Ostatnio oglądałem telewizję i się przestraszyłem. Nie, nie jestem miłośnikiem (fanem) horrorów (dawniej się mówiło dreszczowców, teraz - o zgrozo! - thrillerów), więc nie chodziło o film. Słuchałem mianowicie, jakby nigdy nic, wiadomości. Dowiedziałem się tam o ogromnej aferze (innych, jak wiadomo, nie ma), jakoby w jednym z ośrodków szkoleń kierowców, w tym przypadku zawodowych, podpowiadano na egzaminie. Pikanterii dodaje fakt, że chodziło o egzamin dla kierowców ubiegających się o uprawnienia na przewóz materiałów niebezpiecznych tzw. ADR, czyli np. cysterny z paliwem...
...Sprawa jest o tyle ciekawa, że nie podpowiadał jeden kursant drugiemu, to by w sumie nie było nic sensacyjnego, ale podpowiadał wykładowca. Konkretnie mówiąc, umowa była taka, że jeśli zdający nie był pewny swojej inteligencji, to dawał znak wykładowcy, pisząc coś na swojej kartce (chyba numer pytania), a ten z kolei dawał znak butelką, jaka jest prawidłowa odpowiedź. Dawał znak butelką tzn. jak trzymał butelkę w ręku poziomo to znaczyło a, b lub c (tzn. znaczyło konkretnie jakąś literkę - nie znam szczegółów), a jak butelka do góry kopytami (do dołu nakrętką), to znaczyło coś zupełnie innego. Być może były też i inne znaki: chrząkanie, drapanie się prawą ręką po lewym uchu, dłubanie w zębach, dłubanie w nosie, podciąganie spodni, poprawianie ramiączek biustonosza itp. Co prawda opisywane wydarzenie dotyczyło osoby płci z wyglądu męskiej (chodzi o wykładowcę), więc mało prawdopodobne, że nosił biustonosz, ale kto zapewni, że był to jednostkowy przypadek. Może takich sytuacji jest więcej i w roli wykładowcy, czy może raczej wykładowczyni, spotkamy kobietę płci żeńskiej, a w takim przypadku prawdopodobieństwo, że osoba będzie wyposażona w tego typu atrybut garderoby, wzrasta.
...Sprawa jest o tyle ciekawa, że nie podpowiadał jeden kursant drugiemu, to by w sumie nie było nic sensacyjnego, ale podpowiadał wykładowca. Konkretnie mówiąc, umowa była taka, że jeśli zdający nie był pewny swojej inteligencji, to dawał znak wykładowcy, pisząc coś na swojej kartce (chyba numer pytania), a ten z kolei dawał znak butelką, jaka jest prawidłowa odpowiedź. Dawał znak butelką tzn. jak trzymał butelkę w ręku poziomo to znaczyło a, b lub c (tzn. znaczyło konkretnie jakąś literkę - nie znam szczegółów), a jak butelka do góry kopytami (do dołu nakrętką), to znaczyło coś zupełnie innego. Być może były też i inne znaki: chrząkanie, drapanie się prawą ręką po lewym uchu, dłubanie w zębach, dłubanie w nosie, podciąganie spodni, poprawianie ramiączek biustonosza itp. Co prawda opisywane wydarzenie dotyczyło osoby płci z wyglądu męskiej (chodzi o wykładowcę), więc mało prawdopodobne, że nosił biustonosz, ale kto zapewni, że był to jednostkowy przypadek. Może takich sytuacji jest więcej i w roli wykładowcy, czy może raczej wykładowczyni, spotkamy kobietę płci żeńskiej, a w takim przypadku prawdopodobieństwo, że osoba będzie wyposażona w tego typu atrybut garderoby, wzrasta.
Sprawa się rypła, bo jeden z kursantów, wchodząc w rolę sygnalisty, nagrał całą sytuację komórką i puścił w obieg - widocznie źle mu podpowiedziano albo nie podpowiedziano w ogóle (może nie wykupił takiej usługi?), albo może sumienie ruszyło, albo może najniezwyczajniej w świecie jest uczciwy do bólu.
Tak czy siak na drodze zrobiło się nieciekawie i teraz na wszelki wypadek zbliżając się do cysterny lub szambiarki, najlepiej omijać te pojazdy szerokim łukiem, bo nigdy nie wiadomo, czy gościu siedzący za kółkiem uczciwie zdał egzamin, czy może coś tam kombinował (tak, tak - niektóre rodzaje ścieków przewożone szambodżetem można podciągnąć pod ADR).
Słowem - straszna afera. Na szczęście ani gazety, ani telewizory nie informują o takich metodach zdobywania kwalifikacji zawodowych w innych branżach, ale kto mi zagwarantuje, że takie niecne praktyki działy się tylko w dziale motoryzacyjnym. A co, jeśli w podobny sposób podpowiadano na egzaminach na lekarza, policjanta prawnika, kucharza czy fryzjera? Też ich omijać? Owszem, policjantom staram się nie wychodzić w drogę (czyt. nie wjeżdżać w pole rażenia radaru), prawników unikam fizycznie i psychicznie, ale czasami do lekarza iść trzeba (w UK choćby po zwolnienie), zjeść coś w jakiejś restauracji/barze czasami też wypada, do fryzjera uciąć włosy, skoro jeszcze rosną, także warto się udać. Jak żyć?
Parę sekund wcześniej napisałem, że media nie informują o takich metodach zdobywania uprawnień - celowo użyłem słowa "takich", a nie "podobnych". Bo o podobnym, czyli nazwijmy to uproszczonym, sposobie budowania swojej kariery już zaczęło być głośno. Mam na myśli Collegium Humanum (zwanym też Tumanum).
Dyplom tej uczelni pozwalał zasiadać np. w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Tam nikt nikomu nie podpowiadał na egzaminie. Nie było takiej potrzeby. Wystarczyło uiścić odpowiednią kwotę, tzw. opcję premium (bo za same studia, jako takie, też należało zapłacić), żeby być pewnym i cieszyć się zaliczeniem wszystkiego, co możliwe na tej uczelni. Okazuje się, że wielu znanych i nieznanych (do tej pory), ale bardzo ważnych osobistości, uczęszczało do tej uczelni - albo nawet fizycznie nie uczęszczało - bo podobno nie było to niezbędne - ale stali się szczęśliwymi posiadaczami dyplomu. Oczywiście nie znaczy to, że wszystkie osoby korzystające z usług tej szkoły to cwaniaki, ale tak na wszelki wypadek niektóre osoby z półświatka polityki, gdy się ich pyta, czy studiowali w tym przybytku nauki, zaprzeczają gwałtownie, że nie, że nigdy ich noga tam nie postanęła, że nie wiedzą, gdzie to jest i że ogólnie nie, nie i nie
W tej całej sprawie chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Pierwszą z nich jest to, że w dzisiejszych czasach ludzie, w sensie uczniowie, idą na łatwiznę. Za moich czasów, bardzo dawnych czasów, pisało się ściągawki. Wiem, że to nie było poprawne zachowanie, ale przy sporządzaniu takich pomocy naukowych trzeba było się trochę natrudzić, wykazać inwencją, znaleźć potrzebne informacje, ocenić, czy właśnie one mogą być przydatne, potem mozolnie to wszystko umieścić na małym karteluszku, a potem jeszcze zapamiętać, żeby wszystko sprawnie szło, gdzie która ściągawka jest schowana: w rękawie, skarpetce, biustonoszu (co ja z tymi biustonoszami dzisiaj?) pod zegarkiem, pod językiem itd, itp. Przy okazji człowiek pisząc takie notatki, uczył się mimochodem materiału, coś tam w głowie zostawało. A teraz - klient płaci, klient wymaga.
Inne przemyślenie, które przychodzi mi na myśl w związku z tym incydentem, jest następujące: idą święta, czas między innymi (albo przede wszystkim) prezentów i powracający kłopot, jaki podarek wybrać dla najbliższych. A może by tak skorzystać z okazji? Zastanawiam się, jak ja bym się zachował, gdyby Święty Mikołaj przyniósł mi pod choinkę wielką kopertę a w niej dyplom MBA, czyli ten, o którym cały czas mowa. Ale by mnie zdziwko chwyciło! Tylko co dalej robić z takim podarunkiem, jak się zachować, chcąc postąpić przyzwoicie? Odmówić prezentu nie wypada - niegrzecznie, a poza tym Święty Mikołaj (chociaż w tej sytuacji już chyba nie taki święty, pomimo że działał jako podwykonawca) mógłby się obrazić i za rok sobie przypomnieć i zapomnieć o prezencie dla mnie. W skrajnym przypadku taką odmowę można by podciągnąć pod mowę nienawiści.
Wychodzi na to, że najlepiej by było zapisać się po kryjomu, tak żeby się Mikołaj nie dowiedział, na tę uczelnię i ukończyć ją. Wtedy wilk syty i owca cała.
A tak w ogóle, zawsze kiedy mowa o egzaminie na prawo jazdy lub sprawach pokrewnych, to przypomina mi się czas, kiedy to ja zdawałem na prawko. Działo się to dawno temu - ja w swojej końcowej fazie dojrzewania, komuna w początkowej fazie usychania. Zadziałała wtedy, w stosunku do mojej osoby, również uproszczona procedura, trochę dziwna, trochę śmieszna, nieco odstająca od standardów. Ale o tym opowiem już w następnym odcinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz