sobota, 20 sierpnia 2022

65. O lampkach, prezencie i gwiazdce

   Reklamy... Traktujemy je jako zło konieczne. Tylko czy koniecznie tego zła musi być tak dużo? A może właśnie powinno być tego więcej w telewizorze. A może to nie jest zło? Być może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale reklamy, jeśli się im dobrze przyjrzeć, mają charakter optymistyczny. A czego, jak czego, ale optymizmu w naszym kraju, i nie tylko w naszym, nie ma za dużo...
  ... Zwróćmy uwagę, że w reklamach często pokazywane są sytuacje, gdzie najpierw jest źle, a potem ma być lepiej, prawie idealnie. To wszystko według słodkich zapewnień uśmiechniętych osób, znanych lub nieznanych, które wcześniej cierpiały z powodu jakiegoś świństwa. Wszelkie schorzenia, zgagi, wzdęcia, mokry kaszel, suchy katar, łupanie w krzyżu, swędzenie w ...gardle, bezsenność, senność - wszystko to da się zwalczyć za pomocą tabletek, syropów lub maści. Trzeba, oczywiście, tylko przeczytać ulotkę lub skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą przed zastosowaniem leku - lub częściej - wyrobu medycznego, tzn. przed połknięciem lub posmarowaniem, lub jednym i drugim - mam taką miksturę w domu, którą się można posmarować lub nakapać kilkanaście kropli na łyżeczkę cukru albo do szklanki z wodą i łyknąć - dość znany specyfik i, mówiąc szczerze, pomaga.
   Można także zaradzić, według reklam, problemom z duchem, czyli kiepskim samopoczuciem. W tym celu wyjeżdżamy na wycieczkę do egzotycznych krajów lub kupujemy coś drogiego. Nie mamy na to dosyć pieniędzy? Nie ma problemu. Możemy przecież kupić se takie rzeczy na kredyt, czyli zaciągnąć pożyczkę, najlepiej tzw. chwilówkę, bo bez zbędnych formalności. Wachlarz możliwości jest w tej sferze też bogaty i to dosłownie - w sensie, że to bogacze udzielą nam wspaniałomyślnie wsparcia finansowego, a nie że my staniemy się bogaci, dzięki takiej życzliwej pomocy. Nie wiem tylko, dlaczego pod taką ofertą jest jedynie wzmianka o "szczegółach w regulaminie", a nie ma nic, że taka decyzja (o zadłużeniu się) może być przyczyną wielu groźnych chorób, i że należałoby skonsultować się z kimś posiadającym zdrowy rozsądek, zanim złożymy swój podpis.
   Tak czy siak - reklamy, jako takie, biorąc pod uwagę te kilkadziesiąt sekund ich trwania, kończą się optymistycznie. Jakiś czas temu pewien kanał, w sensie stacja telewizyjna, obchodziła jubileusz 25 lecia istnienia. Spostrzegawczy twierdzą, że powinno być zaliczone tylko 15 lat, bo 10 to były reklamy. W związku z tym uważam, że zasługuje ona, ta stacja, na miano najbardziej optymistycznej w polskiej przestrzeni medialnej.
   Napisałem, że reklamy są optymistyczne. Zapomniałem dodać - przeważnie. Ostatnio bowiem, nagminnie puszczane są w polskiej telewizji reklamy mandatów i innych grzywien, a także kar pozbawienia wolności. Mowa o zasadach ruchu drogowego, a konkretnie o ich łamaniu. Nie wiem, które z tych nowelizacji już przeszły w sejmie, senacie i u prezydenta, ale zgodnie z nimi w poczet kar finansowych ma wejść/już weszło, że będzie konfiskata samochodu (przez niektórych nazywanego autem) kierowanego przez pijanego pijaka tzn. pijak może prowadzić samochód, o ile w tej konkretnej chwili jest trzeźwy - mowa tutaj o pijakach okazjonalnych lub okolicznościowych, a nie tych permanentnych.
   Żeby było jasne - potępiam jazdę po pijaku, w sensie po spożyciu alkoholu (i/lub po zażyciu innych środków odurzających, co staje się coraz większym problemem), nie do końca jestem tylko przekonany, czy taki sposobie karania jest sprawiedliwy. Na szczęście jest parę wyjątków, jeśli chodzi o konfiskatę pojazdów - pochyliłem się trochę nad tym projektem ustawy. Zachodziły bowiem wątpliwości, co zabrać (i komu), jeśli pijany pijak jechał nie swoim samochodem np. pożyczonym od teściowej. Wtedy ma być przeliczona wartość pojazdu i pijak ma płacić równowartość. W sumie może to i dobrze - w przeciwnym razie mógłby nastąpić gwałtowny wzrost wypożyczeń samochodów przez zięciów od swoich teściowych, potem prosto do knajpy i odsetek pijanych kierowców zamiast spaść zgodnie z zamierzeniem ustawodawcy, poszybowałby ostro w górę.
   Jeszcze inaczej ma być rozliczany kierowca zawodowy, bo gdyby jechał tirem, wypakowanym po brzegi jakimś drogim towarem, np. elektroniką lub czereśniami po 260 zł za kilogram, to by się do końca życia nie wypłacił. Co by było, gdyby złapano pijanego motorniczego tramwaju, albo nawet Pendolino? No bo kto policjantom zabroni przyczaić się gdzieś na peronie i gdy nadjedzie pociąg, wyskoczyć zza rozkładu jazdy i sprawdzić alkomatem kierującego.
   No dobra, a co z rowerzystami? Dawniej, za komuny, karano wykręcaniem wentyli. Traktowano w ten sposób nie tylko pijanych, ale także jadących bez światła lub karty rowerowej. Albo za to, że się źle spojrzało na milicjanta, lub za dowcipne odpowiedzi np. podczas spisywania delikwent podał swoje (lub sąsiada - ormowca) imię i nazwisko i następnie na krótkie pytanie: "syn"? (chodziło o imię ojca) odpowiadał także krótko: "ojca".
   Czy teraz będą konfiskować również rowery? A co z pijanymi przechodniami przechodzącymi w niedozwolonym miejscu (albo na czerwonym świetle) jezdnię? Czy zabiorą takiemu buty i puszczą w skarpetkach? I czy zabiorą także zegarek, jeśli jednocześnie, przy takim przekraczaniu ulicy, spojrzy, żeby zobaczyć która godzina? To samo dotyczy komórek. A co, jeśli zawiany, w przenośni i dosłownie, chłop będzie wracał furmanką z pola? Czy zabiorą mu siano, wóz i konia? I czy będą obowiązywały jakieś ulgi? Na przykład, gdyby żona rolnika wystosowała prośbę, powołując się w niej na instytucję jedynego żywiciela rodziny - czy w takim przypadku jest szansa, by sędzia się ulitował i zwolnił konia z aresztu? A jeśli jakiś pasterz będzie prowadził bydło z pastwiska po publicznej drodze - czy skonfiskują mu krowy? Czy pozwolą przynajmniej je wydoić?
   A tak przy okazji, skoro już jesteśmy przy pijakach i rowerach - ostatnio złapano pijanego posła, Franciszka S., na rowerze. Rzekomo pijanego, bo tak naprawdę nie przetestowano go żadną aparaturą, ponieważ poseł wspaniałomyślnie odmówił udziału w jakiejkolwiek próbie sprawdzenia zawartości jego oddechu lub krwi, zasłaniając się, w przenośni i dosłownie, legitymacją poselską. Zatrzymano go, bo mu nie świeciły lampki, a było już ciemno (jedną zapomniał włączyć, a w drugiej zdechły bateryjki). To, że poseł był "pod wpływem" policjanci oparli tylko na przesłankach - waliło mu z gara gorzałą, gdy tylko ten otworzył usta. Gdyby pan poseł był wytrenowanym nurkiem, mógłby wstrzymać oddech wystarczająco długo, co pozwoliłoby mu w tym czasie odszukać wspomnianą legitymację w kieszeniach lub/i plecaku, podać policjantom do odczytania, a w razie jakichś pytań, mógłby jeszcze na wdechu rzucić: "Bez komentarza". Ewentualne wstrzymanie oddechu, w naszym konkretnym przypadku, utrudniała dodatkowo okoliczność, że poseł jadąc rowerem, złapał lekką zadyszkę.
   W sumie niby nic sensacyjnego to całe zdarzenie. Nie pierwszy taki immunitent łamiący prawo obowiązujące normalnych ludzi i pewnie, obym się mylił (choć szanse na to są znikome), nie ostatni. Ciekawostką może być jedynie fakt, że wspomniany poseł S., jak wyczytałem na stronie sejmowej, należy do pięciu podkomisji, w tym do "Podkomisji stałej ds. transportu drogowego, drogownictwa, bezpieczeństwa ruchu drogowego i poczty" - poczta w tym momencie nieistotna, ale chciałem dać pełny zapis. Należy także do podobnego tematycznie tworu, uwaga - długa i nudna nazwa, i także przytoczę w całości: "Podkomisja nadzwyczajna do rozpatrzenia projektów ustaw: - poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy - Prawo o ruchu drogowym, - rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy - Prawo o ruchu drogowym,  - poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy - Prawo o ruchu drogowym oraz ustawy o kierujących pojazdami".
   Jedźmy dalej - jest też coś takiego jak Zespoły Parlamentarne, do których nasz bohater należy - brał udział w 17 tego rodzaju kółkach zainteresowań, ale z jednego się wypisał (albo jego wypisali) - nazywało się to "Zespół Parlamentarny ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego" - piastował tam funkcję wiceprzewodniczącego. Ale nic straconego - jest między innymi (wymienię też tylko te powiązane tematycznie) wiceprzewodniczącym Zespołu ds. Walki z Wykluczeniem Transportowym i, uwaga - idzie petarda - przewodniczącym Zespołu ds. Transportu Rowerowego.
   Gwoli ścisłości trzeba dodać, że pan poseł przeprosił (nie mylić z "przyznał się") za swoje zachowanie na pewnym medium społecznościowym. Tak do końca to nie wiadomo dokładnie za co przeprosił, bo napisał: "Chciałbym przeprosić za moje wczorajsze zachowanie". Tak ogólnie, żadnych konkretów. Gdybym był wredny, to bym wysnuł przypuszczenie, że za jakiś czas, kiedy sprawa przyschnie, poseł może powiedzieć, unosząc brwi ze zdziwienia: "Jaki pijany? Ja przepraszałem za to, że jechałem bez świateł".
   Gdybym był jeszcze bardziej wredny, to bym dodał, że nasz poseł, tak jak każdy inny (poseł), jest obecny ciałem i duchem na okrągło (czyli 24 godziny na dobę) w służbie narodu i do jego obowiązków należy wsłuchiwać się w głos społeczeństwa i wiedzieć, co komu na wątrobie leży, żeby później móc temu zaradzić. A jak lepiej wysłuchiwać głosu obywateli i wyciągnąć od nich ich troski, jak nie przy przysłowiowej lampce koniaku, szampana lub innego trunku (powiedzenie można dowolnie modyfikować w zależności od tego, co mamy akurat w barku, jeśli wywiad przeprowadzamy w domu; lub co zamówimy u barmana - w przypadku knajpy; lub co mamy w papierowej torebce - jeśli preferujemy łono natury i ławeczkę w pobliskim parku). 
   Pan poseł obiecał także (ciąg dalszy wpisu z przeprosinami), że przekaże (nie mylić z "przekazał", ani z "nie przekazał") pięć tysięcy złotych na Fundację Pomocy Ofiarom Wypadków Drogowych. Ale ponieważ poseł był niejako na służbie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wrzucić te wydatki (trunek, zagrycha i te pięć tysięcy zadośćuczynienia) w koszty wykonywania działalności poselskiej np. prowadzenie biura.
   Pan poseł, po jakimś czasie, dodał kolejny wpis, a w nim napisał, że wysłał do policji wniosek "o wyjaśnienie sytuacji, dobrowolne uchylenie immunitetu i pociągnięcie [zakładam, że jego samego] do odpowiedzialności".
   Po pierwsze - uchylenie immunitetu nie takie proste, nawet jak sam zainteresowany tego chce, są odpowiednie procedury. Po drugie - nawet jeśli uda się uchylić immunitet, to na jakiej podstawie można pana posła osądzić i skazać? Jaki sąd wyda wyrok nie mając podstawy prawnej? Jaki paragraf został naruszony? Jak stwierdzić ile i czy w ogóle (rzekomo) wypił podejrzany, skoro nie dokonano żadnego pomiaru? Teraz to już pozamiatane, a raczej wytrzeźwiane. No chyba, że mówimy o karze za jazdę bez świateł.
   Ostatecznie, jakby tak bardzo pan poseł chciał, żeby sprawiedliwości stało się zadość, to przychodzi mi do głowy pewna myśl. Najpierw niech pozbawi się on immunitetu, potem chlapnie coś na ząb i odwagę, wsiądzie na rower (może lepiej niech go najpierw podprowadzi - nie w sensie, że go podkorbi czyli ukradnie) i zacznie jeździć dookoła najbliższej komendy. Żeby zminimalizować ryzyko w ruchu drogowym i uniknąć długotrwałego kręcenia się w kółko, co mogłoby spowodować zniszczenia okolicznej fauny i flory (zderzenia z pieszymi, drzewami, rozjechania psów i kotów wyprowadzanych na spacer lub biegających samopas, wyżłobienia "ścieżki" w żywopłocie okalającym budynek policji) gdyby pechowo żaden z policjantów nie wyjrzał przez dłuższy czas przez okno, pan poseł powinien uprzednio zadzwonić do przyjaciela, żeby ten z kolei zadzwonił na komisariat (należy zsynchronizować zegarki, żeby nie zadzwonił za wcześnie) i zgłosił, że jakiś podejrzany element kręci się wokół posterunku.
   Z całego tego zdarzenia jedynie wspomniana fundacja może się ucieszyć - kwota jest zapewne kroplą w morzu potrzeb, ale mimo wszystko taki prezent zawsze się przyda.
   I na zakończenie jeszcze jedno - w pesymistycznych reklamach straszących nas, normalnych obywateli, wysokimi karami finansowymi i więzieniem za łamanie przepisów ruchu drogowego, powinna być na dole ekranu mała gwiazdka i tekst, który lektor swoim zwyczajem przeczytałby z szybkością karabinu maszynowego: "Ech wy, ludziska, możecie się skonsultować z kim chcecie, ale wiedzcie, że przedstawione kary nie dotyczą posiadaczy immunitetu, ha ha ha".
   I tym  "optymistycznym" akcentem kończę na dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz