powiedzenie "dajcie samochód, a paragraf się znajdzie".
   Wracając do spotkania - padła na nim wypowiedź głównego "krokodyla", którą pozwolę sobie zacytować: "Mam nadzieję, że w tym roku też będziecie wyjeżdżać - zwrócił się do młodych słuchaczy pan inspektor - i my przeprowadzimy kontrolę tak, aby autokar był bezpieczny, a kierowca trzeźwy - w tym momencie mówca oblizał się, w sensie zwilżył językiem wargi - i wypoczęty".
   Nie mam nic przeciwko kontroli pojazdów i kierowców, tylko dlaczego robić takie wielkie halo w mediach. Po każdym dłuższym okresie wolnego od pracy i nauki, czy to będą ferie zimowe, letnie wakacje, czy kumulacja dni wolnych z okazji różnych świąt, policja i inni inspektorzy chwalą się, ile to oni nie złapali pijanych kierowców i niesprawnych samochodów, dumnie przy tym prężąc się przed kamerą, jakby rozbili co najmniej mafię kolumbijską, narażając przy tym zdrowie i życie, i wykazując swoje męstwo, odwagę i kunszt detektywistyczny niczym Sherlock Holmes i James Bond razem wzięci. Z ich wypowiedzi sączy się przekaz do społeczeństwa, sugerujący, że kierowcy (zarówno zawodowi jak ci niedzielni) to moczymordy, które nic, tylko szukają okazji, żeby coś chlapnąć, i że gdyby nie oni, stróże szos, to wszyscy jeździliby wężykiem.
   Tymczasem ja śmiem twierdzić coś dokładnie odwrotnego. Było to, co prawda, dawno temu, za komuny, ale pamietam, że w jednej z moich pierwszych firm, do której ścieżki losu mnie zaprowadziły, żeby zarabiać na chleb, dało się zaobserwować na stołówce podczas przerwy śniadaniowej, że kierowcy zawodowi zatrudnieni w tej firmie, jak również ci pracownicy, co przyjechali do pracy samochodem (i zamierzali w ten sam sposób z niej odjechać) byli trzeźwi. A reszta? Cóż, reszta... niech będzie milczeniem. Wiem, że czasy się zmieniły, rygor zaostrzono, ale...
   Trochę żałuję, że nie chodzę do szkoły podstawowej do klasy 4 do 7, bo wtedy miałbym szansę być zaproszony na to spotkanie i mógłbym zadać pytanie panu inspektorowi, czy kiedykolwiek zorganizowano, a jeśli nie, to czy w przyszłości mają w planach zrobić akcję sprawdzającą trzeźwość policji drogowej (i nie tylko) i stan techniczny radiowozów. Można by zrobić obławę, zablokować wszystkie drogi dojazdowe do danej, wyrywkowo wybranej komendy (tzw. kontrola rotacyjna), zatrzymywać wszystkie samochody policji i sprawdzać trzeźwość kierowców i sprawność pojazdów. Równocześnie, należałoby kogoś posadzić (w sensie umieścić), w dyżurce i weryfikować potrzebę jazdy na kogutach (na sygnałach), żeby nagle nie okazało się, że wszyscy jadą do pilnej akcji.
   Kontrole takie powinny dotyczyć zarówno komisariatów głównych, jak i lokalnych posterunków w sezonowych turystycznie miejscowościach, gdzie patrole odbywają się na rowerach. W tym przypadku także należałoby sprawdzić stan techniczny pojazdu, czyli luzy w kierowniku i siodełku, czy dzwonek jest i czy działa, czy nie brakuje szprych, koła czy nie scentrowane i czy łańcuch prawidłowo naciągnięty - o oponach i hamulcach nie wspominając. Wszelkie niedociągnięcia karać z całą surowością, od wykręcania wentyli do rekwirowanie roweru i odstawiania go na parking strzeżony włącznie - tylko nie ten policyjny - konflikt interesów, nie będą przecież płacić sami sobie.
   Żeby zachować równowagę w przyrodzie, policja podobne akcje powinna przeprowadzać krokodylom. Dzięki temu powstałaby wspaniała, szlachetna, zdrowa rywalizacja i od razu bezpieczniej by się zrobiło na drogach.
   Na zakończenie jeszcze jedno spostrzeżenie - nie wiem, czy to przypadek, czy działanie celowe, ale dobrze się stało dla prowadzących, że zaproszono na spotkanie dzieci właśnie z tych roczników. Starsi mogliby zadawać trudne pytania, młodsi, ci z przedszkola - jeszcze trudniejsze. Uszami wyobraźni już słyszę przedszkolaków, jak jedno po drugim, podnosząc grzecznie dwa paluszki do góry (to akurat widzę oczami wyobraźni) pytają:

   - Proszę pana, a czy był pan kiedyś pijany?

   - Proszę pana, a czy policjanci piją wódkę?

   - Proszę pana, a mój tata też kiedyś był pijany... jak byliśmy na imieninach u cioci Balbinki... ale nie kierował samochodem... moja mama kierowała... tata spał w bagażniku... wujek Bonifacy pomógł nam go tam wrzucić... potem wujek też usnął... ale na chodniku.

   - Proszę panaa (to nie błąd - dzieci tak uroczo przeciągają samogłoski), a czy jak moja mama napiła się kiedyś wina, to też jest pijaczką?

   - A ja, jak będę duży, to nigdy nie napiję się wódki (nasuwa się pytanie, czy teraz pije).

   - Proszę pana, a mój tata kiedyś też był trzeźwy.

   Jeszcze raz powtarzam - kontrole autokarów i kierowców (różnych) powinny się odbywać, ale ja bym chciał także usłyszeć w telewizorze, ilu zatrzymano do kontroli kierowców posiadających immunitet, ale nie sprawdzono stanu trzeźwości, bo to byli kierowcy posiadający immunitet. Albo na poważnie - ilu w tym czasie złapano np. handlarzy narkotyków.
   Przy okazji, podczas takiej kontroli drogowej dany policjant powinien sam uprzednio dmuchnąć w urządzenie pomiarowe, żeby pokazać po pierwsze, jak to się robi, a po drugie, żeby udowodnić, że sam jest w porządku, w sensie trzeźwy. Nie naraziłoby to skarb państwa na żadne znaczne koszty, bo policjant mógłby użyć wielokrotnie jednorazowego ustnika - po przyjściu do domu ze służby wystarczy tylko przepłukać go (ustnik) spirytusem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz