poniedziałek, 25 lipca 2022

64. O finansach, Kościele i proroctwie

   Nadszedł czas, żeby się trochę odświeżyć. Nie powiem, żebym był z tego powodu jakoś szczególnie zadowolony, ani jakoś szczególnie zmartwiony - ot, proza życia. A konkretnie chodzi o to, że wspólnie z moją małżonką postanowiliśmy odnowić/podremontować nasze angielskie lokum. Żona trochę bardziej "postanowiliśmy", ja trochę bardziej "odnowić/podremontować"...


  ...W związku z tym swoje pierwsze kroki skierowałem w stronę fotela, żeby stworzyć biznesplan, czyli zaplanować roboty i zakup niezbędnych produktów. W zasadzie, żeby zaplanować prace, mógłbym to z powodzeniem zrobić, leżąc na sofie, ale już sprawdzanie cen rzeczy, które muszę kupić, lepiej mi wychodzi, gdy patrzę na duży ekran komputera stacjonarnego, niż na telefon czy tablet - dlatego skierowałem się do fotela stojącego w zachęcającej pozie przed kompem.
   Niewielki jest wybór w UK sklepów, jeśli chodzi o zakup towarów i narzędzi remontowo-budowlanych w przystępnych, choć dla mnie i tak jak zawsze zbyt wygórowanych, cenach. Wybrałem jeden, najbardziej popularny na tutejszym rynku. Pomny na pewne ciekawe fakty z przeszłości związane z tym sprzedawcą, część towarów zamówiłem (i zapłaciłem) do własnoręcznego odbioru, a część postanowiłem kupić prosto z regału, będąc na miejscu, po uprzednim własnoocznym obejrzeniu i sprawdzeniu.
   Pamiętam bowiem, jak kiedyś kupiłem, w tym właśnie sklepie, tapetę - tapety były brane z tej samej półki, z tym samym kodem i ceną. Po położeniu (przyklejeniu) ich na ściany, kiedy spocony, poplamiony klejem, pokrwawiony od ciecia nożem (tapety), opuchnięty i posiniaczony (raz spadłem ze stołka) z dumą patrzyłem na swoje dzieło, spostrzegłem, że gdy spojrzeć na tapetę pod nieodpowiednim kątem i przy nieodpowiednim świetle, to bezczelnie widać, że się różnią - część pasów (rolek tapety) była trochę bardziej błyszcząca, a część bardziej matowa. I to w centralnym punkcie pokoju.
   Z drugą częścią, tą zamówioną do odbioru (i zapłaconą), też był problem. Na pięć zamówionych pozycji (i zapłaconych) tylko trzy były na składzie. Poinformowano mnie mailem, że sorry, i że pieniądze mi zwrócą w ciągu czternastu dni. Zastanawiam się, co będzie, jak kiedyś zrobią remanent lub kontrolny spis towarów, jak to się kiedyś nazywało. No w komputerze niby rzeczy są na stanie, a na magazynie nie.
   Czasami sprawdzam opinię w internecie o produktach zanim je kupię, ale nie przyszło mi do głowy, żeby poszukać opinii dotyczącej zamówień przez internet. Okazało się, poniewczasie, że nie tylko ja jeden miałem pecha być tak potraktowany. Wyczytałem mnóstwo skarg od klientów w takim położeniu, a jeden nawet napisał, że zadzwonił osobiście i rozmawiał głosowo z obsługą, żeby się upewnić, że towar jest w sklepie, bo mieszka daleko. Potem przejechał kawał drogi, stracił czas i paliwo (o śladzie dwutlenkowęglowym nie wspomnę - po drodze na pewno musiał oddychać), i na próżno. I sorry. Ja przynajmniej miałem blisko. W tej sytuacji nawet odechciało mi się wypisywać moje żale na forum, bo po co? I tak to ich nie ruszy.
   Na szczęście kupiłem tą drogą rezerwacji tylko tanie rzeczy, nie zamrażając sobie tym samym większej sumy. Napisałem wcześniej, że obiecali mi zwrócić kasę - nie do końca tak było. Nie wiem jak obchodzą się z klientami płacącymi zwykłą kartą bankową, czy i jak szybko przelewają im pieniądze z powrotem na konto. Ja płaciłem tzw. kartą rabatową, na którą uprzednio wpłacam kasę (mam z tego pięć procent zniżki) i oni mi wysłali talon (voucher) na odpowiednią kwotę, który i tak mogę zrealizować tylko w tym sklepie (sieci sklepów). Niby ok, tylko co, jeśli ktoś postanowił odnawiać w urlop, zapłacił taką kartą za główny towar np. panele podłogowe lub glazurę i potem mu powiedzą "sorry, ale akurat tego nie mamy w takich ilościach"? Gościowi zamrożą kasę i przyślą voucher po dwóch tygodniach, akurat kiedy skończy mu się wolne. I cały urlop zmarnowany!
   Powyższy sklep nie jest oczywiście jedyny w Anglii z tego typu asortymentem, choć najbardziej popularny. Ja musiałem skorzystać także z innego. W tym przypadku (sklepie) weryfikacja stanu artykułów działa bez zarzutu, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. A więc sprawdziłem w komputerze, czy rzecz jest dostępna i śmiało ruszyłem dokonać zakupu. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że sprzedawca, również po przeanalizowaniu stanu magazynu w swoim komputerze (z wynikiem pozytywnym), rozpoczynając proces sprzedaży, poprosił o mój adres, zaczynając od kodu pocztowego. Jego palce, zawieszone milimetry nad klawiaturą, wydawały się czekać w skupieniu, lekko drżące, na dźwięk mojego głosu, gotowe na błyskawiczną reakcję, niczym palce trębacza w orkiestrze symfonicznej czekającego na ruch pałeczki dyrygenta.
   I wreszcie wydobywa się mój głos ze ściśniętego gardła (też mojego), ale nie ze spodziewaną treścią. I zawsze mnie irytuje i dziwi zdziwienie sprzedawcy, gdy mu odmawiam np. słowami, że wolałbym nie podawać moich danych, bo to i tak nie dla mnie, tylko sąsiad mnie prosił, żebym mu tą rzecz kupił. Tak mówię, gdy mam dobry humor. Gdy jestem wnerwiony, rzucam po prostu "no personal datails, please" (co w wolnym tłumaczeniu znaczy "ani mi się śni podawać ci moje dane, w mordę jeża"). Sprzedawca podnosi wtedy najpierw brwi znad oczu, potem oczy znad klawiatury i spogląda zaciekawiony w moim kierunku, ale gdy dostrzega na moim obliczu grymas amerykańskiego aktora Clinta E., znanego chociażby z filmu "Brudny Harry", i zaciśnięte pięści lidera totalnej opozycji Donalda T., których pewnie angielski sprzedawca nie widział w przekazach medialnych TVP, a które pomimo tego i tak robią wrażenie, macha w głowie (w sensie w myślach) ręką i nie drąży dłużej tematu.
   Czy naprawdę muszę podawać wszystkie moje dane (adres zamieszkania, adres mejlowy, telefon), żeby kupić paczkę gwoździ? Domyślam się, że to należy do obowiązków ekspedientów, takie zbieranie danych, ale powinni się najpierw zapytać, czy chcę podać moje detale i dopiero po ewentualnym uzyskaniu mojej (klienta) zgody, pytać o konkrety. Niedługo będą jeszcze wymagać, żeby sobie cyknąć selfie ze sklepowym i zrobią się drugie Chiny.
   Czytałem kiedyś, że właśnie w Chinach elektroniczny system rozpoznawania twarzy jest tak rozbudowany, że za pomocą wszechobecnych kamer umożliwia śledzenie obywateli nie tylko na dworcach czy lotniskach, ale także idących po chodnikach, a nawet w toaletach - podobno żeby dostać przydział papieru toaletowego, z automatu do wydawania tegoż, należy zeskanować twarz (i tylko twarz), a żeby dostać dokładkę (bo przydział był niewystarczający), czyli jeszcze jedną porcję papieru, trzeba odczekać dziewięć minut i ponownie się zeskanować (tylko jak wtedy wyjść z kabiny - dystrybutory papieru stoją w holu przy lustrach i zlewach - widziałem zdjęcie).
   Oczywiście także, a może przede wszystkim, to rząd zbiera dane o swoich obywatelach, o tym gdzie, kto, kiedy i z kim... spacerował. Nie wiem, czy to działa tylko w miastach, czy także takie kamerki są rozmieszczone przy każdym polu ryżowym na peryferiach kraju. Jeśli jeszcze nie, to pewnie to tylko kwestia czasu. Pełna kontrola.
   Zastanawiam się, czy można uniknąć takiej inwigilacji i na przykład pokłócić się z systemem i go obrazić? Ponad ćwierć wieku temu, pamiętam, między mną i pewną osobą doszło do sprzeczki. Od tamtej pory osoba przestała mnie rozpoznawać na ulicy, nawet jak przejdę pół metra obok niej. Więc może jakby taki Chińczyk wykonał gest Kozakiewicza (nazwany na cześć naszego olimpijczyka Władysława K., który to gest nasz sportowiec pokazał Ruskom na olimpiadzie w Moskwie) lub pokazał pewien palec do rządowej kamery, to władza by się na niego obraziła i dała mu spokój?
   Wracając do tematu - muszę przyznać, że prace remontowe pochłonęły mnie całkowicie, fizycznie i psychicznie, i nie mam zbyt dużo wolnego czasu np. na oglądanie telewizora. I bardzo dobrze! Po pierwsze, nie marnuję czasu i zachowuję swoje zdrowie psychiczne (albo to, co z niego zostało), a po drugie, każdą czynność należy wykonywać w skupieniu i myśleć o tym, co się robi. Muszę się przyznać w tym momencie, że jestem człowiekiem i jak każdy człowiek popełniam błędy i, jako człowiek wierzący, grzechy. I to dosłownie. Człowiek się łapie na tym, że czasami ciałem jest w jednym miejscu, a myślami zupełnie gdzie indziej. Na przykład:

   Siedzę sobie w kościele
   Śpiewam ładne pieśni
   A w głowie i przed oczami
   Cena za kilo czereśni.

   Wielu z nas pamięta zapewne aferę targową (nie mylić z przetargową), gdzie na jakimś bazarku ktoś, nie wiem, czy producent, czy handlarz, wystawił cenę 260 zł za kilogram czereśni. Domyślam się, że nie można tego zdarzenia brać zupełnie na poważnie, ale coś tam w głowie zostaje i wraca w najmniej odpowiedniej chwili i miejscu.

   Ksiądz macha kropidłem
   Lud pochyla głowę
   A ja rozmyślam, czy wzrosną
   Stopy procentowe.

   Trzeba przyznać, że inflacja, oprocentowanie kredytów, prowizje, banki i tym podobne sprawy mogą skutecznie przyciągać uwagę ludziom, zwłaszcza tym związanymi pożyczkami na czas 30 na przykład lat, kwalifikując tym samym problem bardziej do kategorii spraw wiecznych niż doczesnych.

   Potem stoję w kolejce
   Długiej do spowiedzi
   Kontemplując, co w telewizorze
   Jeden z drugim bredził.

   Zgodnie z zasadami kościelnymi, osoba powinna się powstrzymać od spożywania posiłków na godzinę przed przystąpieniem do komunii świętej (z pewnymi wyjątkami). Ja bym zalecał jeszcze, żeby na godzinę (nie wiem, czy to nie za krótko) przed przyjściem do kościoła nie oglądać telewizji (z pewnymi wyjątkami), bo potem mamy skutki, jak te opisane powyżej.
   Dobra, wracam do mojego remontu. Chociaż muszę przyznać, że robota właściwie prawie skończona. Zostało jeszcze parę drobiazgów, ale to już nie powinno mi zająć dużo czasu. Niebawem się z tym uporam w wolnych chwilach, które według proroctwa mojej żony, podpartego analizą zdarzeń z przeszłości, mogą się zbiec z terminem następnego odnawiania. Mam nadzieję, że jednak żona się myli i sprawnie zakończę harówkę.
   Czego sobie i innym domorosłym majsterkowiczom życzę (sprawnego kończenia wszelkich prac domowych, a nie mylących się żon - aczkolwiek tych nigdy niemylących się też nie życzę).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz