środa, 31 sierpnia 2022

66. O wybuchu i Noblu

   Wielu z nas, jeśli nie wszyscy, pamięta doskonałe, kto pierwszy wymyślił to idiotyczne hasło, a jeśli nie wymyślił, to użył. Wymyślił ten zwrot pewnie jakiś specjalista od marketingu i wziął za to grubą kasę. No chyba że wymyślający był zatrudniony na umowę śmieciową, zapłacono mu za godzinę pracy (w zaokrągleniu), a cały profit ściągnął jego szef - mogło i tak być. Business is business - co w wolnym tłumaczeniu znaczy: "Żadnych sentymentów w stosunku do pracowników i frajerów z konkurencji". W każdym bądź razie slogan reklamowy funkcjonuje nadal, jest wykorzystywany przy różnych innych okazjach (o czym za chwilę), a brzmi on:...
  ..."Hm hm hm nie dla idiotów", gdzie "hm hm hm" jest nazwą pewnej sieci sklepów.
   Nie bardzo wiadomo, jak to interpretować, powinna być jakaś wykładnia. No bo kto niby ma być idiotą? Czy ten, kto nigdy nie był w tym sklepie? Czy samo wejście do tego przybytku wystarczy, że automatycznie przestajemy być idiotą, jeśli, zakładając pesymistycznie, wcześniej nim byliśmy? Czy może ważniejsze jest jak wychodzimy? Bez zakupów - wtedy jesteśmy idiotą, czy wprost przeciwnie - jesteśmy nim, jeśli dokonaliśmy jakichś zakupów, zwłaszcza na kredyt.
   Jakiś czas temu wybuchła afera i dość szybko ucichła - jak to z wybuchami. Na początku jest wielkie bum, a potem cisza jak makiem zasiał. Chodzi o wypowiedź Olgi T., naszej (w sensie polskiej) pisarki, poetki (w internecie jest napisane, że jest jeszcze autorką scenariuszy i psychoterapeutką) i oczywiście laureatki nagrody Nobla. Powiedziała coś takiego:
   "Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, trzeba mieć pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą. Nie wierzę, że przyjdzie czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis. Więc piszę swoje książki dla ludzi inteligentnych, którzy myślą, którzy czują, którzy mają jakąś wrażliwość. Uważam, że moi czytelnicy są do mnie podobni, piszę jakby do swoich krajanów".
   No ale żeby "mieć pewne rozeznanie w kulturze" potrzebne, zdaniem pisarki, do czytania książek, trzeba najpierw przeczytać pewne książki. To tak, jakby wymagać, żeby samolotami sterowali tylko piloci z wieloletnim doświadczeniem, ale jakoś to doświadczenie trzeba zdobyć. To samo z innymi profesjami.
   Oprócz tego znowu mamy stwierdzenie, że coś nie jest dla idiotów. Podchodząc analogicznie jak do przypadku ze sklepem "hm hm hm", zastanawiam się, czy jeżeli przeczytam jakaś książkę (wystarczy jedną, czy muszę wszystkie?) napisaną przez naszą noblistkę, to będzie jasne, że idiotą nie jestem. Wystarczy przeczytać, czy muszę jeszcze zrozumieć?
   Nie mam zamiaru oceniać twórczości pani Olgi T., bo po pierwsze nie mam do tego najmniejszych uprawnień, a po drugie, i to jest decydujące, żadnej książki tej pani nie przeczytałem. Przeczytałem parę urywków, recenzji i wszystkie (chyba) tytuły i muszę stwierdzić, że nie zachęciły mnie do kontynuacji czytania. Nie dlatego, że są, mówiąc bardzo oględnie, negatywne - po prostu nie moje klimaty. Choć muszę przyznać, że na przykład tytuł ostatnio wydanego dzieła, "Empuzjon", był pouczający. Do tej pory nie miałem bladego pojęcia, co to takiego empuzjon (nie tylko ja - nawet słownik w Androidzie nie zna tego słowa), ale teraz sprawdziłem w internecie i jestem już mądrzejszy (albo mniej głupi). Do lektury za to nie zachęca mnie inny tytuł: "Prowadź swój pług przez kości umarłych" - ble...
   Mówiąc brzydko, pani Olga robi w słowach, czyli że słowa to jej warsztat, a właściwie narzędzia w tym warsztacie i nie powinna potrzebować rzeczników prasowych, którzy wyjaśniają, co dokładnie nasza noblistka miała na myśli, mówiąc to, co powiedziała. Mogłaby wyrazić konkretnie, kto jest, a kto nie jest idiotą według niej. Możliwe, że już to zrobiła - nie znalazłem tego w mediach, być może dlatego, że nie szukałem.
   Dochodzi jeszcze pytanie, wzorując się na kategoriach przyznawania nagrody Nobla - czy można nazwać kogoś idiotą, kto jest dobry z chemii, ale kiepski z literatury? Albo kiepski z fizyki, ale dostał Pokojową Nagrodę Nobla. Idiota niejedno ma imię, można by rzec. Pewna zwolenniczka (jak mniemam), dziennikarka Eliza M., wyjaśniła, że bycie chirurgiem czy pilotem odrzutowca też nie jest dla idiotów i nikt nie powinien się na taki zapis oburzać. Czytałem również artykuł w pewnej gazecie, a w nim interpretację i wyjaśnienie słów pani Olgi, jednak bardziej zawiłe i zagmatwane niż sama wypowiedź naszej bohaterki.
   Stwierdzeniem, że "coś nie jest dla idiotów" można, moim zdaniem, odbierać jako ostrzeżenie, informację a nawet zachętę. Ale skoro słowa takie nie powinny nikogo obrażać, niech wolno mi będzie użyć ich w innej konfiguracji, właśnie jako informację, ostrzeżenie lub zachętę i niekoniecznie dla idiotów, na przykład:
1. Nie dla wegetarianów - napis przed wejściem do mięsnego - oczywista sprawa.
2. Nie dla cieniasów - napis nad wejściem do siłowni.
3. Nie dla patałachów - przed wejściem do klubu sportowego. Mozna by zamieścić także trochę zmieniony napis na bilecie na mecz piłkarski " Bez patałachów", ale to jeszcze przyszłość. Jedźmy dalej.
4. Nie dla baranów - informacja umieszczona nad drzwiami autobusów komunikacji miejskiej, podtrzymująca na duchu podróżnych, którzy ze spłaszczonymi na szybie nosami spoglądaliby na innych uczestników ruchu.
5. Nie dla śpiochów - taki napis mógłby być umieszczany za czasów komuny nad piekarnią lub okienkiem w przychodni, gdzie wydawali numerki do lekarzy.
6. Nie dla osób z wrażliwym żołądkiem - szyld nad wejściem do wszystkich fast foodów.
7. Nie dla chytrusów - napis nad wejściem do gabinetu ojca dyrektora Tadeusza R.
Można by umieszczać odpowiednie szyldy przed wejściami do siedzib poszczególnych partii politycznych, żeby uniknąć nieporozumień:
8. Nie dla miękiszonow.
9. Nie dla dziadów i zdradzieckich mord.
10. Nie dla moherowych beretów i nieudaczników życiowych, co to nie potrafią znaleźć lepszej pracy, zaciągnąć kredytu i kupić sobie mieszkania.
11. Nie dla kombinatorów - przed urzędem skarbowym.
12. Nie dla ludzi o słabych nerwach - przed ZUS-em.
   Tak się zastanawiam, czy ja sam nie powinienem w tytule mojego bloga dopisać: "Nie dla idiotów". Może podniosłoby to oglądalność (czytalność). Ale jednocześnie ryzykowałbym zarzuty, że sam nie powinienem czytać tego, co piszę.


   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz